Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Tytus Brzozowski i jego sen o Warszawie

Karolina Kowalska
Karolina Kowalska
Tytus Brzozowski: Moje prace mają służyć radości z odkrywania Warszawy [Rozmowa NaM]
Tytus Brzozowski: Moje prace mają służyć radości z odkrywania Warszawy [Rozmowa NaM] Tytus Brzozowski
Tytus Brzozowski to warszawski architekt, malujący akwarele, na których Warszawa jest jak ze snu, a wszyscy kochający stolicę chcą mieć je na ścianach. Rozmawialiśmy z nim o Warszawie, o tym, jaka jest i jaka - według niego - powinna być.

Skąd w Twoim życiu wziął się pomysł na zajęcie się architekturą?

Można powiedzieć, że miałem to we krwi od urodzenia. Moja mama, babcia a nawet pradziadek to architekci, nie brałem pod uwagę niczego innego. Samego pomysłu zdawania na Wydział Architektury nie analizowałem głęboko, bo było to dla mnie naturalne, ale już przygotowania do egzaminu sprawiły, że nabrałem 100-procentowego przekonania, że to jest ta droga. Okres uczenia się rysunku i poznawania ludzi, których ekscytują te same rzeczy, co mnie, wspominam do teraz. Wizja tego, co będziemy robić na studiach, była tak nakręcająca, że dała mi przekonanie o architekturze jako najlepszej drodze na świecie.

Żeby dostać się na studia architektoniczne, trzeba robić zupełnie co innego, niż przy innych kierunkach, bardzo ważna jest nauka rysunku. Na egzaminie nie było nic związanego ze szkołą, z dotychczasową edukacją, więc wszystkie wysiłki związane z maturą i ocenami można było sobie schować do kieszeni. I tak robiliśmy - wkładaliśmy minimum naszych możliwości w ukończenie szkoły, bo to było niezbędne, a maksimum w to, żeby nauczyć się tego wszystkiego, co jest potrzebne, by przejść przez przesiew na architekturze. No i ta atmosfera - zaangażowania i ogromu pracy koncepcyjnej, która jest przed nami, w bardzo twórczym gronie, napędzała całą grupę moich znajomych do działania. Robiliśmy ciekawe rzeczy, wspominam ten czas z dużą sympatią.

Tytus Brzozowski: Moje prace mają służyć radości z odkrywania Warszawy [Rozmowa NaM]
Tytus Brzozowski: Moje prace mają służyć radości z odkrywania Warszawy [Rozmowa NaM] Tytus Brzozowski

A jakie jest Twoje najwcześniejsze wspomnienie związane z Warszawą?

Niezwykle interesował mnie plac Na Rozdrożu. Strasznie mi się tam podobało. Mam takie bardzo odległe wspomnienie, jak stoję z mamą nad wielką drogą, jaką jest Trasa Łazienkowska, która sięga po horyzont i efektownie zakręca. Teraz, zupełnie świadomie, potrafię wytłumaczyć, dlaczego to miejsce wzbudzało we mnie takie emocje, ale wtedy – rzecz jasna - nie potrafiłem tego zrobić, tylko czułem, że tam jest po prostu fajnie.

To zdradź nam teraz, dlaczego to jest takie ciekawe miejsce?

Trasa Łazienkowska to ciekawy przykład szybkiej trasy, która w kulturalny sposób przebiega obrzeżami śródmieścia. Unosi się ponad miastem, a na wysokości skarpy warszawskiej wchodzi do czegoś, co można by nazwać kanionem. Jadąc trasą, mijamy kolejne charakterystyczne miejskie widoki, które układają się w bardzo piękną i charakterystyczną dla Warszawy sekwencję. Mijamy most Łazienkowski, dachy liceum Batorego, Agrykolę, wreszcie zieloną skarpę warszawską z Zamkiem Ujazdowskim, w oddali majaczą wieże kościoła św. Zbawiciela. Następnie przejeżdżamy pod wspomnianym placem Na Rozdrożu i jesteśmy w miejskim kanionie wysokiej, socrealistycznej zabudowy, mijamy Marszałkowską, rondo Jazdy Polskiej i znowuż wynurzamy się, wyjeżdżając ostatecznie na poziom człowieka. Świetna sprawa.

Wspomniałeś o architekturze socrealistycznej obecnej w Warszawie. Zdaje się, że zaczyna ona być coraz bardziej atrakcyjna dla młodych pokoleń, które nie mają na barkach pamięci o PRL-u.

Rzeczywiście, ta architektura przeszła swego rodzaju czyściec. Stworzona została w czasie, gdy architekci byli zmuszani do porzucenia współczesnego języka projektowego i budowania w odgórnie zarządzonej stylistyce. Socrealizm był stylem rzeczywiście przyjmowanym bardzo niechętnie, ale po kilkudziesięciu latach odbiorca traktuje taką zabudowę inaczej. Teraz to jest raczej takie historyzujące, potężne, pełne detalu. Traktujemy takie budynki jako coś naturalnego, na stałe związanego z Warszawą. Nie można jednak zapomnieć o tym, że wiele takich socrealistycznych realizacji ma negatywne konsekwencje w przestrzeni miejskiej. Monumentalny plac Konstytucji psuje połączenia ważnych ulic, podobnie jak Pałac Kultury, który razem z placem Defilad dezorganizuje śródmieście Warszawy,

Tytus Brzozowski: Moje prace mają służyć radości z odkrywania Warszawy [Rozmowa NaM]
Tytus Brzozowski: Moje prace mają służyć radości z odkrywania Warszawy [Rozmowa NaM] Tytus Brzozowski

Są plany na nowy plac Defilad. Z muzeum i teatrem.

Plany na plac Defilad powstają co jakiś czas od 25 lat. Póki nie zobaczę efektu, to nie uwierzę. Muzeum Sztuki Nowoczesnej w takim miejscu to doskonały pomysł, bardzo liczę, że tym razem uda się doprowadzić do jego powstania. Niestety, samo muzeum i nowa siedziba teatru nie załatwiają sprawy. Dopiero zabudowa całego terenu wokół Pałacu Kultury pozwoli przywrócić to miejsce miastu. Zmiana percepcji tego rejonu jest niezbędna, bo Śródmieście z taka wizytówką jest po prostu nieatrakcyjne. A pamiętajmy, że jest to pierwszy widok dla wielu osób przyjeżdżających do Warszawy, które wychodzą z budynku Dworca Centralnego i już zawsze z nim kojarzą stolicę. Czyli z morzem jakichś słupków, szlabanów, budek, parkingów, po prostu chaosem i nieładem.

Co więcej, wytworzył się schemat, że skoro jesteśmy w Warszawie, to musimy iść pod Pałac Kultury zrobić sobie zdjęcie. Trochę nie wiadomo dlaczego, bo choć PKiN jest bardzo charakterystyczny, to Warszawa ma atrakcyjne miejsca do zaproponowania, do których warto pójść i na pewno nie jest to teren pod Pałacem Kultury. Centrum miasta nigdy nie będzie dobrze działać, bez dużego "stężenia" usług, kultury, sklepów, restauracji, miejsc pracy i mieszkań. Musi być gęsto, musi się tam dużo dziać, dopiero żywe, pełne ludzi śródmieście będzie atrakcyjne.

Gdzie Ty byś zatem zabrał swoich gości z zagranicy?

Wiele razy już to robiłem, uwielbiam takie rzeczy, doszło do tego, że wszyscy moi zagraniczni znajomi już nie chcą do mnie przyjeżdżać, bo zawsze ich trochę przez to miasto przepędzę i nie daję im wytchnienia (śmiech). Często wypożyczamy rowery. Jednoślad daje szansę na tempo, a w moim wykonaniu są to minimum dwa dni zaglądania we wszystkie zakamarki, więc warto myśleć o czasie.

Jak pokazywać innym Warszawę? Trzeba trzymać się rzeki. Cały pas od Marszałkowskiej do Wisły to okolica pełna ciekawych miejsc.

W tym te wszystkie zielone tereny - zaczynając na Mokotowie, schodząc na Sielce, po Łazienki Królewskie, okolice Sejmu z Kolonią Profesorską. Idąc dalej, jest takie miejsce, które bardzo lubię, czyli cztery potężne gmachy w okolicach ronda de Gaulle'a – BGK, Muzeum Narodowe, Dom Partii oraz współczesny budynek Giełdy Warszawskiej. Potem okolica Nowego Światu, Foksal, Chmielna, Świętokrzyska, Krakowskie Przedmieście, na dole Powiśle z BUW-em i nadwiślańskimi atrakcjami. Dochodzimy do Starówki i Nowego Miasta, a można iść dalej, bo zaraz jest Cytadela, Żoliborz i Bielany. Właśnie przeszliśmy wiele kilometrów zielonego, zadbanego miasta. A po drodze być może zahaczyliśmy o Saską Kępę i kawałek Pragi. Tu też warto zaglądać.

Tytus Brzozowski: Moje prace mają służyć radości z odkrywania Warszawy [Rozmowa NaM]
Tytus Brzozowski: Moje prace mają służyć radości z odkrywania Warszawy [Rozmowa NaM] Tytus Brzozowski

Saska Kępa jest mocno obecna na Twoich akwarelach.

Wychowałem się na Saskiej Kępie, chodziłem tutaj do podstawówki, przez jakiś czas mieszkaliśmy przy Francuskiej, pod koniec studiów wróciłem do domu dziadków i teraz moje dzieci wychowują się na Kępie. Uwielbiam tę atmosferę małego miasteczka w środku miasta. Gdy idę do sklepu czy cukierni, pani ekspedientka mnie zna i mogę zamienić z nią kilka słów. Potem idę dwa budynki dalej do piekarni czy pralni, odprowadzam synka do żłobka i w zasadzie wszystkie swoje sprawy mogę załatwić w obrębie kilku ulic, chodząc piechotą. Wieczorem wychodzę na Francuską spotkać się ze znajomymi, mogę pójść do parku, a potem z rodziną na lody. Tutaj jest wszystko, co jest potrzebne do życia, a jednocześnie jest bardzo zielono, zabudowa ma przyjazną skalę, to wszystko sprawia, że wygodnie się tutaj żyje.

Jakie elementy miejskiego krajobrazu najbardziej lubisz? Trudno nie zauważyć w Twoich pracach powtarzających się czerwonych tramwajów.

W swoich akwarelach staram się szukać charakteru i lokalności Warszawy. Jednym z pomysłów na szukanie tej tożsamości jest obserwowanie lokalnych elementów, budujących nasze poczucie przynależności do miasta. I takim czymś jest czerwony tramwaj, czyli coś głęboko warszawskiego, obecnego niezależnie od wszelkich przeobrażeń, które przechodziło miasto. Takimi elementami są też charakterystyczne budynki i ich fragmenty, np. dla mnie czymś takim są wieżyce mostu Poniatowskiego. Ich rozpoznawalna sylweta jednoznacznie kojarzy się z Warszawą. No i oczywiście panorama wieżowców – symbol sukcesu ekonomicznego, który w historii miasta jest stosunkowo nowy, a wywiera wielki wpływ na jego wizerunek.

W Twoich akwarelach fascynuje nie tylko sam świat przedstawiony, ale także precyzyjna technika. Namalowanie takiego obrazka to żmudna praca?

Akwarela rzeczywiście jest wymagająca, tu pewnych decyzji nie da się cofnąć. Jeśli nałożę ciemną plamę, to już jej nie zamaluję na jasno, gdy zmienię po chwili zdanie. Każda pomyłka ma nieodwracalne konsekwencje. To jest też technika nieco przypadkowa, bo gdy leje się woda i wpada w nią pigment, to on może się rozlać w przeróżny sposób. Mogą z tego wyjść różne rzeczy i efekt nieraz bywa zaskakujący. Akwarela jednocześnie daje bardzo szerokie możliwości. Można nią robić szybkie impresyjne prace albo bardziej dopracowane, pełne szczegółów, można malować mniej lub bardziej realistycznie.

Jak to się stało, że zająłeś się malowaniem?

Zacząłem malować na studiach, bo akwarela to technika architektów. Kiedyś była to najszybsza metoda pokazania swojego projektu klientowi. Zwłaszcza w Warszawie, bo można powiedzieć, że jest to taka nasza warszawska szkoła malowania. Architekci bardzo cenią sobie malowanie z natury, bo to nauka tego, jak działa świat i jego przestrzennych zjawisk – światła, cienia, odbić, perspektywy powietrznej. To taka renesansowa metoda obserwowania rzeczywistości. Do tego akwarela jest bardzo wygodna, bo jest mało wymagająca sprzętowo. Łatwo wziąć farby do plecaka, gotowa praca szybko schnie i od razu można wrzucić ją do teczki.

Twoje prace wyróżniają się spośród innych elementami, których próżno szukać w przestrzeni miejskiej. Latające fortepiany to jednak dość surrealistyczna wizja.

To wynik moich poszukiwań swojego miejsca w malarstwie. Zaczynałem od malowania z natury, o którym wspominałem wyżej. Na pewnym etapie przestało mi to wystarczać, chciałem czegoś więcej. Zacząłem szukać swojego języka, bo było dla mnie deprymujące, że po zajęciach 30 osób wraca tak naprawdę z takim samym obrazkiem. Nasze prace w zasadzie nie różniły się od siebie, poza możliwościami warsztatowymi - ktoś to zrobił lepiej, a ktoś gorzej. Dlatego w pewnym momencie zechciałem, żeby w moich obrazach pojawiło się coś z mojej wyobraźni. Te wszystkie elementy surrealistyczne, zakłócające dosyć wiernie pokazaną przestrzeń, dobrze opowiadają o lekko chaotycznym krajobrazie Warszawy. Polskie miasta wyglądają nieco inaczej niż zachodnie metropolie, jest w nich trochę bałaganu, nie do końca zrozumiałych decyzji i myślę, że moje przestrzenne żarciki temu odpowiadają. To jest mój główny cel – pokazywanie lokalności i charakteru Warszawy. A jeszcze idąc dalej, to zawsze chciałem, żeby na moje prace można było poświęcić więcej czasu. Jeśli ktoś chce je zobaczyć szybko, to OK, natomiast jeśli masz trochę więcej czasu, jeśli cię to interesuje, to nie spotka cię zawód. Moje małe poukrywane historie mają służyć radości ze znajdowania czegoś zaskakującego i ciekawego.

Tytus Brzozowski: Moje prace mają służyć radości z odkrywania Warszawy [Rozmowa NaM]
Tytus Brzozowski: Moje prace mają służyć radości z odkrywania Warszawy [Rozmowa NaM] Tytus Brzozowski

Są one także świadectwem Twojej miłości do Warszawy. Co w niej lubisz?

W Warszawie niezwykle pociągające i charakterystyczne jest zagmatwanie historii. Nagromadzenie różnych zdarzeń spowodowało, że wynik, jaki mamy teraz w postaci tkanki miejskiej, nie mógłby się pojawić nigdzie indziej w normalnym trybie rozwoju miasta. Poszukiwanie tych nawarstwień historii i odpowiadanie sobie na pytanie: „dlaczego tak się stało”, jest fascynujące.

Podczas zamknięcia i otwarcia mojej ostatniej wystawy, na początku października, miałem okazję przedstawić prezentację w sali kinowej, opowiadającą o moich pracach i Warszawie. Chciałem w klarowny sposób pokazać, dlaczego Warszawa mnie ekscytuje. Podczas tej opowieści posłużyłem się archikatedrą warszawską jako przykładem tego, jak zmienne są losy warszawskiej zabudowy. Jest to budynek, który od wersji gotyckiej zmieniał się przez barokową, neogotycką, aż do momentu, w którym uległ zupełnemu zniszczeniu. Po czym grupa ludzi - niedawno, bo kilkadziesiąt lat temu - postanowiła o nowym wyglądzie tego budynku, który nie ma precedensu, tzn. on nigdy wcześniej tak nie wyglądał. Archikatedra jest bardzo piękna, choć jej obecna forma jest w zasadzie przypadkowa, a trzeba pamiętać, że to bardzo ważny budynek dla Warszawy. Istotna dominanta, miejsce ważnych wydarzeń historycznych. I to mnie szalenie pociąga, odkrywanie takich właśnie historii i zastanawianie się, dlaczego tak jest, dlaczego ten kościół teraz jest mały, a kiedyś był duży. Dlaczego do tego placu kiedyś dochodziło więcej ulic niż obecnie, jak to skrzyżowanie wyglądało zabudowane wielkomiejską XIX-wieczną architekturą. To są nasze warszawskie historie, charakterystyczne tylko dla tego miejsca.

A co Cię wkurza w tym mieście?

Warszawa ma swoje problemy. Jest zaśmiecona wielkoformatowymi reklamami, Śródmieście jest podzielone szerokimi arteriami dla samochodów, gdzie brakuje przejść dla pieszych, odczuwalny jest brak podziemnego parkowania, ważne place są zastawione samochodami, brakuje ścieżek rowerowych, ulic handlowych, sklepy są poukrywane w galeriach.

Wiele osób uważa, że nazwę „Warszawa” można by zastąpić słowem „korek”.

W żadnym mieście na świecie nie sprawdzi się założenie, że każdy z nas może mieć swój samochód i poruszać się nim po mieście. To nie jest możliwe, nikt nie jest w stanie zbudować takiego systemu, żeby zapewnić pełną przepustowość. Zawsze prędzej czy później ulice się zapchają. I dlatego chodzi o to, żeby stworzyć alternatywne formy, na tyle wygodne, by ludzie chcieli z nich korzystać. Warszawa ma coraz lepszą komunikację miejską. Jest też kwestią czasu to, że nam się mentalnie przestawi w głowach i stwierdzimy, że warto zrezygnować z auta na rzecz tramwaju, metra czy roweru. I że nie warto wjeżdżać samochodem do miasta. Potrzeba czasu, byśmy zrozumieli, że tak jest wygodniej i że mamy konkurencyjną alternatywę. W dodatku tańszą, bo jeżdżenie autem w mieście jest drogie.

Ale ogólny rozrachunek jest chyba taki, że żyje nam się w Warszawie lepiej?

Warszawa jest teraz w takim momencie, w którym bardzo wiele rzeczy się zmienia na plus. Zresztą to trwa od lat. Jeśli popatrzeć na wygląd miasta w ciągu ostatnich 25, 15 i 5 lat to różnice są szokujące. Oczywiście, że można się pastwić nad detalami, ale trzeba tez powiedzieć wprost, że bardzo się poprawiło. I co więcej, zapowiada się, że w dalszym ciągu będzie szło ku lepszemu, bo widać wolę Ratusza w chęci zrozumienia potrzeb nowoczesnego miasta. No i władze konsultują swoje działania z mieszkańcami.

To silny trend w ostatnich latach.

A wszystko to dzięki sile warszawiaków, biorącą się z tego, że jest tutaj mnóstwo ludzi, którzy chcą powiedzieć, jak miasto ich zdaniem powinno wyglądać. Są w stanie założyć stowarzyszenie, spotykać się, rozmawiać i chcą żeby władza brała pod uwagę ich zdanie. To jest fenomen, że miasto, które było określane jako zbieranina ludzi bez tożsamości, nagle jest w stanie wyznaczyć szeroką grupę reprezentantów, którzy mają jasny pogląd na to, w jakiej przestrzeni ludzie chcą żyć i mają dość determinacji, żeby o to walczyć. Tym samym zmienia się stosunek mieszkańców do miasta, co dzieje się na naszych oczach.

Co według Ciebie jest w tych rozmowach najbardziej wartościowe?

Myślę, że najbardziej wartościowe jest zdanie organizacji pozarządowych, które skupiają wokół siebie grono profesjonalistów. Jest to kapitał intelektualny, który nie do końca możemy odnaleźć w Ratuszu i władza coraz częściej chce go słuchać. Mam na myśli takie organizacje, jak Forum Rozwoju Warszawy, które zajmuje się opracowywaniem uwag do konkretnych miejskich projektów, ale też budowaniem własnej wizji i przedstawianiem swoich propozycji rozwoju kluczowych obszarów. Oni znają Warszawę i czuwają nad tym, żeby nie podejmowano błędnych decyzji. To istotny wkład intelektualny w rozwój miasta. Nieraz działo się tak, że planując duże i ważne inwestycje, nie pamiętano o lokalnej wrażliwości, o próbie porozmawiania z ludźmi, którzy będą tam mieszkać, o pokazaniu, jak takie inwestycje wpłyną na ich losy. Konsultacja pozwala nawet drobnymi decyzjami sprawić, że przestrzeń będzie bardziej przyjazna, a ludzie będą czuć się bardziej komfortowo.

Pracowałeś w Finlandii. Co stamtąd wyniosłeś?

Nauczyłem się tam paru rzeczy, w tym podejścia do pracy. Fajnie było patrzeć na Finów, w kontekście ich pracowitości i profesjonalizmu. Rzecz jasna, nie przejąłem w pełni wszystkich tych cech, ale doceniam ich walory. To, jak po prostu robi się swoją robotę. W biurze, między przerwami, które swoją drogą są dość częste, jest zupełnie cicho, bo wszyscy tylko klikają myszkami i pracują. Natomiast po 7 godzinach wyłączają komputery i wychodzą, nie ma potrzeby siedzieć po godzinach. Finowie są pracowici i niezwykle wydajni w swojej pracy. A jeśli jest problem, że się nie wyrabiamy, to trzeba poinformować inwestora o przełożeniu terminu i to jest dla wszystkich zrozumiałe, bo to jest jasny znak, że jest za dużo pracy. W polskim biurze projektowym jest bez przerwy hałas, wszyscy gadają, nie sposób się skupić. Jak jest telefon do inwestora, to on nie przyjmuje opóźnienia do wiadomości. Na koncepcję jest miesiąc a nie trzy i bywa, że wszystko jest trochę na wariackich papierach, tylko szybciej, szybciej...

Pisałeś pracę dyplomową na temat polskiej architektury. Jest w ogóle coś takiego jak „polska” architektura?

Pisałem tę pracę w Finlandii i pracowałem nad nią pod kierunkiem fińskiego i polskiego promotora. Podjąłem próbę porównania wizerunku przestrzennego dwóch krajów. Było to niezwykle łatwe w przypadku Finlandii, bo ich architektura jest rozpoznawalna, a wzornictwo czytelne. Przestrzeń ma wyraźnie widoczne cechy, co wiąże się z krajobrazem, zielenią, lasem, skałą, wodą. Przy Polsce zaczęły się schody. Tutaj jest niezwykła mnogość rozwiązań. Bardzo trudno znaleźć elementy charakterystyczne dla polskości w architekturze. Ostatecznie podjąłem decyzję, by w swojej pracy opisać dwa style narodowe, czyli styl dworkowy i zakopiański. Mają one wpływ na budownictwo, niemniej trudno wyjąć z nich jakieś elementy, które pozwolą zrobić coś współczesnego. Celem projektowym mojej pracy, było stworzenie dwóch pawilonów. Polskiego w Finlandii i fińskiego w Polsce. I z fińskim poszło mi bardzo szybko i prosto, a z polskim męczyłem się straszliwie. Każdy zgrabny pomysł nie był polski i skończyło się na jakichś kompromisach, które niestety odarły ten pawilon z wdzięku.

W dwudziestoleciu międzywojennym był taki pomysł na robienie czegoś polskiego i były z tego znacznie lepsze efekty, ale współcześnie trudno mówić o polskim charakterze w architekturze. Co prawda, jest coś takiego, że w każdym miejscu na świecie buduje się trochę inaczej, bo ludzie mają różne potrzeby.

Można powiedzieć, że elementem polskim w architekturze są grodzone osiedla, czego nie ma w żadnym innym miejscu na świecie. No ale nie jest to element, który chciałoby się powielać.

Tytus Brzozowski: Moje prace mają służyć radości z odkrywania Warszawy [Rozmowa NaM]
Tytus Brzozowski: Moje prace mają służyć radości z odkrywania Warszawy [Rozmowa NaM] Tytus Brzozowski

Co byś zrobił w Warszawie, gdybyś dostał wolną rękę?

Uporządkowałbym ważne place miejskie: Unii Lubelskiej, Trzech Krzyży, Konstytucji. Zagospodarowałbym otoczenie Pałacu Kultury, zabudowałbym kolejowe treny wzdłuż Alej Jerozolimskich, zrealizowałbym kładkę pieszo - rowerową doczepioną do mostu Poniatowskiego, likwidowałbym przejścia podziemne, wprowadzając tradycyjne zebry, a wszędzie, gdzie się da, sadziłbym długie szpalery dużych drzew. Takich rzeczy są dziesiątki, wiele z nich się dzieje, ale na wszystko potrzeba czasu.

Ratusz prowadzi teraz akcję „Warszawa 2030”, pytając mieszkańców o to, jak ma wyglądać stolica w przyszłości. A jaka jest Warszawa Twoich marzeń?

Warszawa jest w momencie wielkiego napływu kapitału, co powoduje, że stała się wielkim placem budowy. Miasto znakomicie się zagęszcza, powstaje bardzo dużo mieszkaniówki i biurowców. Myślę, że jest to kierunek, w którym będziemy podążać w najbliższych latach. Porównując Warszawę do innego dużego miasta, które przez pewien czas było w podobnej sytuacji, czyli do Berlina, można zauważyć, że może przyjść dzień, w którym rynek nasyci się powierzchnią biurową i kapitał będzie napływał znacznie wolniej. Mam nadzieję, że do tego czasu uda się stworzyć odpowiednie warunki dla zabudowy kluczowych miejskich terenów – placu Defilad, okolic Alej Jerozolimskich i ul. Marszałkowskiej.

Oczywiście przez kilkanaście lat można zrealizować kilka ważnych, a trudnych i pracochłonnych inwestycji takich, jak obwodnica czy kolejne linie tramwajowe i metra. Chciałbym, żeby udało się tak przeorganizować Warszawę, aby nie kojarzyła się wyłącznie z nerwami w korkach i niezdrowym powietrzem. Żeby dokonał się zwrot ku rzece, żeby łatwo można było przemieszczać się po mieście na rowerze, żeby prawa i lewa strona miasta społecznie i kulturowo w pełni zespoliły się w jeden spójny organizm. Myślę, że przez te lata jeszcze bardziej zmieni się nastawienie mieszkańców do miasta. Chciałbym, żeby do 2050 roku Warszawa była miastem bardziej przyjaznym.

Miasto, to nie tylko budynki. Co powiesz o mieszkańcach stolicy?

To jest wielka wartość Warszawy, że są tutaj ludzie ze wszystkich stron. To oczywiście działa w naszej polskiej, skromnej skali, ale większość europejskich metropolii to miasta "zbudowane" na ludziach z całego świata. U nas jest bardziej lokalnie, ludzie pochodzą głównie z innych stron kraju a nie świata, ale nadal jest to bardzo wartościowe, tworzy sumę doświadczeń.

Najważniejsze jest to, żeby mieszkańcy Warszawy czuli się odpowiedzialni za swoje miasto i czuli się tutaj jak u siebie. Gdy tylko tak się dzieje, wszystko zaczyna bardzo fajnie działać.

Zaskoczyła Cię popularność Twoich prac i entuzjastyczne reakcje ludzi?

Oczywiście, nie mogłem się tego spodziewać. Gdy parę lat temu zacząłem realizować swój pomysł na malowanie Warszawy, to traktowałem to bardziej jako zabawę i realizowanie swojej pasji, adresowałem to do wąskiego grona rodziny i znajomych. To dla mnie bardzo miłe, gdy okazuje się, że moje prace docierają do szerokiego grona odbiorców, że ludzie chcą oglądać i kupować moje akwarele. Najwięcej satysfakcji dają mi spotkania z ludźmi lubiącymi moje prace, wernisaże, na które przychodzi bardzo dużo gości. 600 osób na otwarciu wystawy jest szalenie namacalne, to nie są wirtualne polubienia na Facebooku, tylko prawdziwy tłum ludzi, którym chciało się poświęcić wieczór na posłuchanie tego, co mam do powiedzenia i obejrzenie moich prac. To jest po prostu super.

Mam też nadzieję, że pozytywny przekaz tych prac i optymistyczne spojrzenie na miasto wpływają na refleksję, że tutaj jest fajnie. Że jeśli ktoś konsekwentnie poświęca swój czas na to, żeby opowiadać, jak ciekawa jest Warszawa, to może coś w niej rzeczywiście jest. Na to liczę.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto