Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

WOLSZTYN - Czas przerwać milczenie o tej śmierci

Katarzyna Warszta
Fot. Archiwum Justyna Mrozek wyszła z domu wieczorem tylko na chwilę. Nigdy nie wróciła
Fot. Archiwum Justyna Mrozek wyszła z domu wieczorem tylko na chwilę. Nigdy nie wróciła
Dla rodziny Justyny Mrozek z Wolsztyna minął rok niepewności, bólu i cierpienia. Tyle czasu upłynęło od chwili, gdy wyszła z domu przy ulicy Grabarskiej, jak się później okazało, po śmierć.

Dla rodziny Justyny Mrozek z Wolsztyna minął rok niepewności, bólu i cierpienia. Tyle czasu upłynęło od chwili, gdy wyszła z domu przy ulicy Grabarskiej, jak się później okazało, po śmierć. Nie wiadomo dlaczego i jak zginęła. O tym, co się działo przez ten rok i o wielkiej tajemnicy jej śmierci - pisze Katarzyna Warszta

Był kwietniowy wieczór. Justyna szykowała się do kąpieli i do snu: w łazience przygotowała piżamę, ręcznik. Nie zdążyła. Nigdy się już nie położyła spać we własnym łóżku...
Tego dnia była zadowolona, bo wreszcie na korepetycjach z matematyki zrozumiała zagadnienia, które sprawiały jej wcześniej trudność. Zbliżał się koniec roku szkolnego, więc skończył się już problemu z tym przedmiotem. Cieszyła się, że pójdzie niedługo na kurs prawa jazdy, bo skończyła kilka dni wcześniej 18 lat. Jeszcze obejrzała z ojcem Wiadomości i serial "Na Wspólnej". W telewizji zaczynał się kolejny program, i wtedy właśnie Justyna wyszła.

Zniknęła 28 kwietnia ubiegłego roku. Dwa miesiące później znaleziono jej ciało w małym zagajniku wśród pól. - Kwiecień to najsmutniejszy miesiąc -mówi jej ojciec. - Czwartego Justyna obchodziła imieniny, 14 urodziny, a 28 to dzień jej śmierci. Nie wiemy dokładnie kiedy zginęła, ale dla nas umarła właśnie tego dnia, bo wtedy widzieliśmy się z nią ostatni raz.

Rok później w Wolsztynie znowu jest piękna wiosna, kwitną kwiaty na klombach, ludzie załatwiają tak samo swoje sprawy, w szkołach trwają matury, grupki młodzieży po lekcjach snują się ulicami miasteczka. Czy pamiętają Justynę? Tytuł artykułu w lokalnej prasie - "Coraz bliżej mordercy" - mobilizuje wspomnienia, pojawiają się pytania, wątpliwości, domysły. - Nikt nic nie mówi ani o tej zbrodni, a nie jej sprawcach - twierdzi starsza kobieta przeglądając gazetę w kiosku. Tak zaczyna rozmowę większość wolsztynian, z którymi rozmawiam. - My wiemy tylko tyle, co przeczytamy w gazetach - dorzuca ekspedientka.

- Wie pani, głupio to mówić, ale trochę zapomnieliśmy o tej zbrodni - dorzuca młoda dziewczyna Renata. - Rok temu to było trochę strasznie. Rodzice nie chcieli nas wieczorami wypuszczać z domu, pilnowali, dokąd i z kim chodzimy, przestrzegali przed niebezpieczeństwem. Teraz już trochę odpuścili.

Czy dziewczyny wiedzą, kogo się podejrzewa o tę zbrodnię? - Wymieniało się kiedyś nazwisko jej chłopaka czy niektórych jej kolegów - dodają. - Ale to chyba nie oni, bo chodzą normalnie do szkoły, nikt ich nie zamknął.

Niedokończona historia
Nie ma zbrodni doskonałej, morderca musi w końcu pęknąć. Czy w kilkunastotysięcznym mieście człowiek może tak po prostu zniknąć dosłownie sprzed bloków osiedla, zostać zamordowanym i nic, cisza?

W rocznicę zniknięcia dziewczyny miasto zaczęło powoli, głównie za sprawą mediów, przypominać sobie jej wciąż niedokończoną historię. Odżyły znowu pytania o zabójcę. Przez ten rok pojawiały się donosy, anonimowe SMS-y z nazwiskami potencjalnych sprawców zbrodni. Jednak nadal miasto nie zna tego jednego pewnego. Choć przez ostatni rok los Justyny splótł się z losami kilku innych osób, zmieniając ich życie.

Alina i Marysia nie zapomną Justyny nigdy. To one były w grupie, która po prawie dwóch miesiącach od zniknięcia znalazła przypadkowo jej ciało w lasku, niedaleko ogrodów działkowych. Poszli tam po zakończeniu roku szkolnego. - Znaleźli ją nasi koledzy. Krzyczeli, żebyśmy nie podchodziły, odciągali od tego miejsca szczególnie nas, dziewczyny. Z początku myślałyśmy, że to jakiś żart, ale chłopacy byli bardzo zdenerwowani. Pomyśleliśmy, że to może być ciało Justyny, przecież u nas tylko ona zaginęła, nie zdarzają się tu na co dzień takie rzeczy. Chciałyśmy stamtąd uciekać - wspominają z przejęciem dziewczyny. - Chyba zachowałyśmy się głupio. Ale szybko wróciłyśmy na miejsce, bo bałyśmy się o chłopaków. Jeden zadzwonił po policję. Policjanci zabrali nas wszystkich na przesłuchanie.

Dziewczyny przypominają sobie, że nawet ich grupę podejrzewano przez moment o zabójstwo Justyny.
Potem był już tylko strach. Strach przed zabójcą. - Myśleliśmy, że skoro ktoś zabił Justynę, to teraz zabije nas, za to, że ją odnaleźliśmy - mówi Alina.

Zabił "swój"?
Dziś wszyscy są przekonani, tak jak i rodzice Justyny, że dziewczyna musiała znać swego mordercę.
Justyna wyszła około godz. 21.30 z domu tylko na chwilę, aby porozmawiać ze znajomymi przed blokiem. - Nie dziwiło nas to, bo zawsze wieczorem wychodziła - wspomina jej ojciec Włodziemierz Mrozek. Jak potem ustalono, ostatnią osobą, która z nią rozmawiała, był Kamil, kolega z sąsiedniego bloku. Rozmawiali na "długość" papierosa. Potem każdy poszedł w swoją stronę. Justyna miała do drzwi swojej klatki jakieś 200 metrów. Czy je w ogóle zdążyła otworzyć? Jej mama, która w tym czasie się zdrzemnęła, przypomina sobie, że wydawało jej się, że ktoś otwiera drzwi i zamyka. -

Ale to mogło być złudzenie albo po prostu sąsiad wracał z pracy - dodaje.
Czy Justyna weszła jeszcze ostatni raz do domu? Czy nie zdążyła, bo ktoś wywołał ją sprzed drzwi? Czy może oddaliła się od osiedla i poszła w kierunku skrzyżowania ulic Parkowej i Źródlanej, gdzie jak sugerował rok temu wynajęty przez rodzinę jasnowidz, doszło do jakiejś sprzeczki, szarpaniny, która mogła się dla niej skończyć tragicznie?
- Może wsiadła do jakiegoś samochodu, może ktoś ją tam siłą wciągnął? - zastanawia się ojciec. - Może ktoś wtedy tam przejeżdżał i widział coś nienormalnego?

Godzina psa
Justyna zniknęła sprzed bloków przy ulicy Garbarskiej, gdzie mieszkają 202 rodziny, czyli około 800 ludzi. Kamil widział ją ostatni raz przed wejściem do klatki jednego z bloków i to w takim czasie, kiedy kręci się tam wielu ludzi. - To jest godzina psa - mówi ojciec. - To znaczy, że wszyscy wychodzą wtedy z psami przed bloki.
Tym bardziej jest nieprawdopodobne, że nikt nic nie zauważył. Chyba że była z kimś znajomym i w ich zachowaniu nic nie rzucało się w oczy.
I tak przez cały rok, cisza. Żadnych sygnałów od sąsiadów czy od przypadkowych przechodniów, kierowców. Kamień w wodę.

- Mamy wielki żal do policji, że na początku działała zbyt opieszale. Chyba policja, jak pewnie większość z nas zasugerowała się tym, że pewnie dziewczyna wyjechała gdzieś nie mówiąc o tym rodzicom - zauważa jeden z radnych powiatowych, proszący o anonimowość. - Być może to spowodowało, że poszukiwania poszły nie tym torem, co powinny.
Być może z tego też powodu sąsiedzi zaginionej zostali przesłuchani dopiero po czterech tygodniach od jej zniknięcia. Może gdyby to było na świeżo, ktoś przypomniałby sobie jakiś szczegół z tego wieczoru.

Anonim wskazał zabójcę?
Rok po tragedii pojawił się kolejny anonimowy list, którego autor wskazuje nazwisko mordercy oraz wiele szczegółów ponoć związanych z jej śmiercią. Pojawiły się w nim także nazwiska osób, które do tej pory się nie przewijały w trakcie śledztwa. Szybko jednak okazało się, że Anonim, nie dbał za bardzo o anonimowość, a swoją wiedzę na temat zbrodni powziął podsłuchawszy w restauracji rozmowę rzekomego mordercy z kolegami.

Wątpliwości jednak jest i przy tym śladzie wiele. Bo trudno sobie wyobrazić zabójcę, który głośno w publicznym miejscu opowiada o tym, jak zabił swoją ofiarę. Niektóre fragmenty listu wzbudzają nawet wątpliwości najbliższych dziewczyny, którzy znają go w całości. Chodzi o to, że dziewczyna miałaby być wywieziona gdzieś daleko i przetrzymywana. Nie chcą jednak zdradzać szczegółów. Dziwne jest też, że Anonim działał tak, że łatwo było go znaleźć.

Piętna
Miasto już wie o anonimie, ale tak naprawdę, niewielu wierzy jego - przynajmniej tej ujawnionej lub powtarzanej w plotkach - treści. Ludzie kojarzą jakieś nazwisko, jakąś osobę, ale wolą uogólniać - to zrobiła jakaś grupa młodych ludzi? Jaka? - Wie pani, my tak mówimy, że była ta grupa lepsza i ta gorsza - mówią młodzi ludzie z ulicy Garbarskiej.
Co to znaczy ta gorsza? - No oni słuchają takiej muzyki - słyszę.
Jakiej? - No na przykład hip-hopu... - pada odpowiedź. Nadal więc żadnych konkretów.
W końcu jednak wychodzi na jaw, że coś się przez ten rok wydarzyło wśród nastolatków z osiedla przy Grabarskiej i okolic przyciśniętych przez policję w sprawie zniknięcia i śmierci Justyny. Ktoś kogoś sypnął w zupełnie innej sprawie, ktoś to połączył jakoś karkołomnie ze sprawą Justyny. Zostało piętno - na jednych konfidenta, na innych przestępcy czy rozrabiaki.

- Justyna nigdy nie miała konfliktów ze swoimi kolegami - mówi jej przyjaciólka Natalia.
Od roku normalnego życia nie ma chłopak Justyny. - Jedni odwrócili się ode mnie, inni wspierają - mówi. - Boli mnie to, że mnie podejrzewano o zabicie Justyny. Tego wieczoru, kiedy zaginęła, nie odbierała telefonów, myślałem, że się na mnie obraziła, bo się pokłóciliśmy. Rano poszedłem do niej, ale mama powiedziała, że jej nie ma. Szukałem jej z kolegami wszędzie - w Wolsztynie i poza nim.

Chłopak przez ten rok mało wychodził z domu. - Zdarzało się, że został pobity - zdradzają jego znajomi. Po doświadczeniach z początkowego etapu śledztwa nie używa już telefonu komórkowego. Tęskni za Justyną. - Ona wypełniała cały mój czas - mówi.
Co by jej powiedział, gdyby jeszcze mógł? - Przytuliłbym ją mocno - odpowiada.

Plotki
Niektórzy sugerują, że Justyna zginęła przez narkotyki. Snują przypuszczenia, że jej koledzy to narkomani, a ona miała jakieś kłopoty z rozliczeniem się z pieniędzy za narkotyki. Jednak, gdy pada pytanie, gdzie są ci prawdziwi wciąż naćpani wolsztyńscy narkomani, wszyscy mówią, że takich tu raczej nie ma. Niektórzy zwracają nawet uwagę w stronę jej rodziny, bo niby najbliżsi nie okazują zbytnio bólu po jej stracie. - Wie pani, ojciec był surowy, a Justyna nie stroniła od zabawy, kolegów i koleżanek - ścisza głos pan Jan z Garbarskiej.

- Może nie okazuję na zewnątrz, ale noszę w sobie wielki ból - mówi ojciec Justyny. - Nie mamy spokoju, bo nie poznaliśmy tajemnicy śmierci naszej córki. Dlaczego ktoś zadał jej tyle bólu i cierpienia? Nie czuję nienawiści, ale chcę wiedzieć, w jaki sposób zginęła i kto ją tak skrzywdził i za co...

Krzyż
Niewielki zagajnik w środku olbrzymiego pola. Tu znaleziono w czerwcu ubiegłego roku ciało dziewczyny. Leżało przy dużym kamieniu na skraju zagajnika. Teraz w tym miejscu stoi krzyż, obok zatknięte białe róże, dwa wypalone znicze. I kamienie ułożone tak, jakby symbolizowały leżącą Justynę...

W tym miejscu nie słychać odgłosów miasta, nie dochodzą tu promienie słoneczne.
Z drzewa nad dużym kamieniem wycięto kawałek pnia, pewnie znaleziono tam jakieś ślady. Wreszcie po dziewięciu miesiącach wyniki badań zabezpieczonych śladów są już znane śledczym. Udało się znaleźć wśród nich materiał genetyczny, który teraz posłuży do porównania go z DNA pobranym od różnych osób podczas śledztwa. Czy to da odpowiedź na pytania zrozpaczonych rodziców i wyjaśni tajemnicę śmierci Justyny?

- Apelujemy do wszystkich, którzy coś wiedzą, aby jeszcze zgłaszali się na policję - mówi ojciec dziewczyny. - Za chwilę będzie już za późno na okoliczności łagodzące. Dowody już są, ale potrzeba ich jak najwięcej.

Milczenie miasta
Tymczasem miasto od roku milczy jak zaklęte. Nie pomaga nawet nagroda za pomoc w znalezieniu sprawcy w wysokości 25 tys. złotych wyznaczona przez gminę i powiat. Czy to możliwe, aby trzymać w sobie taką tajemnicę tak długo? Czy możliwe jest, aby naprawdę nikt w Wolsztynie nic nie wiedział o tej śmierci? Tym bardziej że takie zbrodnie tu się nie zdarzały.
Czyżby prawdą było to, co sami wolsztynianie mówią o sobie: - Jak się coś wie, to lepiej nie mówić, bo to nie jest nasza sprawa. Tutaj ludzie niewiele mówią o sobie i swoich sprawach, to zamknięte środowisko.

Aż ciarki przechodzą po plecach, gdy słyszę z kilku ust: - Wie pani, Wolsztyn to takie porządne miasto.

4 czerwca Justynie poświęcony będzie program 997

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto