Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ulice Puław: Jak się zmieniała Kołłątaja

redakcja
redakcja
Sebastian Godziszewski
Nasz cykl reportaży o puławskich ulicach cieszy się ogromnym zainteresowaniem naszych Czytelników. Otrzymujemy od Was mnóstwo listów.

Niektóre z nich opisują Puławy, jakich już nie ma. To są wspomnienia ludzi, którzy nie chcą żeby TAMTE Puławy odeszły w zapomnienie. Dziś – wspomnienia naszej Czytelniczki o ulicy Kołłątaja.
 
Ulica mojego dzieciństwa to ulica Kołłątaja. Tu się urodziłam w lipcu 1945 roku. Odkąd sięga moja pamięć, zawsze się tak nazywała. Jednak wyglądała zupełnie inaczej, nawierzchnia była wybrukowana tzw. kocimi łbami, była znacznie wzniesiona do ul. Piłsudskiego. W zimie była to dobra górka na sanki, niebezpieczna, ale nie było tylu samochodów, przeważały wozy konne na żelaznych obręczach.
 
Mieszkałam na wprost rynku pod nr 31, więc najbardziej pamiętam tę część ulicy. Chodziłam do przedszkola, które mieściło się w domu parafialnym w pobliżu kościoła na górce, prowadzone było przez siostry zakonne. Pamiętam siostrę Zofię, Silesię i Gertrudę W pobliżu przedszkola był ogródek jordanowski z małym basenem kąpielowym dla dzieci, drabinki, zjeżdżalnie, piaskownica, ławki. W rogu ogródka – bliżej kościoła – znajdował się budynek, w którym była świetlica. Przychodziły tu dzieci z pobliskich domów, prowadzone były zajęcia plastyczne, gry i zabawy. Obecnie teren ten jest zupełnie pusty, a szkoda.
 
Na początku ul. Kołłątaja – na rogu Piłsudskiego – był sklep spożywczy tzw. pocztowiec, zawsze dobrze zaopatrzony.
 
W kamienicy tej mieszkali znajomi moich rodziców – państwo Gątowie. Lubiłam tu przychodzić z ojcem i przyglądać się jak dorośli grali w karty, tzw. puka.
 
Następna posesja po tej stronie – pani Piontkowej – z olbrzymimi indorami, których się bardzo bałam.
 
Na górce, w takim długim murowanym budynku była wulkanizacja chyba pana Mizery, a po drugiej stronie ulicy na placu Filipków wulkanizacja pana Packa. Plac ten był ogrodzony, ale tam się wchodziło szukać skarbów, były tam piwnice pozostałe po żydowskich domach. Zamiast skarbów, znajdowało się jakieś lekarstwa, może tam była apteka? Trochę dalej przy tym placu była duża góra w dół do ul. 6 sierpnia. Tam chodziliśmy na sanki, mówiło się, że idziemy na sanki na „bożnicę”. Na dole był domek, na który czasami się wpadało. Obecnie na tym placu stoi Dom Nauczyciela. Po tej samej stronie jest duży, murowany dom, od frontu znajdował się sklep chemiczny, natomiast od podwórka mieszkały moje koleżanki – Ewa Chmielewska i Ewa Brol. Kolejny dom należał do państwa Szczypów i Kurowskich. Pan Szczypa grał w dętej orkiestrze. Zadbany domek z ogródkiem był państwa Targosińskich – jedyny po tej stronie piętrowy dom z czerwonej cegły z półokrągłym frontem i brama wjazdowa. Mieścił się tu sklep spożywczy u pani Oli, kupowało się cukier na kartki. W domu tym mieszkało kilka rodzin, ale nie wiem czyj to był dom.
 
W sąsiedztwie znajdowała się sodówka i wapniarnia u pana Wydry. Kolejne dwa domy, pierwszy z suteryną, w której mieszkali lokatorzy, następny w głębi od ulicy z sadem – była to własność Matraszków, mieszkali tam lokatorzy. Dom składał się z dwóch części, pierwsza to była rudera, w której mieszkała pani Helena, osoba samotna, której bardzo dokuczano. Zabierała mnie na grzyby, robiła palmy, które sprzedawała na rynku. W drugiej części mieszkali Adamscy.
 
Dwa domy piętrowe, drewniane podobne do siebie. Jeden z gankiem oszklonym to własność pani Pawłowskiej. Tu mieszkaliśmy na lokatornym, od frontu rodzice prowadzili sklep z mięsem i wędlinami własnego wyrobu. Sklep zlikwidowano, ojciec-spekulant został osadzony na Zamku w Lublinie.
 
W następnych latach był tu skup suchego chleba. Dom podobny do naszego, tylko z dużą werandą od frontu; była tam restauracja Tarłowskich, a następnie skup surowych skór.
 
Kolejne podwórko to miejsce spotkań dzieci z pobliskich domów
 
Albin, najstarszy nasz kolega organizował różne akcje, np. zbiórkę złomu i butelek, które były sprzedawane, a pieniądze dzielone pomiędzy uczestników zbiórki. Chłopcy grali w klipę, w noża, w dołki (rzucanie monetą do dołka). Dziewczynki grały w klasy, w państwa, a wszyscy w chowanego w sąsiadujących sadach, gdzie chodziliśmy na jabłka i orzechy. Sady sięgały do ulicy 6 sierpnia, były własnością Wójcików i Wydrów. Mieszkały tam dwie rodziny, moja koleżanka Janka Solecka i rodzina Szymańskich, też wielodzietna tak jak moja. Nas było ośmioro, żyje pięcioro.
 
Wracając na prawą stronę ulicy – tu gdzie obecnie stoją bloki Rejonu Dróg Wodnych – były wyrobiska po piasku, tam bawiły się dzieci. Kiedyś oberwała się skarpa, doszło do tragicznego wypadku, zasypało mojego kolegę z klasy – Janka Szychtę, który mieszkał w pobliżu łaźni. Łażnia to kolejne wspomnienia; w domu nie było kanalizacji. Tu chodziliśmy się kąpać. W łaźni, dorośli czekając na swoją kolejkę grali w karty i opowiadali różne historie, nawet straszne. Łaźnią opiekowała się pani Nowakowa. Dom przy ulicy po prawej stronie: był tu szklarz i mały sklepik pana Jabłońskiego: z żyłkami, wędkami, haczykami i ładnymi główkami aniołków, baletnic, Mikołajów. Przed świętami Bożego Narodzenia robiliśmy ozdoby na choinkę i te główki naklejało się baletnicom, aniołkom robionym z karbowanej bibuły.
 
Największa kamienica przy rynku należał do państwa Łukasików
 
Był tu też sklep z dużymi, czerwonymi lizakami, które stały w słoikach. Mało kto pamięta też budkę pani Bazylikowej z lodami nakładanymi łyżką z bańki, która była umieszczona w naczyniu z prawdziwym lodem. Lód pozyskiwano z Wisły i przechowywano w pryzmach zasypanych trocinami. Podobno – ja tego nie pamiętam – zaprosiłam kiedyś dzieci na lody. Musiałam mieć dużo pieniędzy, ale pani Bazylikowa odniosła je moim rodzicom.
 
Nie pochwalono mnie za to, bo pieniądze wzięłam bez pytania.
 
Przy rynku była studnia z rączką, którą bardzo ciężko się naciskało. Stąd nosiliśmy wodę w drewnianych nosiłkach; jak wiadra sięgały ziemi, to łańcuch należało zawinąć.
 
Przy rynku był sklep tzw. tania jatka, zawsze stały tam duże kolejki, mięso surowe i pieczone dostarczał Biowet.
 
W każdym domu były kuchnie węglowe, więc można było wykorzystać fajerkę i pogrzebacz do zabawy. Urządzano zawody, która fajerka napędzana pogrzebaczem pojedzie najdalej. Furmani wozili węgiel, skład węgla mieścił się przy ulicy 6 sierpnia. Jak węgiel spadał z wozów, to dzieci zbierały na wyścigi, tak samo było z burakami cukrowymi, z których robiło się dobre placki.
 
Zima miała swoje uroki, chłopi w dni targowe przyjeżdżali saniami, ileż to było radości – od wczesnego rana rozbrzmiewały dzwoneczki przy saniach. Śniegu było tyle, co tej zimy. Gdy jarmark dobiegał końca, upatrywało się jakieś sanie, do których doczepialiśmy swoje sanki, jak chłop nie gwizdnął batem do tyłu, to jechało się do samego mostu. Na łyżwy (miałam takie przykręcane na blaszki do butów) chodziliśmy na „maćka dołki”, obecnie mieszczą się tam ogródki działkowe i hotel.
 
W lecie, po św. Janie chodziliśmy na plażę. Było tu jak nad morzem. Tak jak w piosence: piękny, żółty, wiślany piach, pomosty drewniane wyznaczające plażę, kosze wiklinowe, rowery wodne kajaki. Do Puław przyjeżdżali letnicy. W Wiśle była czysta woda. Wracając do rynku, nie mogę pominąć domu, który stał na środku – zwany „belwederem” (nie wiem dlaczego). Mieszkał tam szewc, który agrafką przebijał sobie na pokaz policzek i jeszcze chyba dwie rodziny: pani Hela z synem Zbyszkiem i Rucińscy. Była również przy rynku piekarnia Kellera, tam nosiliśmy placki do pieczenia. Na rogu był dom pana Osiaka i zakład rymarski. Handel na rynku był inny jak teraz. Mleko sprzedawano z baniek, masło w osełkach owiniętych w liść chrzanowy. Jabłka brało się z dużych koszy zwanych kipami, a truskawki – pyszne murzynki i purpuratki z koszy z pałąkiem. Były też tańsze jajka, tzw. stłuczki lub wylewki i nie było zachorowań na salmonellę.
 
Nastąpiło wiele zmian, nie ma już śladu po wielu miejscach, które wspomniałam. Ulica Kołłątaja ciągnie się dalej, ale moje wspomnienia łączą się z tą częścią, może ktoś wspomni dalszą część ulicy i swoich sąsiadów?
 
Łączę pozdrowienia
Jadwiga Anna Król z domu Ogonowska

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak postępować, aby chronić się przed bólami pleców

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto