Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wi-Taj! Spróbuj wietnamsko-tajskiej fuzji smaków w samym sercu miasta [FOTO]

Karolina Kowalska
Wi-Taj! Spróbuj wietnamsko-tajskiej fuzji smaków w samym sercu miasta [FOTO,WIDEO]
Wi-Taj! Spróbuj wietnamsko-tajskiej fuzji smaków w samym sercu miasta [FOTO,WIDEO] Szymon Starnawski
Sama nazwa tego miejsca jest świetna, bo nie dość, że jest zręczną grą słów pochodzącą od pierwszych liter nazw Wietnam i Tajlandia, to jeszcze kojarzy się z ciepłym przyjęciem. A po wejściu jest tylko lepiej.

Wi-Taj zrywa z utrwalonym w naszej świadomości wizerunkiem „budki z azjatyckim jedzeniem” - obdrapanej, ciasnej, przesiąkniętej zapachem jedzenia i ostrych przypraw. Co prawda nie rzadko w takich właśnie miejscach zjemy całkiem nieźle, ale jednak warunki do konsumpcji nie rozpieszczają podstawowych gustów estetycznych. Na drugim biegunie natomiast są eleganckie i drogie azjatyckie restauracje w ekskluzywnych hotelach. Wi-Taj łączy te dwie skrajności. W samym centrum miasta zjecie wyśmienitą wietnamską kuchnię z elementami tajskich smaków, a jednocześnie nie będziecie wstydzić się przyjść tutaj na randkę.

Pierwsze, co zwróciło moją uwagę, to stoły. Solidne kawałki drewna mają żywą strukturę pnia i niemal przez całą wizytę w lokalu nie mogłam się oprzeć chęci wodzenia po sękach palcami. Nie ma co ukrywać – zdecydowanie lepiej smakuje lunch z kawałka drewna, niż z plastiku czy sklejki. Zresztą cały wystrój Wi-Taj to na pewno mocna strona tego lokalu. Jest kameralnie, ale czysto, przytulnie i elegancko. Białe ściany, designerskie krzesła, poduszki, jasne oświetlenie i drewniany bar zastawiony ziołami i azjatyckimi dodatkami robią naprawdę dobre wrażenie. Kelnerzy ubrani są w białe koszule i czarne fartuchy. A co najważniejsze, właściciel naprawdę zadbał o wentylację, co niestety w wielu stołecznych restauracjach nadal nie jest oczywistością. Po wyjściu z Wi-Taj zostanie z nami tylko wspomnienie dobrego jedzenia, bez dodatku nieprzyjemnego zapachu na ubraniach. Tutaj wszystko się zgadza, bez zbędnego zadęcia z pięciogwiazdkowego hotelu.

A najbardziej zgadza się jedzenie. Przed przyjściem zostałam zapewniona, że to pierwsza taka azjatycka kuchnia w Warszawie, że próżno tu szukać „spolszczonych” smaków, że tak właśnie jada się w Wietnamie i kucharz, który przyjechał specjalnie z Hanoi do Polski stanąć za wokami, w Wi-Taj nie uznaje kompromisów. Muszę przyznać, że do tych wszystkich zapewnień podchodziłam z rezerwą, w końcu co druga azjatycka knajpa w tym mieście reklamuje się jako „jedyna taka”. Przy placu Konstytucji spotkało mnie jednak spore zaskoczenie. Rzeczywiście, z takimi smakami nie miałam wcześniej do czynienia.

Po pierwsze świeże spring rollsy (Gỏi Cuốn - 14,90 zł). Grube, pełne dodatków, które doskonale widać przez przezroczysty papier ryżowy, samym wyglądem zachęcają do jak najszybszego zjedzenia. Jeśli ktoś chce im zrobić zdjęcie przed konsumpcją, to musi mieć sporo silnej woli. Są bardzo świeże, świetnie zbilansowane i miło zaostrzają apetyt. A ten w Wi-Taj warto mieć wilczy, bo wszystko czego spróbowaliśmy smakowało świetnie i żal czegokolwiek odpuścić. Dlatego, idąc za radą właściciela, pana Thieu Dinh z Wietnamu, skorzystaliśmy z doświadczenia ludów ze Wschodu i po prostu obłożyliśmy się kilkoma potrawami (których porcje są naprawdę spore!), każdy dostał własną miseczkę i dzieliliśmy się jedzeniem, skubiąc po trochu z każdej potrawy. To świetna zabawa i pomysł na posiłek z przyjaciółmi. Radość z przepychania nad półmiskami i dyskusja nad każdym smakiem gwarantowane. Szczególnie, że smaków tych w Wi-Taj jest co niemiara.

Sporym zaskoczeniem jest Cá Kho Tộ, czyli karmelizowana ryba wolno gotowana w sosie rybnym, boczku, chilli, tajskim imbirze i trawie cytrynowej (32,90 zł). Przygotowywana jest przez całą noc, a jej kruchość i wielowarstwowy smak jest naprawdę trudny do opisania. Musicie po prostu sami posmakować. Świetne i zaskakujące są także Ngô Chiên Bơ – ziarna kukurydzy w panierce z mąki z tapioki smażone na maśle (11,90 zł). Gdy ich spróbujecie, trudno będzie wam uwierzyć, że do tej pory mogliście jeść popcorn. Canh Cá Chua to z kolei wiosenna, lekko pikantna, kwaskowata zupa z pieczonej ryby z pomidorami i ananasem, oprószona koperkiem (13,90 zł). Przypomina nasze wiosenne, warzywne buliony z nowalijek, ale dodatek ananasa i kwasowości nadaje jej szczególnego charakteru. Luzowana kaczka po tonkińsku z chrupiąca skórką w posypce m.in. z anyżu, cynamonu, goździków i syczuańskiego pieprzu (Vịt Quay - 34,90 zł) zadowoli z kolei każdego ortodoksyjnego fana azjatyckich smaków.

Na miejscu znajdziemy także kolonialne wpływy, które nadal są obecne we współczesnej wietnamskiej kuchni. Zjemy więc Bò Sôt Vang, czyli wołowinę duszoną w czerwonym winie z ziemniakami i marchewką (29,90 zł) – nieprzypadkowo brzmi tak francusko! Dla fanów tajskich smaków szef kuchni z przyjemnością przyrządzi curry (żółte z kurczakiem i czerwone z wołowiną – 29,90 zł). A gdy macie ochotę na coś świeżego, to sałatka ze smażoną wołowiną, leżąca na makaronie ryżowym ze świeżymi wietnamskimi ziołami i posypana orzechami (Bún Bò Nam Bộ - 23,90 zł) będzie strzałem w dziesiątkę. Szef kuchni na świeżych ziołach nie oszczędza, są one dodawane szczodrą ręką i niemal w całości, dodając daniom ciekawą strukturę. Świetnym pomysłem jest także zestaw dla dzieci. To pierś z kurczaka w chrupiącej panierce z ryżem, surówką, sokiem lub wodą i deserem w cenie (21,90 zł). Dzięki temu maluchy mogą razem z nami poznawać wietnamskie smaki.

- Dotąd w Warszawie nie było pełnej, przekrojowej kuchni wietnamskiej, serwowano po prostu pojedyncze dania, czasami nawet „spolszczone” - wyjaśnia genezę powstania Wi-Taj Jakub Kempny z Neue Modell, który zajmuje się w Wi-Taj PR-em. - A Pan Dinh jest restauratorem i wyczuł, że takiego miejsca coraz bardziej warszawiakom brakuje, szczególnie, że coraz więcej osób podróżuje do Azji i lubuje się w tamtejszych smakach, przez co trudno ich oszukać, serwując byle co. Dlatego zdecydował się na kulinarny Wietnam w sercu Warszawy z prawdziwego zdarzenia. Świeży i lekki, co przekonuje tych, którym obmierzł już kotlet i burger – dodaje.

Zadnie to niełatwe, bo kuchnia wietnamska jest drugą (obok chińskiej) najstarszą kuchnią na świecie, przez co jest bardzo skomplikowana i różnorodna, co zróżnicowało się jeszcze bardziej po tym, jak zyskała europejski twist po okresie kolonializmu. Po tym jednak, czego spróbowaliśmy, możemy zaryzykować stwierdzenie, że udaje się nieźle, mimo że w karcie Wi-Taj nie zjemy wszystkich wietnamskich dań, bo niektóre są po prostu zbyt skomplikowane. Sama zupa pho bowiem zajęłaby kucharzowi cały dzień i nie miałby czasu na nic innego.

No dobrze, wszystko pięknie, gdzie jest zatem haczyk w tej historii? Jest jeden, dość poważny, o którym uczciwie uprzedzamy. W czasie naszego pobytu w Wi-Taj w ani jeden stolik nie był wolny, a ludzie niemal cały czas stali w drzwiach. Więc jeśli marzycie o tym, że wpadniecie tam „z ulicy” na lunch, to możecie mieć problem. Zdecydowanie polecamy rezerwację stolików.

Zobacz też: The Alchemist Gastropub, Warszawa. Tu piwo leje się prosto ze ściany!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak Disney wzbogacił przez lata swoje portfolio?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto