W Opolu wypadające z gniazd pisklęta skazane są na śmierć...

Od piątku do redakcji nto zgłaszają się opolanie, którzy bezskutecznie szukają opieki i domu dla małych ptaków, które wypadają z gniazd. Niestety, nikt nie chce im pomóc.
- W czwartek na placu Piłsudskiego w Opolu znalazłam cztery malutkie jeżyki - opowiada Janina Kiprian (na zdjęciu). - Nie miałam pojęcia, co z nimi zrobić, ale trzeba im było jakoś pomóc.
W największy upał wsiadłam na rower i zawiozłam je do opolskiego zoo. Pracownik ogrodu odesłał mnie do Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami. Tam też nie potrafili mi pomóc.
Kobieta przez cały dzień szukała pomocy, wreszcie trafiła do osoby prywatnej, która zajmuje się bezdomnymi pisklętami. Robi to charytatywnie, z miłości do zwierząt.
W podobnej sytuacji znalazła się Jolanta Łojewska z Opola. - To chore, że żadna instytucja nie chce pomóc bezbronnym pisklętom, a przecież opieka nad nimi należy do zadań miasta - denerwuje się kobieta.
- Los ptaków nie obchodzi opolskich urzędników! W innych miastach, np. we Wrocławiu, z powodzeniem działają pogotowia dla ptaków. Dlaczego w Opolu nikt nie wystąpił z podobną inicjatywą?! - pyta.
Skontaktowaliśmy się wydziałem ochrony środowiska i rolnictwa w opolskim ratuszu. - Wiemy, że są takie sytuacje, ale sprawa do dziś nie została rozwiązana - przyznaje Bogdan Kociński i odsyła nas do rzecznika prezydenta Zembaczyńskiego.
- Moim zdaniem najbardziej kompetentną instytucją, która mogłaby pomóc ptakom, jest ogród zoologiczny - mówi rzecznik Mirosław Pietrucha. - My jednak możemy jedynie prosić dyrektora placówki. Jeśli się na to zgodzi, porozmawiamy wówczas o formie współpracy.
Niestety, dyrektor opolskiego ogrodu zoologicznego Lesław Sobieraj twierdzi, że opieka nad pisklętami to nie jego działka, o czym stanowią przepisy.
- Nie zajmujemy się tego typu sprawami. Ten problem powinien rozwiązać wydział ochrony środowiska. Zoo jest zamkniętym obiektem i nie może przyjmować zwierząt z zewnątrz - dodaje dyrektor.