Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wadim Tyszkiewicz: - Lata stresu mam już chyba za sobą

Redakcja MM Nowa Sól
Redakcja MM Nowa Sól
- Po pierwsze gospodarka, po drugie gospodarka i po trzecie... gospodarka - wylicza w rozmowie z „GL” Wadim Tyszkiewicz, prezydent Nowej Soli, który ubiega się o kolejną, czwartą już kadencję.

- Po tych wszystkich splendorach na szczeblu krajowym chce się panu jeszcze rządzić tak małym miasteczkiem?- Jestem człowiekiem, który jak już się w coś zaangażuje, to robi to na maksa. Owszem, gdybym chciał, to mógłbym znaleźć sobie o wiele spokojniejszą pracę. Pewną pozycję w Zielonej Górze, w Lubuskiem czy nawet w Polsce przez ostatnie lata, sobie wypracowałem, ale uważam, że w Nowej Soli jest jeszcze sporo do zrobienia. Dlatego, pomimo tego, że rządzenie miastem nie jest łatwym zadaniem, wciąż chce mi się „chcieć".- Praca jest stresująca?- Nie, stresu o dziwo jest coraz mniej. Te lata mam już chyba za sobą.- Kilka lat temu mówił mi pan jednak o palącej się „żółtej lampce zasilania"...- No tak, ale chodziło mi bardziej o zmęczenie. Dziś pracy mam jeszcze więcej, przez ostatnie miesiące nie miałem wolnej ani jednej soboty czy niedzieli, czasami pracowałem nawet po 18 godzin dziennie.- Za dużo obowiązków?- Chyba trochę przesadziłem. Moją pracą mógłbym obdzielić dziś co najmniej trzech ludzi i zapewniam, że każdy z nich miałby co robić.- Po co więc panu te wszystkie wyjazdy do Warszawy? Co z tego ma Nowa Sól?- Wie pan, na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi, ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy wypracowana marka może zaprocentować. Nasze miasto nie jest już jednak anonimowe, nie kojarzy się, jak jeszcze 12 lat temu, tylko z powodzią, rozbojami, czy krasnalami. Przez ten czas wykonaliśmy ogromną pracę, nasz wizerunek jest dziś diametralnie inny. Na to składają się też moje wyjazdy do Warszawy, Katowic czy Łodzi. Tu działa mechanizm podobny jak przy obsłudze inwestorów: obsługuję np. 30, choć nie mam gwarancji, że zdecyduje się choć jeden. Walczyć jednak trzeba.- Wróćmy na chwilę do zdania, że w Nowej Soli jest jeszcze sporo do zrobienia.- Gospodarka i nowe miejsca pracy, to mój główny cel od 12 lat i na pewno nic się w tej kwestii nie zmieni.- O.K., a poza gospodarką?- Gospodarka.- Uparty pan jest...- Bo nikt mnie nie odciągnie od przekonania, że to ona jest najważniejsza. Gospodarka wiąże się z nowymi miejscami pracy, stymuluje rozwój całego miasta i scala wszelkie działania, które ostatecznie doprowadzają do polepszania warunków życia mieszkańców. Jeśli chodzi o inwestycje, to mamy wiele planów: cieszę się z obecnego remontu Nowosolskiego Domu Kultury, który był naszą piętą achillesową, otrzymaliśmy właśnie dofinansowanie na remont ul. Piłsudskiego i Chałubińskiego, czeka nas podjęcie decyzji odnośnie Placu Wyzwolenia i dalsze przewodniczenie Nowosolskiemu Obszarowi Funkcjonalnemu, co wiąże się ze stworzeniem nowej komunikacji, pływalni i ścieżek rowerowych. Od razu zaznaczam jednak uczciwie: to nie są obietnice, to nasze plany. Myślę jednak, że do tej pory udało mi się wykonać około 75 proc. tego, co zamierzałem.- A jak wyborcy pozwolą i dojdzie pan do wymarzonej setki?- Wtedy zobaczymy. Zastanowię się, zapytam żony, co dalej. Czas pokaże.- Obawia się pan swoich kontrkandydatów?- Nie.- A jak pan ocenia ich poglądy na miasto?- Mam komentować kabaret? Wie pan, może wyjdzie to na pewną bufonadę, ale przepraszam bardzo: jeśli ktoś zaczyna swój program wyborczy od tego, że podniesie płace czy emerytury, na co ma zerowy wpływ... Albo gdy ktoś inny wyciąga z teczek ksera szkalujących mnie artykułów... Jeśli tylko na to ich stać, to naprawdę współczuję, pozostaje jedynie żal, że w mieście nie ma poważnego kontrkandydata. Bo, sorry, ale na tym stanowisku trzeba po prostu zakasać rękawy i ciężko harować.- Jest pan zadowolony z ostatnich 12 lat?- Tak na 90 proc.- A pozostałe 10 proc.?- Chyba trochę za mało wymagaliśmy od powiatu, przez co nie mogę dziś np. przeboleć stanu naszego ogólniaka i jego boiska. Nie miałem co prawda na to wpływu, no ale cóż, mimo wszystko się nie udało. Podobnie z terenami za Spożywczakiem i co się z tym wiąże z basenem - zabrakło trochę szczęścia i czasu, by sprzedać te grunty. Pozostaje niedosyt, ale wydaje mi się, że 90 proc. skuteczność jest całkiem dobra.- A zadłużenie miasta?- Wyjaśnijmy sobie jedną rzecz: jeżeli gmina zadłuża się, by realizować inwestycje, by się rozwijać, np. poprzez wyłożenie wkładu własnego do przedsięwzięć unijnych, to nie ma w tym absolutnie nic groźnego. Przez ostatnie 12 lat zadłużenie Nowej Soli wzrosło o 53 mln zł, ale ilość inwestycji, które zrealizowaliśmy, opiewa na blisko 500 mln zł! Pozostałe długi, np. MZGK czy Interioru, tak skrzętnie wyliczane przez jednego z moich rywali, spółki spłacają samodzielnie. O czym więc w ogóle mówimy? Mało tego, wśród wspomnianych 500 mln zł, duża część to majątek zbywalny. Można więc np. go sprzedać, by spłacić kredyt w banku. Pytam się tylko: po co? Dam panu jeden konkretny przykład: majątek parku Interior, który uważam zresztą za jeden z moich największych sukcesów, choć wcześniej tak z niego szydzono, sięga dziś około 34 mln zł. Kredyt, który spłacamy, to około 4,9 mln zł. To jak, opłacało się? Moim zdaniem, jak najbardziej tak. Moi przeciwnicy, mówiąc o zadłużeniu, patrzą cały czas niestety tylko na stronę „winien", pomijając skrzętnie rubryczkę „ma". Żeby się rozwijać, trzeba jednak realizować inwestycje. Nawet na kredyt. 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto