Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Warszawa z dachu i komina

Karolina Kowalska
Olga Czerwonik i Tomek Wódkiewicz, twórcy www.warsawsun.pl, uważają, że w stolicy jest mnóstwo ciekawych i wciąż nieodkrytych miejsc. Jak opuszczona barka po praskiej stronie Wisły czy Róża Luksemburg na Woli
Olga Czerwonik i Tomek Wódkiewicz, twórcy www.warsawsun.pl, uważają, że w stolicy jest mnóstwo ciekawych i wciąż nieodkrytych miejsc. Jak opuszczona barka po praskiej stronie Wisły czy Róża Luksemburg na Woli
Stolica to nie tylko Zamek Królewski. Teraz na topie są wycieczki Warszawskiej Turystyki Ekstremalnej i alternatywnego przewodnika www.warsawsun.pl. O fanach starych fabryk i holowników opowiada Karolina Kowalska.

Stolica to nie tylko Zamek Królewski. Teraz na topie są wycieczki Warszawskiej Turystyki Ekstremalnej i alternatywnego przewodnika www.warsawsun.pl. O fanach starych fabryk i holowników opowiada Karolina Kowalska.

Sobotni ranek. Pierwszy raz od wielu dni nic nie zapowiada deszczu nad Kanałem Czerniakowskim, wędkarze wystawiają twarze do słońca. Olga Czerwonik i Tomek Wódkiewicz stawiają rowery pod drzewem, tuż przy zejściu do wody, i schodzą w dół skarpy, o którą opiera się na wpół zatopiony holownik "Tadek". Ostrożnie wchodzą na blisko 200-tonowy wrak i przez następne pół godziny penetrują każdy zakamarek. Wszystko utrwalają na zdjęciach: przerdzewiałe liny, skrzypiące drzwi do kajuty, posłania nocujących tu bezdomnych.

Olga i Tomek kolekcjonują takie miejsca od ponad roku. Uwieczniają je na zdjęciach, przekopują biblioteki w poszukiwaniu informacji. Efekt ich (często wielotygodniowej) pracy ląduje na stronie www.warsawsun.pl, pierwszym internetowym Alternatywnym Przewodniku po Warszawie.
- Stworzyliśmy go zmyślą o ludziach aktywnych w mieście, starających się je animować i odkrywać - tłumaczy Tomek (zawód wyuczony: kulturoznawca, wykonywany: montażysta filmów wideo; wokalista i gitarzysta punkrockowego zespołu Skurcz).

Warsawsun jest jego odpowiedzią na podobne polskie strony, które pod chwytliwymi nazwami kryją opisy żywcem przepisane z przewodników po mieście - domeny wykupywane przez informatyków, którzy oczekują wpływów z reklam, ale nie potrafią zapełnić ich treścią. W działającym od marca serwisie umieścili więc z Olgą to, czego nie znaleźli nigdzie indziej - trącającą pogaństwem kapliczkę ocalałą z wyburzonego budynku na Solcu, szkielet dawnego hotelu robotniczego na Żeraniu. Ale też sprawdzone przez siebie kluby offowe i restauracje, z których większość jest odpowiednia dla wegan takich jak Olga (polonistka, redaktorka i dziennikarka).

Wykrzyczeć cały ból na naszym Hornie

- W tym mieście jest mnóstwo miejsc nieodkrytych nawet przez okolicznych mieszkańców. Są fascynujące, jak na przykład hale dawnych Zakładów Elektrycznych Lamp Wytwórczych i Rtęciowych im. Róży Luksemburg na Woli, niszczejąca przestrzeń koło Muzeum Powstania Warszawskiego, częściowo zaadoptowana na biurowiec i lofty - opowiada Tomek.

"Róża" to jego najnowsza fascynacja. Zakładów pilnuje wartownik, ale do ich wnętrza można zajrzeć zza ogrodzenia. Doskonale widać stare krzesła, farbę płatami odpadającą ze ścian. Najciekawsze są jednak podziemia - z umywalnią dla pracowników zawierającą pozostałości przedwojennych zlewów, i dach, z którego podziwiać można panoramę Woli.

Takie atrakcje to już jednak propozycja dla amatorów tzw. turystyki ekstremalnej, z definicji omijających zasieki i zakazy. Tomek i Olga nie propagują rozrywek tego rodzaju. Nawet jeśli sami zapuszczają się w miejsca nie do końca bezpieczne, nie proponują ich odwiedzającym.

- Mamy mnóstwo krytycznych mejli od eksploratorów miasta, którzy mają frajdę, kiedy ktoś pogoni ich z pitbullem. Narzekają, że jesteśmy za bardzo zachowawczy, że to taki serwis dla dzieci. Tłumaczę wtedy, że nie wszystkim odpowiada chodzenie po pas w szambie i odkrywanie kanałów. Większość szuka nieco łagodniejszej rozrywki - wyjaśnia Tomek.

Sam zwiedził parę miejsc niedostępnych warszawiakom, m.in. tor testowy na Żeraniu, gdzie do lat 80. testerzy FSO rozpędzali polonezy do zawrotnych prędkości 150 km/h, a potem sprawdzali, czy działają w nich wszystkie układy. Betonowy tor pełen nierówności robi wrażenie, zwłaszcza jeśli wyobrazić sobie malucha pędzącego po nim 100 km/h. W przyszłości Tomek Wódkiewicz chciałby go pokazać użytkownikom serwisu. Na razie mogą zwiedzać go wirtualnie, dzięki dostępnej na stronie panoramie 3D, podobnie jak animację Dworca Centralnego, ronda de Gaulle'a i placu Wileńskiego.
Jednym z największych odkryć Olgi i Tomka jest warszawski Horn. Dostrzegli go w betonowych ostrogach wyrastających z Wisły przy praskim krańcu mostu Śląsko-Dąbrowskiego.

- Zawsze byłem ciekawy, jak czują się rybacy zarzucający wędki kilkanaście metrów od brzegu. Kiedy pojechaliśmy tam z Olgą, w środku miasta odkryliśmy zupełnie inny świat. Miejsce idealne na wyciszenie, w którym bezkarnie można wykrzyczeć cały żal do świata, bez obaw, że ktoś usłyszy. To jak stać na krańcu świata na przylądku Horn, z tą tylko różnicą, że prąd płynie w poprzek - opowiada Tomasz Wódkiewicz.

Pasja zrodzona w carskim korycie
Długo nie doceniał Warszawy. Sprowadził się tu z rodzicami, gdy miał 6 lat. Został przeniesiony z sielankowego dzieciństwa w oddalonych o 110 km od stolicy Bartnikach do robotniczego hotelu na Żeraniu, a potem do mieszkania na Mokotowie. Dobrze zaczął się tu czuć dopiero 6 lat temu, jako 17-latek, chociaż i wówczas kilka razy miał ochotę wyjechać. - Gdzieś daleko od tych wiecznie smutnych ludzi - tłumaczy.

Zatrzymało go Warsawsun. W maju 2008 r. dostał od brata używany rower. Nic niezwykłego - stary góral z turkusowo-fioletową ramą. Z Olgą, warszawianką rodem z Gdańska, ekolożką i właścicielką rasowego holendra, w weekend wyprawiali się na rowery. - Jeździliśmy całymi dniami, odkrywając miejsca, o jakich wcześniej nam się nie śniło, jak opuszczony cmentarz żydowski z XVIII wieku na Targówku, rzeźnia praska z czasów carskich na Wrzesińskiej z zachowanymi korytami dla świń... To wtedy narodziła się we mnie pasja odkrywcy i miłość do tego miasta - wspomina Tomek.

Nad stroną zaczął pracować od września. O godz. 17 wracał z pracy i do północy nie wstawał od komputera. Projekt strony- utrzymanej w zgaszonych, nieco peerelowskich barwach - jest jego autorskim dziełem.

Na początku marca tego roku www.warsawsun.pl ruszyło jako oficjalny alternatywny internetowy przewodnik po Warszawie. Liczba wejść na stronie, z początku mizerna, dziś przyrasta w postępie geometrycznym. - W maju mieliśmy 11 tys. unikalnych odsłon z osobnych komputerów i 40 tys. odwiedzin. W ciągu pierwszych pięciu dni czerwca o kilka tysięcy więcej - informuje Tomek.

Po części to zasługa artykułów w prasie, która w miesiącach letnich przypomina sobie o turystyce. - Ale swoją popularność Warsawsun zawdzięcza głównie marketingowi szeptanemu: ogłoszeniach na niszowych forach, postach na gronie, a ostatnio coraz częstszej obecności w mediach komercyjnych - z przekonaniem mówi Tomek.

Warsawsun szybko bowiem zyskało popularność wśród ludzi z branży jako miarodajne źródło informacji na temat miejsc nieodkrytych. A od swoich odwiedzin w punkcie informacji turystycznej na Starym Mieście, Tomek i Olga myślą o anglojęzycznej wersji serwisu.

- Gościom z zagranicy proponuje się odwieczny standard: Kolumnę Zygmunta, Łazienki, Powązki, Wilanów i Umschlagplatz. Nic ponad to, co mogą znaleźć w przewodnikach "Warszawa w pigułce". Zagraniczny turysta nie jest usatysfakcjonowany. Ja też bym nie był - zapewnia Tomek.
Razem z Olgą uważają, że Warsawsun może wypełnić tę lukę. Na razie wciąż brakuje im czasu. I pieniędzy. - Pracujemy, by zarobić na czas wolny, który możemy poświęcić stronie. Wciąż nam go jednak brakuje. Nikt też nam takiej nie zaoferował. Myślę, że za rok angielskojęzyczna wersja będzie działała równie prężnie, jak polska - obiecuje Tomek.

Na razie pogoda nie sprzyja ślęczeniu nad komputerem. Ekipa Warsawsun, do której niespełna miesiąc temu dołączył Maciek Szepietowski, okazyjnie wspomagana przez fascynatów Warszawy, korzysta z ładnej pogody. W weekendy wyprawiają się w niezbadane jeszcze tereny Mokotowa, Gocławia, Targówka. Zawsze rowerami, bo wycieczki na dwóch kółkach są, ich zdaniem, najbardziej twórcze.

- Podczas jazdy rowerem widzi się to, czego nie sposób dostrzec z autobusu. Większość niesamowitych miejsc odkrywamy przypadkiem. Jedziemy do opuszczonego budynku, a po drodze mijamy pięć obiektów o niebo ciekawszych niż cel wycieczki - zauważa Olga.

Najbardziej urzekła ją opuszczona barka po stronie praskiej - sprawiająca wrażenie kompletnie opuszczonej, a z drugiej strony - tajemnicza, jakby prowadziła teraz drugie życie.

Tomek szczególnym sentymentem darzy szkielet dawnego hotelu robotniczego dla pracowników FSO na Żeraniu, ten sam, w którym przez dwa miesiące mieszkał z rodzicami po przeprowadzce do Warszawy. Z opuszczonej rudery można wyczytać historię budynku, który lata świetności przeżywał w latach 70. Pod koniec XX wieku, kiedy FSO przejęło Daewoo, zaczął podupadać, by parę lat później popaść w ruinę. Jeszcze 5 lat temu bez prądu i bieżącej wody mieszkało tu pięć rodzin. W końcu i one dały za wygraną, wypędzone przez pleśń i inspektorów nadzoru budowlanego.

Dziś przez wyrwy w murze, z których powyrywano dawne framugi okienne, widać jeszcze ślady po przytwierdzonych do ścian szafkach. - Te ślady potęgują wrażenie niesamowitości tego miejsca. Można wyobrazić sobie rozkład mieszkania, domyślić się upodobań żyjących tam kiedyś ludzi - zauważa Tomek.

Ekstremalne wybuchy śmiechu
Podczas gdy twórcy Warsawsun nawet nie proponują eksploracji żerańskiego szkieletora, miłośnicy Warszawskiej Turystyki Ekstremalnej na pewno by jej sobie nie odmówili. Tablice z napisem "Wstęp wzbroniony" to dla nich sygnał, że miejsce warte jest odwiedzin. Nie chodzi tu o dreszczyk emocji, który daje niektórym łamanie prawa. Taka tablica to sygnał, że dany budynek jeszcze nie został odkryty. I jeśli kryje jakąś historię, może to być ostatnia szansa na jej poznanie.

Wchodząc do zapomnianych budynków, starych fabryk i tuneli, fani WTE starają się poznać ich tajemnice, zanim zgniją w starych murach. 29-letni Włodek Dembowski (na co dzień wokalista punkowo-funkowego zespołu Łąki Łan i wolontariusz w ośrodku dla osób z autyzmem) stworzył WTE, by z zapomnianych zakamarków odczytać nieznaną historię miasta.Co w tym ekstremalnego?

- A byłaś ostatnio na placu zabaw? Zjeżdżałaś ze zjeżdżalni? A my tak! Bawiliśmy się jak dzieciaki, łaziliśmy sobie po dachach i byliśmy szczęśliwi jak dzieci. To, że dorośli potrafią się bawić jak dzieci, jest w tych czasach ekstremalne. Podobnie jak ekstremalne są nasze poglądy i pomysły. Ale najbardziej ekstremalne są u nas wybuchy śmiechu - tłumaczy Włodek Dembowski.
I dodaje: - Jesteśmy trochę jak partyzanci - punkrockowcy, poetycko-anarchistyczni, nie do końca w zgodzie z odgórnym porządkiem, panującym w mieście i na świeci .

Włodek, rdzenny mieszkaniec Ulrychowa na Woli, eksplorował miejską przestrzeń od dzieciństwa. Na pierwsze "ekstremalne" wycieczki zabierali go rodzice. Tak zwiedził wszystkie zakamarki Ulrychowa, a potem, już na własną rękę, spenetrował dawny PGR, na miejscu którego stanęło centrum handlowe Wola Park. Jako student (filozofia UW) na wycieczki chodził z kolegami ze studiów i klubów offowych, znajomymi muzykami.

Z początku zabierał wyłącznie przyjaciół. Stopniowo zaczęli do nich dołączać miłośnicy Warszawy i turystyki alternatywnej, którzy o WTE dowiadywali się pocztą pantoflową, a potem z założonego w sierpniu 2006 roku bloga www.wte.bloog.pl. Pierwsza "blogowa" wycieczka wiodła z Odolan do Ursusa torami kolejowymi i rzadko uczęszczanymi ścieżkami do Ursusa.

- Zacząłem pisać bloga, gdy zobaczyłem, jak wielu ludzi podziela moją pasję. Skoro lubią takie wycieczki, czemu ich nie zaprosić. A najprostszą drogą dotarcia do nich jest internet - tłumaczy Włodek.

Poza opisami wycieczek ( bardzo fantazyjnymi) i zdjęciami wykonanych przez uczestników fotografików, są też zapowiedzi kolejnych spotkań. Najbliższe, pod hasłem "Żabie ciało", już w tę sobotę. "Kępa Zawadowska to jedno z najcudowniejszych miejsc w Warszawie. (…) Przenosimy się do krainy jak z industrialnej baśni. (…) zielone pagóry, zawody w turlingu i dżampingu, ciepłe źródła do brodzenia, (…) dużo piachu, dużo wody, opór bibak wśród przyrody" - czytamy w poście z 1 czerwca. Pod nim miejsce zbiórki: "10.30 na południowo--zachodnim rogu ulic Powsińskiej i św. Bonifacego".

Wycieczka trwa średnio jeden dzień, choć niektóre przeciągają się ponad dobę. Uczestnicy (zwykle ok. 40 osób) śpią wtedy w namiotach albo pod gołym niebem. Kilkugodzinny marsz wieńczy zwykle ognisko lub koncert zaprzyjaźnionego z Łąkami zespołu.

W ramach WTE działa też Wszechpolska Turystyka Ekstremalna (odkrywanie nieznanych zakątków Polski) i WTE Groopies, czyli podróże śladami zespołów koncertujących w innych miastach Polski. Koncert poprzedza wówczas kilkugodzinna wyprawa po najdzikszych terenach Gdyni czy Siedlec.
I chociaż blog WTE jest wyłącznie polskojęzyczny, do cotygodniowych wypraw dołączają często obcokrajowcy, zapraszani przez stałych uczestników. Byli Ukraińcy, Rosjanie, Hiszpanie, a nawet wykładowca brooklyń-skiego college'u. Przez ostatnie 3 lata ponad tysiąc osób zwiedziło w ten sposób m.in. stare baseny Wisły przy Wale Miedzeszyńskim, most Średnicowy, ale też przedwojenne kamieniczki i familoki w Starych Włochach oraz zapomniane rejony Starej Pragi.

- Natura nie lubi próżni, a WTE wypełniają miejską próżnię wycieczkami, jakich nie organizują biura i licencjonowani przewodnicy. Nam chodzi o maksimum zabawy, o bizantyjsko-poetycką włóczęgę liryczną - tłumaczy Dembowski.

I zaznacza, że mimo sporego grona wiernych wyznawców, blog WTE nie należy do najpopularniejszych w sieci: - Od początku mieliśmy tylko 40 tysięcy wejść, podczas gdy teledysk Łąki Łan wrzucony na YouTube miesiąc temu miał ich ponad sto tysięcy.

Australijka inspiruje Bęc Zmianę
Pierwszą udaną próbę zapełnienia luki na rynku przewodników po Warszawie podjęła Fundacja "Bęc Zmiana". W 2007 r. wydała "Notes from Warsaw", najpierw rozpowszechniany w punktach informacji turystycznej, dziś dostępny na stronie internetowej http://notesfromwarsaw.blogspot.com.
Ukazał się jako edycja specjalna magazynu "Notes na 6 tygodni", w wersji polskiej i angielskiej. Dzięki dofinansowaniu przez urząd miasta był rozdawany bezpłatnie w punktach informacji turystycznej i w miejscach, w których obcokrajowcy pojawiają się najczęściej - na dworcach, lotnisku, w okolicach zabytków.

W przeciwieństwie do tradycyjnych przewodników uwzględniał takie miejsca, jak nabrzeże Wisły, Starą Pragę, bloki osiedla Za Żelazną Bramą i budynki Starego Żoliborza. Dziś oczywiste punkty na mapie turysty zainteresowanego najnowszą historią Warszawy, wówczas znane głównie tubylcom.
Bogna Świątkowska, prezes Fundacji "Bęc Zmiana", zdradza, że "Notes" powstał z powodów osobistych.

- Przyjechała do mnie znajoma z Australii i na zwiedzanie miasta miała tylko 3 dni. Pech chciał, że zachorowałam wtedy na ciężką grypę i nie mogłam oprowadzić jej po mieście. Pomyślałam, że to straszne, że na rynku nie ma ani jednej publikacji kondensującej wiedzę, którą chciałam jej przekazać. Przewodnika, który zastąpiłby mnie w roli gospodarza, publikacji pokazującej to wszystko, co pokazałabym jej ja. I postanowiłam coś takiego stworzyć. Dla moich gości, ale i wszystkich turystów, którzy chcieliby w Warszawie zobaczyć coś więcej niż tylko zabytki, proponowane przez przewodniki książkowe- opowiada Bogna Świątkowska.

"Notes from Warsaw" miał być jak przewodnik - człowiek, który zaraża entuzjazmem. Rzeczywiście, strona Notesfrom warsaw.blogspot.com nie ma nic wspólnego z tradycyjnymi serwisami o stolicy. Miłośników turystyki alternatywnej uwodzi cytatem z hiszpańskiej przyjaciółki twórców "Notesu": "To miasto jest złożone w Photo-shopie" i ilustrującą go pracą Kobasa Laksy z 2004 r., kolażem na temat betonowej Warszawy.

Autorzy bloga przekonują, że stolicę Polski można odkrywać trochę jak Rzym, gdzie w kanałach z XX w. można odkryć ślady poprzednich epok.

"Warszawa składa się z wielu warstw. Co kilka, kilkadziesiąt lat przybywa nowa, któraś jest niszczona, któraś odsłaniana. Despoci i przedsiębiorcy, komuniści i faszyści, moderniści i konserwatyści - wszyscy kształtowali to dziwne miasto. Pionierska werwa, duch zmiany i przedsiębiorczości przyciągają tu od wieków ambitnych, zdolnych i energicznych ludzi z całej Polski" - czytamy na stronie głównej Notesfromwarsaw.blogspot.

od 7 lat
Wideo

echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto