Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wigilia na czterech kołach

redakcja
redakcja
Miała być spokojna jazda i opłatek. Skończyło się na pięciu godzinach przeprawy i ognisku po zmroku. Ale uczestnicy nie narzekali

Wigilię offroadowca w terenie zorganizował ostrowiecki Klub Miłośników Samochodów Terenowych K.A.T. - To są twardzi ludzie, których takie warunki tylko hartują -uspakaja Jacek Paluch.
W ŚNIEGU POPAS
Prawdziwa przygoda rozpoczęła się od chwili zjechania z trasy Kunów - Śnieżkowice. Polna droga przecinająca wysoczyznę w kierunku Prawęcina była zsypana śniegiem.
- Miejscami zaspy sięgały pasa - przyznaje Jacek Paluch, który swoim patrolem torował drogę. Kilkadziesiąt razy rozpędzał się, rozbijał twardy śnieg i utknąwszy w zaspie, cofał wóz, by ponownie nabrać rozpędu. Za nim podążały kolejne wozy, w tym dzielna ekipa Perlików na legendarnej „węglarce". Gdy śnieg zrobił się zbyt głęboki, kawalkada wjechała na pole. Wtedy do akcji wkroczył lżejszy samuraj Piotrka Gierady. Wyrzucając fontanny śniegu spod kół, skutecznie przebijał się przez białe zaspy. Gdy zagotował wodę w chłodnicy, jego miejsce zajął patrol Marcina Osucha, ale i ten utknął w śniegu przy próbie zjechania z uskoku. -Zjeżdżamy z pola z powrotem na drogę - zarządził po dwóch godzinach walki Jacek Paluch.
ZJAZD PO STOKU
Do zjazdu po pochyłości zgłosił się Zbyszek Lipa. - Mam blokadę tylnego mostu - pocieszał się. Na progach stanęła ekipa Piotra Gierady i vitara zjechała ze wzniesienia,ale utknęła w głębokim śniegu. Wzajemne wyciągania trwały kolejną godzinę.Wreszcie kawalkada wozów dotarła do miejsca, z którego rozciągał się widok na Prawęcin, który był celem wyprawy.
- Z tego miejsca mamy jeszcze tylko dwieście metrów - powiedział Robert Mroczkowski i pokazał na zasypaną śniegiem drogę, prowadzącą wąwozem. - Pod spodem jest asfalt, jakoś nam pójdzie - zachęcał zmęczoną ekipę. Niestety, patrol Marcina utknął w śniegu i tylko dzięki wyciągarce z tyłu wozu, zdołał wygrzebać się z powrotem na zamarznięte pole. Góra wąwozu była nieprzejezdna. Minęły kolejne dwie godziny.
SKOK W ZASPĘ
Zbyszek Lipa spróbował zjechać w wąwóz dwieście metrów dalej. Podprowadził swoją vitarę do krawędzi wąwozu i dodał gazu. Pojazd wyskoczył i za chwilę zanurkował w śniegu.Na moment... zniknął wszystkim z oczu. Wyskoczył z zaspy kilka metrów dalej, ale daleko nie zajechał. Do końca głębokiego śniegu posuwał się już tylko dzięki wyciągarce. Za nim ruszył patrol Jacka Palucha, który stracił przedni napęd i musiał być popychany przez samuraja. Niemal na końcu wąwozu utknął jednak w zaspie i dopiero interwencja Marcina Osucha, który zdecydował się na objazd wąwozu polem. Podjechał tyłem od Prawęcina i sprowadził uszkodzone auto na dół.Minęła piąta godzina wyprawy.
OGNISKO I OPŁATEK
Już po zmroku rozpoczęło się ognisko, którego gospodarzem był Robert Mroczkowski. Suche drewno zabuzowało wesołym ogniem i dopiero wtedy uczestnicy wyprawy uświadomili sobie, że panuje... tęgi mróz. Jacek „Blacha" Paluch sięgnął po opłatek i posypały się życzenia: dobrych gum, twardego reduktora, dużo błota pod ramą...- Przede wszystkim jednak zdrowia, bo jak ono będzie, wszystko przejedziemy -zakończył część oficjalną Jacek Paluch, który zaprosił wszystkie ekipy na zimowy rajd do Bałtowa na początku przyszłego roku.

od 16 lat
Wideo

Policyjne drony na Podkarpaciu w akcji

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto