Dwoje łomżyńskich 80-cioparolatków stworzyło w miejscu dawnego uroczyska prawdziwy raj. Śledziłam i śledzę ich niesamowity wysiłek fizyczny, podziwiałam i podziwiam pasję, z jaką wykonywali i wykonują wszelkie prace. Wierzę im, kiedy mówią, ze bez pracy już dawno leżeliby na Zawadach. Swoim wigorem i kondycją zakasują niejednego 18-latka!
Propozycja zrelaksowania się na ich działce przyszła w samą porę, bo ciągnęłam ostatkiem sił. Zbyt wiele trudnych spraw nawarstwiło mi się w ostatnich tygodniach. Pojechałam skuszona dodatkowo zbiorem malin:) O "Edenie" tuż za Łomżą należałoby napisać poemat, a nie kilka wypoconych zdań.
W miejscu, gdzie dawniej były chaszcze rosną teraz unikatowe krzewy, drzewa, kwiaty i stoją ule. Spokój, cisza i wrażenie, że czas zatrzymał się w miejscu. Z przepływającej niedaleko Narwi dobiega klangor żurawi z akompaniamentem ptactwa z drzew rosnących na działce. Kilka starych drzew z dawnych zarośli gospodarze zostawili na pamiątkę. A może nie mieli siły ich wykarczować? Dzisiaj to sięgające nieba 40-metrowe kolosy, które swoimi czubkami łaskoczą chmury.
Pod drzewami tupta rodzina jeży. Po raz pierwszy usłyszałam, jak bardzo niekulturalnie pałaszują zdobyte jedzenie. Co za głośne mlaskanie i siorpanie. A fee! :) Na kilku orzechach włoskich harce urządzają wiewiórki. Gospodarz śmieje się, że rude złodziejki sprawdzają dojrzałość owoców. Śmigają tak szybko, że nie sposób złapać je w obiektyw. Po chwili rozlega się pukanie. To para dzięciołów bawi się w lekarzy drzew. W zagłębieniu terenu,tuż nad przepływającym strumieniem skoki trenują zielone żabki i stateczne żaby.
Nad wszystkim królują pszczoły. I niestety, także komary. Siedzimy na ławie pod drzewami i popijamy soki własnej produkcji. Na talerzykach piętrzą się czerwone, słodkie maliny i granatowe borówki. Wspominamy początki "rancza", kiedy to przez gęstwinę krzewów i kępy chwastów nie można było się przedrzeć do kilku uli. Wtedy był to tylko nieużytek wydzierżawiony od pewnego gospodarza, który twierdził, że NIC nie da się na nim zrobić. Dzisiaj, po sprzedaży, zapewne pluje sobie w brodę.
Miejsce przypomina ziemski raj. Trzeba było tylko wylać morze potu, nie zwracać uwagi na odciski i na bolące kręgosłupy. Nie każdy na taki wysiłek się zdobędzie. Efekt końcowy zatyka dech w piersi : https://plus.google.com/u/0/photos/117002193189410578663/albums/59000348...Nastrój sielanki zepsuła mi tylko wizyta w "kocim królestwie" ( vide poprzedni tekst).
"Ranczo" moich sąsiadów kojarzy mi się z obrazem "Ogród rozkoszy ziemskich" holenderskiego malarza Hieronima Boscha. Różnica polega na tym, że obraz jest martwy, a widoki przed moimi oczami żyją, świergolą i szumią. Wiekowa gospodyni, stara belferka, zacytowała fragment wiersza l. Rydla:
"...Tak mało na świecie dobroci, a tyle jej światu potrzeba... Nią życie jak słońcem się świeci, nią ziemia się zbliża do nieba..."
I to jest w tym "raju" nad Narwią najpiękniejsze: życzliwi, dobrzy ludzie w otoczeniu przyrody.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?