Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

W lotnictwie nie ma miejsca dla przypadkowych osób

tom
Jakub Drzewiński
Jakub Drzewiński archiwum Jakuba Drzewińskiego
Z Jakubem Drzewińskim instruktorem pilotażu w Ośrodku Kształcenia Lotniczego Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Chełmie rozmawia Tomasz Wójciszyn

Samolot polskich linii lotniczych LOT Boeing 767, pilotowany przez kpt. Tadeusza Wronę wylądował we wtorek awaryjnie na warszawskim lotnisku im. Chopina. Maszyna nie mogła wysunąć podwozia i lądowała "na brzuchu". Doskonały pilot, okrzyknięty od razu bohaterem narodowym, uratował życie 230 osób. Kapitan Wrona jest absolwentem Politechniki Rzeszowskiej. Od 20 lat lata na boeingach jest też szybownikiem. Zdaniem fachowców, właśnie to miało kluczowe znaczenie przy awaryjnym lądowaniu.

Czy licencja pilota szybowcowego rzeczywiście przydaje się w pracy pilota liniowego?

Nie jest potrzebna do szkolenia na licencję liniową, ale chodzi o to, aby piloci mieli wyrobioną odpowiednią wyobraźnię i nabrali doświadczenia, które może kiedyś przydać się w awaryjnej sytuacji. Dlatego chcemy wprowadzić w PWSZ latanie na szybowcach. Konkretnie akrobację szybowcową. Wprawdzie wielu naszych studentów ma licencje szybowcowe, ale część z nich nigdy nie siedziała za sterami szybowca. Właśnie im chcielibyśmy zafundować dodatkowe loty szybowcami. To bardzo ważne. Ta "drążkologia" uratowała życie wielu pasażerom. Kapitan airbusa, który lądował na rzece Hudson zajmuje się małym lotnictwem. Kapitan Tadeusz Wrona również lata na szybowcach. Pilot szybowcowy często ląduje w terenie przygodnym. To normalne. Kończy się pogoda i jak się jest daleko od lotniska to ląduje się w polu, czy w kartoflach.

Większość pilotów szybowcowych w swoich karierach lądowała bez podwozia: albo się złożyło, albo pilot zapomniał je wypuścić czy z innych przyczyn go nie miał. Tak właśnie nabiera się doświadczenia. Pilot, który dużo lata poza praca zawodową jest bardziej doświadczony i na pewno lepiej poradzi sobie z sytuacjami awaryjnymi, niż ten który tego nigdy nie robił.

- Żeby być pilotem, trzeba mieć pieniądze, wiedzę i predyspozycje fizyczne. Jak zacząć?

Jest to szkolenie bardzo kosztowne, nie każdego stać, żeby wydać 25 tysięcy zł na licencję i nie mieć pewności, czy dostaniemy się na specjalność pilotaż na PWSZ. Dlatego od tego roku będziemy przyjmowali studentów bez licencji. Chcemy stworzyć szansę równe dla wszystkich.
Trzeba stworzyć możliwości przede wszystkim dla osób zdolnych. Nie tylko dla tych co posiadają pieniądze. Chcemy zainwestować w ludzi zdolnych, którzy dobrze się uczą i będą nam dawać pewność, że będą zdawać egzaminy. W czasie tych studiów trzeba zdawać bardzo dużo egzaminów po za uczelnią, w Urzędzie Lotnictwa Cywilnego. To jest duże obciążenie, ale dla osób które dobrze się uczą nie jest to problemem.
Głównie naciskamy na naukę, na dobry poziom angielskiego. Oczywiście bardzo ważne są również na badania lekarskie pierwszej klasy, czyli dające możliwość pracy pilota zawodowego. Ważne są one przez rok. Studenci, którzy jeszcze nie mają licencji zawodowej i tak muszą nam dostarczać wyniki tych badań.

- Badania lekarskie to tylko część wymagań jakie trzeba spełniać. Mogą się mylić?

Są przypadki ludzi, którzy mają zrobione badania pierwszej klasy, ale po kilku lotach okazuje się że czegoś im brakuje. Że pojawiają się np. problemy z błędnikiem, że po godzinie lotu uczeń zaczyna się źle czuć, ma problem z koordynacją ruchów. To jest bardzo ważne, bo w czasie lotu samolotem ma się do dyspozycji ster wysokości, ster kierunku i również lotki oraz mnóstwo wskaźników parametrów lotu. Wszystko musi razem współpracować. Na badaniach lekarskich nie zawsze ten problem wyjdzie. Dodatkowo pilot musi mieć wyobraźnię przestrzenną. Te wszystkie elementy mogą spowodować, że mimo bardzo dobrych wyników w nauce, bardzo dobrych wyników badań lekarskich taka osoba nie nadaje się do latania i wtedy przerywamy szkolenie.

- PWSZ jest drugą, po rzeszowskiej politechnice publiczną uczelnią szkolącą pilotów cywilnych. Czym różni się szkolenie w Chełmie, od tego w Rzeszowie?

Nasze studia są krótsze w porównaniu z Politechniką Rzeszowską. Porównując, w Rzeszowie prowadzone jest szkolenie zintegrowane, czyli od zera do licencji zawodowej z uprawnieniami IR(A) (latanie na przyrządy) i MEP(L) (samoloty wielosilnikowe). U nas natomiast mamy szkolenia modułowe.

Czyli najpierw licencja turystyczna, później licencja zawodowa i oddzielnie uprawnienia. Jest przy tym więcej godzin szkolenia, ale u nas student po każdym etapie szkolenia coś ma, może sam latać i przez to szlifować swoje umiejętności. W Rzeszowie od początku do końca student jest uczniem pilotem bez uprawnień. Jeśli nie zda egzaminów końcowych zostaje z niczym.

Według nas, szkolenie w Chełmie jest o wiele lepsze, mimo że droższe. Ale etapy na studiach są tak poustawiane, że każdy z nich kończy się egzaminem państwowym. Aby pójść dalej, trzeba zdać egzamin na konkretne uprawnienie tudzież licencję.

- Na jakie elementy w trakcie trenowania sytuacji awaryjnych kładziecie największy nacisk?

Główną rzeczą, jaką trenujemy jest symulacja awarii silnika w trakcie lotu. Robimy to na dwa sposoby. Nad lotniskiem, aby student miał możliwość celnego wylądowania na pasie. Do końca takiego lotu silnik pracuje na zdławionych obrotach. Druga sytuacja to wybór przygodnego terenu do lądowania. Teren ten musi spełniać odpowiednie warunki, musi być płaski, nie może tam być żadnych przeszkód, musi być usytuowany względnie pod wiejący aktualnie wiatr. Ocena przydatności wykonywana jest z powietrza. Oczywiście w terenie przygodnym nie lądujemy podczas treningów. W momencie kiedy widać, że student dobrze wybrał, wchodzimy na obroty silnika i wracamy na wcześniejszą bezpieczną wysokość i kontynuujemy lot.

- Nad Chełmem często pojawiają się samoloty. Studenci latają sami?

Kładziemy bardzo duży nacisk na jakość latania. Studenci latają sami, ale z rejestratorami lotu. Spędzają mnóstwo godzin w powietrzu. Aby móc ich kontrolować instalujemy w ich samolotach loggery. Dzięki nim możemy sprawdzić każdy element ich lotu – wysokość, prędkość, położenie. Służy to też do tego, żeby czuli, że mają w powietrzu opiekuna, który im zabrania chuligaństwa czy niskiego latania tam, gdzie tego robić nie mogą. A dla nas jest to potrzebne, aby móc zanalizować taki lot, wyłapać jakieś błędy w nawigowaniu. Dzięki loggerom jesteśmy w stanie zapanować nad lataniem samodzielnym studentów i pozwalać im się rozwijać. Wylatywanie godzin nie jest bezsensowne. Cały czas trwa szkolenie.

U nas praktyka lotnicza trwa przez cały rok. Latamy 12 miesięcy w roku, siedem dni w tygodniu. Znamy podział godzin i zajęć studentów na uczelni. Kiedy pojawiają się okienka, dni wolne studenci mają obowiązek pojawienia się na lotnisku. W zależności od tego ile mają czasu, robimy im szkolenia doskonalące, wykłady, prezentujemy różne sytuacje.

- Student pilotażu niemal wcale nie ma wolnego czasu. On studiuje, lata i jeszcze musi się bardzo dużo uczyć.

Jedna rzecz to są studia inżynierskie na uczelni, a dodatkowa rzecz to szkolenie lotnicze. Nasi absolwenci mają licencję liniową i mają pełne uprawnienia, aby po skończonej nauce podjąć pracę w liniach lotniczych. Jednak aby zostać absolwentem, trzeba ukończyć wszystkie szkolenie, zdać wszystkie egzaminy.

Najtrudniejsze są egzaminy na licencję liniową pilota. Jest to materiał z 14 przedmiotów z wszelakich zakresów, literatura fachowa. Wszystko jest po angielsku. To około 10 tysięcy pytań do wykucia na blachę. Egzamin zdaje się w ULC na komputerze, na sali obłożonej kamerami. Nie ma mowy o oszukiwaniu.

- Przykładowe pytanie?

Meteorologia: Jakie są różnice pomiędzy temperaturą a wilgotnością pomiędzy masą powietrza pochodzącą znad Azorów a masą znad północnej Rosji?

Bank pytań nie jest dostępny. Są jakieś które nawiązują do tego który posiada komisja egzaminacyjna, jednak w praktyce okazuje się, że studenci uczą się jednego banku pytań, później drugiego, a na egzaminie mają całkowicie inne pytania.

- Muszą w takim razie wiedzieć wszystko czego się nauczyli na zajęciach?

Zajęcia to tylko namiastka. Ogromna część to nauka własna. Kurs do licencji liniowej to 650 godzin zajęć. Część tych zajęć studenci realizują w domu przy komputerze na zasadzie dystanslearningu. Jednak o wiele więcej muszą się uczyć sami z literatury fachowej.

- Zdarzały się sytuacje niebezpieczne w czasie lotów szkoleniowych?

Jeśli chodzi o uczelnię, to na samym lotnisku w Depułtyczach Królewskich w tym roku mamy wykonane 4,5 tysiąca startów i lądowań. W powietrzu spędziliśmy ponad 3 tysiące godzin. Latało u nas około 10 – 12 samolotów. Mamy kilkudziesięciu studentów, którzy są na różnym poziomie zaawansowania. Odpukać, na szczęście nic się złego, niebezpiecznego nie wydarzyło.

Choć jednej ze studentek zdarzyła się nieplanowana „wycieczka”, wyleciała po za swoją trasę i się zgubiła. Ale bardzo ładnie sobie z tym problemem poradziła. Ponieważ mamy rejon informacji powietrznej, w samolotach są zainstalowane transpondery szybko została namierzona i skierowana na właściwy kurs. Generalnie oprócz małych pomyłek nawigacyjnych poważnych sytuacji nie mieliśmy.


Nasze serwisy:
Luźny serwis - Z przymrużeniem oka
Chełmski informator miejski: taksówki, banki, szkoły, kościoły

Najświeższe wiadomości z Twojego miasta prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
Prześlij nam swój artykuł lub swoje zdjęcia. Nie masz konta? Zarejestruj się!
Masz firmę? Dodaj ją za darmo do Katalogu Firm.
Organizujesz imprezę? Poinformuj nas!

od 7 lat
Wideo

Jakie są wczesne objawy boreliozy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na chelm.naszemiasto.pl Nasze Miasto