Bemowo rozda tysiąc darmowych wejściówek na Sonisphere Festival 2011
Improwizacja, eksperyment, kontakt z publicznością to silne strony grupy Voo Voo, zespołu który dorobił się publiczności wiernej i kochającej. Publiczność ta, z jednej strony wymagająca, a z drugiej entuzjastyczna, skora do zabawy i współuczestnictwa najwyraźniej stanowi dla zespołu ważne forum.
Zespół zagrał koncert ze sporą dawką luzu i eksperymentu. Jak zapowiedział lider Voo Voo Wojciech Waglewski, zaprezentowano prawie same nowe utwory. Oczywiście teksty i gitara lidera, saksofonowe i wokalne improwizacje Mateusza Pospieszalskiego, brawura i energia "Stopy" Żyżelewicza, brzmienie basu Karima - wszystko to było jak najbardziej na swoim miejscu.
Warte uwagi, dojrzałe, swobodne, bluesowe granie Waglewskiego solo - w oczekiwaniu, aż wejdą na scenę pozostali członkowie zespołu - każe przypomnieć sobie o inspiracjach i gitarowych korzeniach, ale i o tym, że jest to przede wszystkim zespół Wojciecha Waglewskiego.
Dowcipnie i z dystansem
Muzycy jak zwykle dowcipnie i z dystansem, odnosząc się do siebie, do swojej gry i do publiczności nie omieszkali "ograć" również samej przestrzeni scenicznej. Bez scenografii, z której zespół jest znany, ale jedynie w dymie i światłach kilku zmyślnych kolorowych reflektorów, czterej muzycy skupiali uwagę na samych sobie, zwłaszcza, że mając publiczność po obu stronach, będąc przez nią właściwie otoczonym, tym bardziej odgrywali swój wzajemny wewnętrzny dialog w muzyce i gestach.
Nie kryjąc zupełnie znaków dawanych sobie, kto wchodzi na solo, kto zacznie i kto nada tempo, wypuszczając się na zmianę na środek sceny, w skupiające uwagę miejsce krzyżujących się reflektorów, muzycy bawili się nową przestrzenią niekiedy mocniej teatralizując swój ruch sceniczny. Krążący po całej scenie, robiący wokół kolegów z zespołu charakterystyczne "ósemki" saksofonista to chyba najbardziej swobodny i skłonny do improwizacji członek zespołu.
Pociąg do eksperymentu i improwizacji to znak firmowy zespołu
Zresztą i pozostali trzej nie pozostają w tyle, gdy na zakończenie, z rozkoszą, odgrywają przy okazji ukłonów małą komedię omyłek - gdzie udana niezgrabność, trącanie i ewentualny brak koordynacji (lub wystudiowana symetria) wspólnego ukłonu jest nieodłącznym elementem całego rytuału. Dowcip, świadomość konwencji, dystans do siebie i do swoich własnych rytuałów, pociąg do eksperymentu, improwizacji i współpracy to znak firmowy koncertowego VooVoo.
Pozostaje dodać, że mając taka renomę, doświadczenie oraz taką wiarę w publiczność zespół może sobie pozwolić na stały rozwój i eksperymentowanie. Takie koncerty jak czwartkowy występ na Ochocie są niewątpliwie nieodłącznym elementem koncertowego życia Voo Voo.
Autor recenzji: H. K.
Zobacz również:
Warszawa na weekend - co, gdzie, kiedy
Bezpłatne dni w muzeach - sprawdź, kiedy i gdzie nie musisz kupować biletu
"Medea" ponownie na bielańskim basenie
Materiał przygotowany przez dziennikarkę obywatelską |
Chcesz dla nas pisać? Zapraszamy do współpracy. Autorrzy najlepszych materiałów mogą liczyć na nagrody pieniężne - dowiedz się więcej » |
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?