Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

WALCZĄ O ŻYCIE SYNA - Tajemnicza choroba 38-letniego Artura

Marcin Bajerowicz
38-letni Artur jest zdany na całkowitą opiekę matki - FOT. MARCIN BAJEROWICZ
38-letni Artur jest zdany na całkowitą opiekę matki - FOT. MARCIN BAJEROWICZ
Artur Bromberger, mieszkaniec Damasławka, miał ledwie 20 lat, gdy został dyrektorem miejscowego Gminnego Ośrodka Kultury. Pracował na tym stanowisku 8 lat.

Artur Bromberger, mieszkaniec Damasławka, miał ledwie 20 lat, gdy został dyrektorem miejscowego Gminnego Ośrodka Kultury. Pracował na tym stanowisku 8 lat. Ten pełny energii absolwent kulturoznawstwa na UAM był też radnym, działaczem sportowymi harcerskim, dziennikarzem gazet lokalnych. Opiekował się klubem seniora i zespołem tanecznym, pisał wiersze. Prowadził też imprezy, podejmował gości z Polski i zagranicy. Dziś ten 38-latek jest zdany na całkowitą opiekę matki, która go karmi, wykonuje zastrzyki, podaje leki.

Artur jest w stanie przejść tylko kilka kroków z pomocą dwóch osób. Choć jego mowa jest bardzo niewyraźna, ktoś odpowiednio cierpliwy może się z nim porozumieć nawet po angielsku. Znikome resztki widzenia zachował wyłącznie w lewym oku. Ma chore nerki. Od 12 lat rodzice Artura – Maria i Marian z determinacją walczą nie tylko o zdrowie, ale także o życie swojego syna.

Jest to walka tym bardziej tragiczna, że przez wszystkie lata okrutnej choroby liczni lekarze w kraju i za granicą, także ci cieszący się opinią wybitnych, nie zdołali jej zdiagnozować i określić terapii. W poszukiwaniu diagnozy rodzice zjeździli z Arturem wiele klinik i szpitali w Polsce i Europie. Nie zamierzają rezygnować. Wciąż mają nadzieję na skuteczne leczenie.

Artur od ósmego roku życia choruje na cukrzycę. Znosił ją bardzo dobrze do momentu, gdy w grudniu 1996 roku ciężko zachorował na grypę. Wkrótce potem pojawiły się pierwsze symptomy tajemniczej choroby: drżenie prawej ręki, spowolnienie mowy. W klinice neurologii szpitala z ul. Przybyszewskiego w Poznaniu rozpoznano stwardnienie rozsiane (później wykluczone) i zastosowano leczenie kopaksonem za 14300 dolarów (rocznie). Mieszkańcy Damasławka pomogli niezamożnym rodzicom, jednak Artur wkrótce utracił zdolność chodzenia, a nawet stania i przeszedł na rentę. Kopaksonem już nigdy więcej go nie leczono.

W 1997 roku utracił całkowicie widzenie w prawym oku po źle wykonanej laseroterapii i dwóch operacjach w Poznaniu oraz Łodzi. Rodzice szukali ratunku dla lewego oka w klinikach w Łodzi oraz w Katowicach. Odmówiono. Udaną operację wykonano dwa lata później w Bremie.

Po zastosowaniu gammaglobuliny (lek na stwardnienie rozsiane) w poznańskim szpitalu przy ul. Juraszów Artur był bliski śmierci. Znalazł się na oddziale intensywnej opieki medycznej. Równie nieskuteczni okazali się lekarze ze szpitala przy ul. Kurlandzkiej. Rodzice trafili też z Arturem do szpitala wojskowego w Bydgoszczy na oddział neurochirurgii, gdzie proponowano operację mózgu zwaną talamotomią…

– Z bezradności i strachu przed polskimi lekarzami zaczęliśmy szukać ratunku za granicą – mówi mama Artura. – Lekarz w Luneburgu odrzucił stwardnienie rozsiane i wszystkie dotychczas stosowane leki. Centralny Szpital Kliniczny Akademii Medycznej w Warszawie zaakceptował tę diagnozę i od tej pory chorobę Artura określa się jako „leukoencefalopatię o późnym początku i niejasnej etiologii”. Nadal jednak nie wiemy, jak leczyć syna.

W 2004 roku rodzice zwrócili się z prośbą o pomoc do sławnej z badań mózgu kliniki w Dusseldorfie, skąd wkrótce przyszło zaproszenie do przyjazdu. Koszt pobytu określono na 8000 euro.

– Nie mamy takiej sumy – mówi mama Artura. – Spłacamy pożyczki na dziesiątki podróży z Arturemi leki, kosztuje też rehabilitacja. Zwróciłam się do krajowego konsultanta neurologii, o refundację z Ministerstwa Zdrowia. Zwodził mnie przez półtora roku, a według przepisów miał 15 dni na odpowiedź. Ciągłe obietnice, wymijające odpowiedzi. Chciałam pojechać i czekać pod drzwiami. Prosiłam ministerstwo o wyjaśnienia. Zwlekało. Wreszcie 7 lutego przyszła informacja, że przepisy się zmieniły i decyduje w sprawie refundacji prezes NFZ. Kilka dni później tenże prezes pismem poinformował, że refundacji odmawia.

Brombergerowie mogą w nieszczęściu liczyć tylko na pomoc ludzi dobrej woli. Są ubodzy. Pani Maria ma 1400 zł nauczycielskiej emerytury, jej mąż, niegdyś pracownik kolei, 700 zł zasiłku przedemerytalnego, renta Artura wynosi 716 zł. To o wiele za mało jak na wydatki rodziny dotkniętej tak ciężką chorobą.

Kto chciałby pomóc rodzicom w ratowaniu syna, może dokonać wpłaty na konto: Pałucki Bank Spółdzielczy w Wągrowcu, Oddział Damasławek 66-8959-0001- 4201-2579-3000-0010.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto