Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Warszawa szybko nie rozwiąże problemu śmieci. Dlaczego wkrótce utoniemy w odpadach?

Przemysław Ziemichód
Przemysław Ziemichód
Dlaczego w Warszawie śmieci nie zawsze są wywożone na czas? Kto ponosi winę za kryzys odpadowy? Państwo, samorząd, a może firmy odbierające odpady? No i jaki związek mają z tym wszystkim Chińczycy? Szczegóły poniżej.

Od około pół roku niektórzy straszą nas drugim Neapolem. Problem w tym, że w porównaniu do obecnego Neapolu, to Warszawa jest prawdziwym śmietniskiem, nie zaś na odwrót. Po gorącym i pełnym komunalnych napięć lecie nadeszła jesień, podczas której wszystko miało zacząć działać już sprawnie. Śmieci miały nie zalegać w kontenerach, a my, mieszkańcy stolicy, mieliśmy stać się mistrzami segregacji. Tak się nie stało, pomimo zmiany przepisów.

Dlaczego segregujemy śmieci?

Ale dlaczego w ogóle segregujemy odpady na pięć frakcji zamiast dotychczasowych dwóch? Najważniejszy podział to ten, który przebiega między odpadami organicznymi, a całą resztą. Dopóki dzieliliśmy śmieci na te z frakcji “bio” oraz pozostałe odpady, jedyne co było istotne z punktu widzenia konsumenta, to niemieszanie np. resztek jedzenia z papierem, metalem czy plastikowymi opakowaniami. Resztę pracy wykonywali pracownicy sortowni, których zadaniem było oddzielenie poszczególnych frakcji od siebie w taki sposób, aby między innymi odsprzedać dalej surowce, które mają jakąś wartość, albo przerobić te, które poddają się procesowi recyclingu.

Skoro wszystko działało tak dobrze, to dlaczego trzeba było to zmienić? Właściwa segregacja odpadów na poziomie gospodarstw domowych oznacza w praktyce mniej pracy dla pracowników sortowni. Mniej pracy to mniejsze koszty przetwarzania i, przynajmniej teoretycznie, niższa opłata za odbiór odpadów. Teoretycznie, bo sortowanie naszych śmieci to tylko jedna ze składowych, które budują koszt pozbywania się tego, co większość z nas gromadzi pod zlewem. Niestety, nie mamy wyjścia, bowiem przepisy UE nakładają na nas obowiązek oddzielania od siebie poszczególnych frakcji odpadów także w domowych koszach.

Koszty przenoszone są na gminę

Unia Europejska nakazuje państwom członkowskim osiągnięcie założonego poziomu odzysku odpadów. Oznacza to, że docelowo 50 proc. wszystkich naszych śmieci powinno być powtórnie przetworzone. Terminem granicznym po którym musimy dostosować się do tego rozwiązania jest rok 2020. Nic więc dziwnego, że rząd zaostrza kryteria, a następnie przenosi problem na gminy.

Koszty decyzji ministra środowiska niestety ponosimy my wszyscy. Przypominam, że budżet miasta to podatki warszawianek i warszawiaków. Na dziś szacujemy straty rzędu 150-200 mln zł. Do tego dochodzą wielomiesięczne przygotowania, koszty organizacyjne, a także potencjalne straty po stronie firm odbierających odpady – tłumaczył Michał Olszewski, wiceprezydent zajmujący się m.in. sprawą śmieci.

Kto jest winny?

Gminy problemem śmieci obarczają władze centralne oraz firmy odbierające odpady. Te bowiem odpowiedzialne są za posortowanie tego, co wpada do naszych kontenerów. Minister środowiska sprawę widzi jednak nieco inaczej. - Nie chcemy każdej gminie narzucać rozwiązań. Gmina odpowiada za zbiórkę odpadów. W ustawie są podstawy do tego, by rada przyjęła regulacje dotyczące tego, czym jest odpad selektywnie zebrany. Gminy chciały mieć samodzielność i tą samodzielność dostały. Regulacje odgórne byłyby niedoskonałe - mówi minister środowiska, Henryk Kowalczyk.

Do kosztów ponoszonych przez gminy dochodzi jeszcze tzw. Opłata Marszałkowska, która pobierana jest od każdej tony deponowanych na wysypiskach odpadów. Od 2020 roku ma ona drastycznie wzrosnąć do pułapu 270 złotych. W 2018 roku na każdą tonę odpadów nałożona była opłata wysokości 140 złotych. Koszty ponoszą więc ci, którzy odpadami gospodarują. Ponieważ sortownie nie prowadzą działalności charytatywnej, podwyżki te należało wkalkulować w cenę świadczonych usług. Gmina może sterować opłatą za śmieci tak, by karać tych, którzy nie segregują. Takie osoby zapłacą nawet trzykrotność stawki podstawowej, czyli tej, którą regulują prawi obywatele. Aby jednak nie karać w sposób bezsensowny, trzeba najpierw nauczyć mieszkańców zasad segregacji.

Śmieci - tak!, gender - nie!

W 2016 ministerstwo środowiska uruchomiło kampanię "Segregujesz i śmiecisz mniej", której gwiazdami zostało dwóch sympatycznych warszawiaków: Maciej Nowak i Wojciech Modest Amaro. Ten pierwszy zachwycał się jak czysto w domu ma ten drugi, a Amaro pokazywał dziecku (najpewniej własnemu) do którego kosza wyrzucić odpowiednie odpadki. Kampania została wycofana bo... "promowała ideologię gender". Najwyraźniej, ktoś w ministerstwie uznał wtedy, że dwóch mężczyzn segregujących śmieci niszczy tradycyjny model rodziny. I tak wielka polityka przeszkodziła po raz kolejny.

- Nie musimy tego ukrywać, że osoby, które biorą udział w tym spocie, przynajmniej w jednym przypadku, poza swoimi osiągnięciami w zakresie sztuki kulinarnej, są w pewnym ruchu, który promuje ideologię sprzeczną z tradycją i to jest ideologia gender. Ona w miękki sposób jest tutaj lokowana - mówił na początku 2016 roku Sławomir Mazurek, podsekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska.


przykłady ulotek kampanii informującej o sposobie segregacji śmieci /mat. prasowe

Potem swoje pięć minut miała też kampania obrazkowa pokazująca jakie odpady mają trafić do jakiego kosza. Pamiętacie ją? My też nie. Na szczęście, dla zapominalskich, wszystkie niezbędne informacje można przeczytać na zadrukowanej drobnym maczkiem kartce wyjaśniającej jak segregować śmieci. Być może wasza spółdzielnia powiesiła ją przy wejściu do śmietnika lub w innym równie sprzyjającym lekturze miejscu. I tak, możemy się z niej dowiedzieć, że do frakcji Bio należą: resztki warzyw i owoców, bez mięsa i kości, oraz zabrudzonego papieru (np. ręczników papierowych), ale z fusami po kawie, skorupkami jaj. Liście natomiast to odpady zielone, podobnie jak skoszona trawa i rozdrobnione gałęzie. Do odpadów zielonych nie należą jednak zwiędłe kwiaty. Nadążacie? Bardzo dobrze, bo wytycznych jest znacznie więcej. Karton po mleku? Metal. Papierowy ręcznik? Odpad zmieszany. Papier czysty? papier. Ulotka nie tłumaczy co mamy zrobić ze zużytymi bateriami, bo to już temat na zupełnie odrębną ulotkę.

Piątka za segregacje, dwója za PR

W końcu Ministerstwo postanowiło przemówić do obywateli nieco prostszym językiem i ruszyć z kampanią "Piątka za segregację". Na potrzeby kampanii stworzono kolorowe maskotki. Wyszkłolony, Papa Pier, Plastika Metalica, El Bio i Zmieszko. Uprzedzając pytania, tak to ich prawdziwe nazwy. Maskotki uczą warszawiaków gry w śmieciowego tetrisa, czyli pomagają wybrać odpowiedni kosz do którego powinniśmy wrzucić dany śmieć. Moglibyśmy jeszcze długo pastwić się nad tym pomysłem, ale trzeba przyznać, że jest to jedno z być może skuteczniejszych działań w zakresie segregacji. Dlaczego kampania tak późno?

- Mieliśmy różne wyzwania w ministerstwie środowiska, m.in. kampanie Czyste Powietrze. Odpady stały się tematem wiodącym na to półrocze i rok kolejny - zapewnia minister Kowalczyk.

Jest drożej i gorzej? Warszawski problem logistyczny

Mamy więc prawie 2020 rok, niedofinansowany samorząd, niedoedukowane społeczeństwo i niechętne do działania Ministerstwo Środowiska. A na plecach czujemy już oddech unijnych biurokratów, którzy tylko czekają, by zabrać nam kolejną porcję suwerenności. Niestety, tylko za jeden z tych problemów winić możemy władze Warszawy. To zarówno dobra, jak i zła wiadomość.

Dobra, bo miasto ma wiele do powiedzenia w kwestii organizacji wywozu i przetwarzania śmieci. Zła, bo jeszcze więcej do powiedzenia ma w tej kwestii władza centralna, która zdaje się bezustannie wchodzić samorządowcom w paradę.

Winne miasto?

Miasto latem tego roku zaczęło wdrażać nowe przepisy. Skutkiem tych zmian, ilość firm zajmujących się w Warszawie wywozem odpadów zmalała. Nie wszyscy zdążyli bowiem przystosować się na czas i otrzymać stosowne licencje. Miasto mówiło wtedy o tym, że “zmiana operatora okazała się zadaniem skomplikowanym logistycznie”. Jednocześnie, systematycznie i od kilku lat rosną stawki odbioru odpadów.

Największe podwyżki w skali kraju zanotowano w województwie mazowieckim - wynika z opublikowanego pod koniec lata 2019 raportu UOKiK-u. Ponoszone przez mieszkańców koszty są niezależne od gminy. Zadaniem gminy jest wybranie firmy, która dokona odbioru odpadów. W tym wypadku gmina jest pośrednikiem i strażnikiem wdrażania przepisów. Pośredniczy między mieszkańcami a firmami odbierającymi śmieci i czuwa nad tym, by firmy opróżniające nasze kontenery spełniały narzucane prawem wymogi. Nie dla wszystkich jest to jednak oczywiste.

- Do końca 2017 r. gmina Różan płaciła za wywóz odpadów komunalnych firmie MPK sp. z o.o. z Ostrołęki kwotę 43.654,68 zł miesięcznie. Od nowego roku będziemy płacić Zakładowi Usług Komunalnych w Ostrowi Mazowieckiej sp. z o.o. kwotę 60.388,89 zł miesięcznie. Gdyby nie fakt, że unieważniłem dwa wcześniejsze przetargi na wywóz śmieci płacilibyśmy blisko 75 tys. i podwyżka opłat byłaby jeszcze wyższa! - tłumaczył Piotr Świderski, Burmistrz mazowieckiego Różanu na łamach lokalnej gazety miejskiej. Gmina nie może dotować systemu wywozu odpadów i musi przystać w końcu na warunki firmy wybranej w przetargu. Jeśli wszystkie firmy zaoferują dokładnie te same niekorzystne warunki, gmina będzie mogła albo podnieść opłaty, albo pozostawić segregacje śmieci szczurom i karaluchom.

Zobacz też:

Winni są Chińczycy?

A do tego dochodzi jeszcze perspektywa globalna. Nadążacie? Dobrze, bo dopiero teraz zrobi się naprawdę ciekawie. Śmieci są surowcem jak każdy inny. Oznacza to, że podobnie jak butami czy pietruszką można nimi handlować i to nawet globalnie. Największym odbiorcą światowych śmieci przez wiele lat były kraje Azji - między innymi Malezja, Tajwan i Chiny. Jednak po dekadach śmieciowego prosperity dla eksporterów, w 2017 Azjaci powiedzieli “basta!” i odesłali kontenery odpadów z powrotem do krajów z których przypłynęły. A jaki ma to wszystko związek z Warszawą? Wbrew pozorom, spory.

Gdy ceny surowców zaczęły spadać, kraje europejskie zaczęły przerzucać swoje odpady do innych państw, w tym do Polski. Na składowiska w naszym kraju zaczęto zwozić mnóstwo odpadów m.in. z Anglii czy Niemiec. Ceny surowców poszły w dół, bowiem biznes do tej pory lokalny, stał się ogólnoświatowym. Morze surowców wtórnych płynących do Polski sprawiło, że przestało się opłacać przerabianie wielu surowców, które zaczęto odtąd składować. Dopłaty ekologiczne w państwach takich jak Wielka Brytania dodatkowo ten proceder napędzały. Taniej dla przetwórcy śmieci było bowiem wywieść odpady do Polski, niż zająć się ich przerobem na miejscu.

Winni są śmieciowi mafiosi?

W 2018 roku przywieziono do Polski 434,4 tys. ton zagranicznych śmieci - wynika z raportu opublikowanego przez Główny Inspektorat Ochrony Środowiska. Szybko odpadami zainteresowała się śmieciowa mafia, która zamiast poddawać śmieci recyklingowi, zaczęła składować je gdzie tylko się dało.

Pożar przy ulicy Zawodzie na Wilanowie. Ogromny ogień płonął przez całą noc [ZDJĘCIA]

Pożar przy ulicy Zawodzie na Wilanowie. Ogromny ogień płonął...

Pamiętacie ogromny pożar z czerwca zeszłego roku, który wybuchł na składowisku w Wilanowie? (pisaliśmy o nim tutaj) Podpalenia to właśnie jeden ze sposobów recyklingu “po Polsku”. Wystarczy przywieźć odpady z Niemiec, zainkasować pieniądze, a wysypisko podpalić i zrobić miejsce na kolejne śmieci. Im więcej jednak śmieci sprowadzaliśmy na nielegalne i legalne składowiska, tym niższa była cena za produkowane z nich surowce. Firmom przestało się więc opłacać poddawanie niektórych odpadów recyklingowi. Słowem, gmina nie może śmieci dotować, firm nie stać na to, by recyklingować. Co bardziej przedsiębiorczy biznesmeni mogą więc po prostu odbierać odpady i układać je na hałdzie gdzieś koło Falenicy lub Zgierza. Po roku śmieci tego typu nie będą nadawały się do recyclingu, ale podpalenie ich może częściowo rozwiązać problem braku miejsca. Oczywiście z ogromną stratą dla środowiska.

Wszystkie powody dla których, twoje śmieci zalegają w kontenerze

Reasumując, zmiana zasad odbioru śmieci sprawiła, że koszt ich składowania i wywozu wzrósł. Równolegle przestało się opłacać odsprzedawanie zebranych surowców wtórnych, bo surowce z całej Europy zalały Polskę. Zwiększona podaż wpłynęła na obniżenie cen.

Warszawa, nie mogąc przecież dotować odbioru śmieci, mogła przeznaczyć jedynie ściśle określoną kwotę pieniędzy na odbiór odpadów. Miasto nie może bowiem wydać więcej, niż uda mu się zebrać z opłat od mieszkańców. Stolica chciała początkowo, jeszcze przed wejściem nowych przepisów, powierzyć odbiór odpadów w całości Miejskiemu Przedsiębiorstwu Oczyszczania, ale inni gracze na rynku zaskarżyli ten pomysł do Krajowej Izby Odwoławczej. Pierwszy poważny kryzys związany był więc z wyborem firm, które zajmą się odbiorem śmieci. Nowe firmy, które w kilku dzielnicach przejęły obowiązki MPO, zaczęły skarżyć się, że miejskie przedsiębiorstwo przed końcem swojej umowy nie odebrało wszystkich śmieci, dokładając konkurencji pracy.

Co można zrobić?

Należało by więc zacząć od porozumienia na linii rząd (ministerstwo) - samorząd (Rada i Prezydent Warszawy). Tu z uwagi na bieżącą politykę nie ma co liczyć na zmiany. Równie dobrze możemy liczyć na to, że Palestyna pogodzi się z Izraelem. Co zatem da się zrobić? Miasto może pozyskać dodatkowe fundusze na odbiór śmieci regulując wysokość opłaty za odpady nieposegregowane. Tu gmina może wpływać na regulowanie stawek “opłaty śmieciowej”.

Nikt jednak, a szczególnie politycy, nie chce mieć opinii tego, kto nakłada kary. Szczególnie w sytuacji, gdy wielu z nas nawet nie wie, jak prawidłowo segregować odpady. Potrzeba więc edukacji - także tej wspartej funduszami ministerialnymi. Wtedy stopniowe zwiększanie opłat dla tych, którzy nie szanują środowiska będzie miało sens. Zadaniem władz powinno być wprowadzenie regulacji umożliwiających kontrolę tych, którzy uważają, że układanie hałd sprasowanych odpadów to świetny sposób recyclingu. Tylko wtedy będziemy mogli mieć pewność, że posegregowane przez nas odpadki nie trafią na wysypisko gdzieś w lesie czy polanie. Na barkach rządzących leży też odpowiedzialność za zmiany przepisów w zakresie importu śmieci. Jeśli nic jednak nie zrobimy, kosze nadal będą przepełnione, a składowiska dalej będą płonąć.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto