Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W Dzierżążnie wzrosła liczba zgonów. Zabójczy brak pielęgniarek

Dorota Abramowicz
Fot. T. Bołt
Fot. T. Bołt
Od stycznia do lipca br. w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym, mieszczącym się w Gdańskim Centrum Rehabilitacji w Dzierżążnie, zmarło już 39 pacjentów. Przez cały ubiegły rok w tym samym ZOL zanotowano 36 zgonów.

Od stycznia do lipca br. w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym, mieszczącym się w Gdańskim Centrum Rehabilitacji w Dzierżążnie, zmarło już 39 pacjentów. Przez cały ubiegły rok w tym samym ZOL zanotowano 36 zgonów. Niewykluczone, że przyczyną części tragedii jest brak personelu.
- Można mówić o 50-procentowej nadumieralności - mówi prof. Leszek Bieniaszewski z AMG, który nie mogąc pogodzić się z redukcją personelu w ZOL, zrezygnował przed tygodniem z funkcji konsultanta medycznego w Dzierżążnie.

Od początku roku z oddziału odeszła ponad połowa pielęgniarek. Odchodzą też salowe. Gdańskie Centrum Rehabilitacji (oprócz ZOL mieszczą się w nim oddziały rehabilitacyjne oraz zakład fitoterapii) ma poważne problemy finansowe. Tegoroczny kontrakt z NFZ jest mniejszy o 40 proc. W grudniu ub.r. władze Pomorza podjęły decyzję o likwidacji placówki, a jednym z jej powodów była niedokończona restrukturyzacja. Od stycznia Dzierżążno weszło w "unię personalną" (ten sam dyrektor, Andrzej Steczyński zaczął zarządzać równocześnie obiema placówkami) ze szpitalem w Kościerzynie. Od sierpnia oba szpitale są już połączone. Na początku zapadła też decyzja radnych województwa o sprzedaży majątku GCR. Grunty w Dzierżążnie mają być oddane nowemu właścicielowi pod warunkiem zachowania dotychczasowego charakteru leczniczego placówki.

W ZOL przebywają osoby niepełnosprawne, po wylewach, udarach i amputacjach, skazane na opiekę pielęgnacyjną. Tymczasem na 76 łóżek (na dwóch oddziałach) przypadają.... dwie pielęgniarki, pełniące dwunastogodzinne dyżury.
- Zdarzyło się, że trzeba było zostawać na 24 godziny, bo brakowało ludzi - mówi zmęczonym głosem pielęgniarka oddziałowa Teresa Malek, która po nagłej rezygnacji dotychczasowej kierowniczki ZOL pełni od kilku dni dodatkowo jej funkcję. - Takiego horroru jeszcze nigdy nie przeżywałyśmy. My tu dosłownie na twarz padamy. I jeszcze te zgony... To prawdziwa tragedia! Częściowo wynikająca z braku pielęgniarek. Kiedyś człowiek siedział przy łóżku chorego, gdy zbliżał się koniec, to zapalił gromnicę. Teraz zdarza się, że salowa zawoła z drugiego końca korytarza: pani Tereso, chyba pacjent nie żyje!

Chorych, z powodu braku czasu, nie wyprowadza się do toalety. Wszystkim zakładane są pampersy.
- Pół biedy, jeśli człowiek ma sprawne ręce - kręci głową Brunon Lewicki, który po amputacji obu nóg jest skazany na wózek. - Mogę wyjechać na korytarz, zjeść sam. Inni muszą czekać...
Pozostałych chorych trzeba nakarmić, zmienić opatrunki, posmarować maścią przeciw odparzeniom. Z maścią jest problem. Z powodu oszczędności często jej brakuje. Pewnie z tego samego powodu zapracowanym do granic możliwości pielęgniarkom dyrektor z Kościerzyny nakazał... codzienne liczenie zużytych pampersów.
Niepokojące sygnały dochodzą także z sąsiadującego z ZOL oddziału rehabilitacyjnego. Przed kilkoma dniami do wojewody pomorskiego wpłynęła skarga Danuty Ejsmont ze Słupska, której 75-letnia matka przebywała między 11 a 23 lipca br. na rehabilitacji w Dzierżążnie.
- Mama jest po dwóch udarach, ale była w bardzo dobrym stanie higienicznym i umysłowym - mówi pani Danuta. - Była już wcześniej na rehabilitacji w tej placówce i nie mieliśmy żadnych zastrzeżeń. Po tygodniu zadzwoniła pani doktor i poinformowała, że mama jest chora i trzeba ją zabrać. Mama została przekazana nam w okropnym stanie: odleżyny, brak kontaktu, odwodniona, brudna, niemyta chora niesprawna ręka (brud pomiędzy palcami), poharatana ręka po wkłuciu kroplówki, niewyjmowana proteza, niezmienione ubranie przez 13 dni!

Szpital zaprzecza, by ubranie pani Ireny Ejsmont nie było zmieniane. Lekarze tłumaczą, że przyczyną pogorszenia stanu zdrowia i odleżyn była biegunka, którą przeszła chora.
Na wniosek lekarza wojewódzkiego pod koniec lipca Irena Samson, wojewódzki konsultant ds. pielęgniarstwa przewlekle chorych i niepełnosprawnych przeprowadziła kontrolę w Dzierżążnie. Wnioski z kontroli bardzo zaniepokoiły dr. Karpińskiego.

- Dramat - mówi lekarz wojewódzki. - W związku z szokującą powagą opisywanych nieprawidłowości poprosiłem Departament Zdrowia Urzędu Marszałkowskiego o pilną reakcję na opisywane zagrożenie bezpieczeństwa zdrowotnego pacjentów.
Wiedza o sytuacji w Dzierżążnie dotarła już do NFZ i wicemarszałka Leszka Czarnobaja, odpowiedzialnego za ochronę zdrowia na Pomorzu.
- Jeżeli doszło do nieprawidłowości, wyciągniemy konsekwencje - deklaruje marszałek Czarnobaj. - Po spotkaniu z panią konsultant Samson podjęliśmy już działania, by zwiększyć obsadę personelu na oddziałach. Trwa zatrudnianie pielęgniarek i salowych.

Dyrektor połączonych szpitali w Kościerzynie i Dzierżążnie, dr Andrzej Steczyński, jest na sierpniowym urlopie. Od piątku, czyli formalnie od pierwszego dnia "szpitalnej unii" do Dzierżążna przyjeżdża Marzena Barton, wicedyrektor ds. pielęgniarstwa w obu placówkach, która twierdzi, że może odpowiadać tylko za ostatni tydzień funkcjonowania placówki.
- Szukam co najmniej pięciu pielęgniarek - mówi. - Wiele pań odeszło. Oferujemy 1900 złotych pensji na początek. To nie jest łatwe - na rynku pracy jest poważny niedobór.


Trudno wytrzymać tyle zgonów

Rozmowa z Ireną Samson, konsultantem wojewódzkim ds. pielęgniarstwa

- Pani wrażenia po kontroli w Dzierżążnie?

- Szok! Sytuacja pogarszała się od stycznia, kiedy wskutek restrukturyzacji zwalniały się kolejne osoby. Dziś na 40 chorych wymagających stałej pielęgnacji, karmienia, wysadzania przypada jedna pielęgniarka.To wbrew wszelki standardom.

- A jakie są standardy?

- Jedna pielęgniarka na pięciu chorych. W Dzierżążnie doszło do zagrożenia bezpieczeństwa pacjentów. Wzrosła znacznie, w porównaniu z ubiegłym rokiem, liczba zgonów. Wiele pielęgniarek nie wytrzymało sytuacji, w której zdarzały się nawet dwa zgony na dyżurze. Same zaczęły chorować.

- Pomagały im jedna, czasem dwie salowe...

- Salowe też odchodziły ze szpitala. Jeśli zwolniło się siedem salowych, to sytuacja powinna poważnie zaniepokoić kierownictwo placówki.

- Czy kontrolując pozostałe zakłady opiekuńczo-lecznicze na Pomorzu, spotkała się Pani z podobną sytuacją?

- Nigdy i nigdzie nie było tak źle.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto