Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wszyscy święci na małej scenie

Redakcja
"Wszyscy święci" bydgoskiego teatru mogą zachwycać scenografią. Ale czegoś w tym spektaklu brakuje.
"Wszyscy święci" bydgoskiego teatru mogą zachwycać scenografią. Ale czegoś w tym spektaklu brakuje. Maria Ankiersztejn
"Za zło opowiedzialny jest człowiek. Ale za gówno odpowiedzialność spada na tego, kto człowieka stworzył" - to jedno ze zdań-kluczy spektaklu bydgoskiego teatru.

Jak, od czego, w jaki sposób umiera się na krzyżu? - pyta Rekonstruktor w jednej z pierwszych scen bydgoskiego spektaklu "Wszyscy święci" w reżyserii Wojciecha Farugi. - Ile może trwać takie umieranie? Minuty? Dni? Tygodnie czy miesiące? Czym jest męczeństwo?
Współcześni męczennicy róznią się od tych, którzy setki lat temu zapisali się w annałach świętych. To nie asceci, nie pustelnicy, nie odizolowane od świata zakonnice. To psychiatra (Roland Nowak), który nie może poradzić sobie z własnymi problemami, z rozżaloną żoną (Małgorzata Trofimiuk), która codziennie na nowo próbuje popełnić samobójstwo, z córką (świetna Małgorzata Łaska), która w dzieciństwie ujrzała Jezusa i teraz, już jako nastolatka, codziennie objeżdża najważniejsze bydgoskie kościoły by kolekcjonować hostie (które przyjmuje, nie połykając) i chwalić się swoimi zbiorami na vlogu.
To także sfrustrowany ksiądz, którego nikt nie słucha (Mateusz Łasowski); stary ojciec (Jerzy Pożarowski), który potrafi wyłącznie marudzić synowi o odpowiednich butach na pielgrzymkę; umierająca matka (rewelacyjna Alicja Mozga), która potrafi zmienić życie swojego syna w piekło i wreszcie zahukany syn (Jakub Ulewicz), który widzi wszędzie "gówno, czyli kał".
Każde z nich ma swoje racje,  swoje własne cierpienia, swoje własne atrybuty świętości. Mogą być nimi wygodne buty, linijka czy suszarka do grzybów, w której suszą się hostie. Wszyscy jednak przemykają obok siebie, jednakowo samotni, gdy w tle Rekonstuktor cytuje definicje męczeństwa ("męczennik musi zgodzić się na cierpienie, nie może go jednak prowokować".
Spektakl Farugi może przykuć oko za sprawą ciekawych rozwiązań scenicznych. Apteczka, która przy zmianie oświetlenia zmienia się w tabernakulum, trzy pokoje jak trzy nawy wielkiego kościoła, wszechobecne, choć miejscami dyskretne krzyże - niewątpliwie to wszystko jest przemyślane. Nużyć mogą jednak dłużyzny, które się momentami pojawiają - spektakl nie straciłby wiele, gdyby zamiast półtorej godziny, trwał jedną. Bardziej od dłużyzn przeszkadzają jednak niedokończone wątki. Córka zbierająca hostie jest doskonałym pomysłem na postać, jest też świetnie zagrana - i właśnie dlatego tak bardzo chce się, żeby choćby ten wątek poprowadzić dalej, pełniej. Tak się jednak nie dzieje. Podobnie rzecz ma się z umierającą matką.
Czechowowe strzelby z pierwszego aktu nie wypalają w trzecim - a szkoda, bo potencjał mają ogromny.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto