Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wycieczka rowerowa – Góry Bystrzyckie/Orlickie

MMBiałystok
MMBiałystok
Archiwum prywatne V LO
Nagroda za II miejsce w ogólnopolskim projekcie "Rowerowa Szkoła". 19-21 październik 2012

Piątek 19 października dla większości licealistów V LO był zwykłym, szarym dniem. Klasówki, kartkówki, odpytywanie, lekcje jak co dzień. Jednak niektórzy uczniowie, tego właśnie dnia rozpoczynali przygodę – być może swego życia. Otóż przyszedł czas „konsumpcji" nagrody, za zdobycie II miejsca w ogólnopolskim projekcie „Rowerowa Szkoła", pod przewodnictwem prof. Zdzisława Gubały. Naszą gratyfikacją była wycieczka rowerowa po okolicach Dolnego Śląska w asyście podróżnika rowerowego.Przygotowania do wyjazdu trwały od kilkunastu dni. Drogą e-mailową otrzymywaliśmy informacje dotyczące wyprawy, trasy, zakwaterowania, a także wskazówki dotyczące ubioru, sprzętu, akcesoriów naprawczych, prowiantu i wiele innych. Po podpisaniu wszelkich oświadczeń, zgody rodziców, regulaminów oraz po indywidualnych kontaktach z p. Gubałą, w celu pogłębienia wiedzy i rozwiania wszelkich wątpliwości – część teoretyczna przygotowań została zakończona. Nadszedł czas pakowania.O godz. 5.40 przy dworcu PKP mieliśmy zbiórkę. W prawie pełnym składzie (bez przewodnika) zameldowaliśmy się 5 min później. Nasza załoga to: opiekunowie: prof. Zdzisław Gubała i prof. Zbigniew Jabłoński, koordynator: Katarzyna Wróblewska, uczniowie: klasa 3B – Busłowski Tomasz, Czarniecki Mateusz, Frejtag Marek, Sienkiewicz Darek, Zadykowicz Łukasz, Żukowski Marcin, klasa 3D – Niczyporuk Sebastian, klasa 2D – Daniluk Patrycja, Glebowicz Urszula, klasa 2 H – Talarczyk Ewelina, klasa 1 F – Zielińska Aleksandra. Pociąg nadjechał i rozpoczęliśmy ładowanie rowerów. To były najtrudniejsze momenty, gdyż polskie koleje nie są przystosowane do przewozu tak dużej ilości jednośladów jednocześnie, co skutkowało wymyślnymi konstrukcjami w przedziałach.O 6.20 ruszyliśmy w podróż w nieznane. 11 godzin później dotarliśmy do Wrocławia. Tam dołączył do nas ostatni członek naszej ekipy podróżnik-przewodnik p. Marcin Jakub Korzonek. Wraz z nim o 17.49 wsiedliśmy w pociąg do Kłodzka. Mieliśmy okazje poznać dziwne zwyczaje mieszkańców Dolnego Śląska podczas powrotów z pracy, ale nie nadają się one do publicznej publikacji. O 19.30 dotarliśmy na dworzec w Kłodzku, skąd ruszyliśmy rowerami do hotelu. Na miejscu przywitała nas miła obsługa, która od razu wręczyła nam klucze do pokoi i zapraszała na posiłek. Po krótkim zapoznaniu z pomieszczeniami zeszliśmy na dół na obiadokolację. Po tak długiej podróży, wszystko smakowało nam podwójnie. Nabraliśmy sił i z chęcią uczestniczyliśmy w prelekcji zorganizowanej przez p. Korzonka o jego podróży po pustyni Gobi w Mongolii. Prezentacja była niezwykle interesująca, pełna przygód i wyzwań. Nabraliśmy szacunku do naszego przewodnika, gdyż w takich warunkach przejechać tyle kilometrów, potrafią tylko naprawdę wytrwali. Około godziny 23 wszyscy udaliśmy się do swoich pokoi na zasłużony odpoczynek.20 października był najważniejszym dniem naszej eskapady. O 7.00 mieliśmy pobudkę, aby na 7.30 zdążyć na śniadanie. Po nim nastąpiło szybkie pakowanie na wycieczkę i o 8.00 opuściliśmy hotel. Dojechaliśmy na dworzec w Kłodzku, gdzie zapakowaliśmy się w pociąg do Międzylesia. Odczuwaliśmy lekki niepokój, gdyż minuty mijały, a Kotlina Kłodzka wciąż tonęła we mgle. To odebrałoby nam wizualne przeżywanie walorów gór Bystrzyckich i Orlickich. Na szczęście w połowie drogi mgła w ciągu kilku chwil opadła. Gdy dojechaliśmy do Międzylesia, udaliśmy się w ustronne miejsce, w celu omówienia spraw organizacyjno – porządkowych. To „ustronne miejsce" okazało się gigantycznym podjazdem na przełęcz górską. Zatrzymaliśmy się po kilku metrach, zdjęliśmy wierzchnie ubrania (pogoda klarowała się rewelacyjna), posłuchaliśmy wskazówek przewodnika, życzyliśmy sobie szerokiej drogi i kontynuowaliśmy (każdy swoją techniką i możliwościami) wspinaczkę. Po morderczym początku, na którym nabraliśmy respektu wobec gór, nastąpił zjazd i pierwszy postój w Lasicach. Gdy wszyscy dojechali, ustaliliśmy dalszą trasę i każdy swoim tempem ruszył w góry. Podążaliśmy słynną Autostradą Sudecką wzdłuż granicy polsko-czeskiej, gdzie podjazdy i zjazdy wymagały dużego wysiłku fizycznego. Rekompensatą były zapierające dech w piersiach widoki. Kolorowe góry mieniące się w promieniach słońca, wszechobecne spadające liście, cisza i dzikość terenów wyzwalała w nas cudowne uczucie wolności. Mijaliśmy kolejne wsie (w większości wyludnione), kupiliśmy w sklepie zapasy wody i zdobywaliśmy kolejne szczyty gór Bystrzyckich i Orlickich. Atrakcją był wjazd do Czech i zrobienie sobie pamiątkowych zdjęć. Zrobiliśmy dwa dłuższe postoje, aby każdy mógł spokojnie spożyć coś energetycznego. Nasz przejazd wiódł także przez szlaki górskie, gdzie pokryte kamieniami ścieżki sprawiały trudność nawet najbardziej wytrwałym chłopakom.Mieliśmy ustaloną według siły i możliwości kolejność jazdy uczestników: chłopcy wraz z p. Gubałą i koordynatorką na początku, dziewczyny i p. Jabłoński zamykali stawkę. P. Korzonek natomiast krążył pomiędzy grupami. Dzięki uzmysłowieniu tej kolejności, część rowerzystów zorientowała się, że pomyliła trasy i zamiast do Polanicy Zdrój, kierowali się na Bystrzycę Kłodzką. Na szczęście dzięki komunikacji mobilnej uświadomili sobie sytuację i na swoje nieszczęście, musieli pedałować kilka kilometrów podjazdu. Dotarcie do Polanicy Zdrój najbardziej ucieszyło dziewczyn, gdyż był tam wielki 1,5 kilometrowy zjazd, gdzie padały rekordy prędkości. Rozciągniętą grupą (część wracała z pomylonej trasy) ruszyliśmy po dość płaskim terenie w kierunku Kłodzka.Błąd na trasie części uczestników sprawił, że spełnił się słynny ewangelicki cytat: „Ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi". Otóż p. Jabłoński wraz z dziewczynami, ku rozbawieniu wszystkich pierwszy dojechał do hotelu, natomiast chłopaki liderujący – jedni z ostatnich. Do godz. 18.30 wszyscy zmęczeni, ale zadowoleni zameldowali się w hotelu. Podekscytowani dzieliliśmy się swoimi wrażeniami, spostrzeżeniami, przygodami. Rozmowom nie było końca: przy obiadokolacji, w pokojach, na korytarzach, podczas kontaktu z rodzicami przez telefon. Jednocześnie mieliśmy świadomość, że następnego dnia skończy się nasza przygoda rowerowa...Ostatni dzień naszej wyprawy (21 październik) zaczął się bardzo wcześnie bo już o 5.00 mieliśmy pobudkę, o 5.30 śniadanie, a godzinę później pociąg do Wrocławia. Pomiędzy połączeniem do Białegostoku mieliśmy pół godziny oczekiwania, więc mogliśmy z bliska przyjrzeć się odnowionemu na Euro 2012 dworcu Wrocław Główny. O 8.58 ruszyliśmy w drogę powrotną. Na miejscu byliśmy ok. 19.30. Rowerami zajechaliśmy na miejsce zbiórki i tam zetknęliśmy się z brutalną rzeczywistością, że to już koniec naszej przygody. Będziemy mile wspominać te piękne, słoneczne, październikowe dni, podczas których mogliśmy się oderwać od codzienności. Z pełną świadomością i przekonaniem możemy stwierdzić, że turystyka rowerowa to wspaniałe hobby i propagowanie go przez p. Gubałę to bardzo wartościowy cel. Mamy nadzieję, że takie wyprawy będą organizowane częściej i coraz więcej uczniów ( i nie tylko uczniów) przekona się do tego środka transportu.PS: Licznik podczas jazdy po górach wyniósł odpowiednio od 70 km do 85 km, w zależności od pomylenia trasyOpracowała Katarzyna Wróblewska 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto