Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wyprawa busem po Europie zakończona!

Redakcja
Dziewięcioosobowa grupa przyjaciół z Rzeszowa niedawno zakończyła swą wyprawę po europie kultowym volkswagenem z 1988 roku!

W pewnym momencie swojej egzystencji człowiek zrezygnował z koczowniczego trybu życia na rzecz osiedlenia się w jednym miejscu. I choć działo się to bardzo dawno temu, ślad po tym wydarzeniu nadal jest wyraźnie odciśnięty w ludzkiej naturze. My – ekipa projektu wyprawybusem.pl – doskonale zdajemy sobie z tego sprawę, jednak często zdarza nam się zacierać ten ślad. Pomimo, że większość z nas żyje w konkretnym mieście czy miejscowości, ciągle mamy ochotę zobaczyć, jakie tajemnice skrywa świat, co znajduje się za pagórkiem, jak wyglądają obce kraje wspominane w różnych opowieściach. Nie jesteśmy już nomadami, dla których wędrówka to konieczność przetrwania, lecz staliśmy się podróżnikami, traktującymi możliwość zwiedzania interesujących miejsc jako wielki przywilej.
„Chcieć, znaczy móc!” – takie założenie postawiliśmy sobie przed naszą pierwszą dużą podróżą. Dzięki wsparciu kilku firm i instytucji oraz życzliwości osób prywatnych udało nam się 23-letnim VW T3 Caravelle w niespełna miesiąc zwiedzić Słowację, Węgry, Austrię oraz Czechy. Bez cienia wątpliwości możemy powiedzieć, że tą wyprawę, jako sposób na niezwykłe spędzenie tegorocznych wakacji, zapamiętamy przez bardzo długi czas.
Z Rzeszowa wyruszyliśmy 6 sierpnia. Nasza ekipa składa się z 9 osób, więc nie lada wyzwaniem było samo spakowanie bagaży. Oprócz zapasu ubrań i żywności, który wystarczyłby na kilka tygodni, musieliśmy zabrać także różnego rodzaju przyrządy biwakowe, m.in. dwa namioty, butlę gazową, naczynia, sztućce itd. Na szczęście tuż przed wyjazdem udało nam się skonstruować dość pojemny bagażnik dachowy, dzięki czemu ten problem logistyczny stał się dla nas dużo prostszy do rozwiązania.
SŁOWACJAPierwszym państwem, jakie zwiedziliśmy była Słowacja. Ten stosunkowo mały, ale urokliwy kraj bardzo przypadł nam do gustu. W zasadzie to czuliśmy się troszeczkę jakbyśmy jeszcze byli w domu. Krajobraz przypominał polskie pejzaże, a ludzie mówili dość podobne do nas. Tylko w czasie jazdy, gdy grzecznie „pruliśmy” 50 km/h przez miejscowość i nikt nas nie wyprzedzał lub gdy jechaliśmy spokojnie autostradą uświadamialiśmy sobie, że to już nie Polska. To, co widzieliśmy na Słowacji, można ogólnie zawrzeć w 3 słowach. Pierwsze z nich to ‘woda’ i związany z nią kompleks basenów oraz zjeżdżalni noszący nazwę ‘Tatralandia’. Drugi wyraz to ‘las’, co kojarzy nam się z wizytą w Słowackim Raju, przepięknym parku narodowym. Zaś trzecie słowo to ‘zamek’, czy właściwie po słowacku ‘hrad’, gdyż takich budowli po drodze oglądaliśmy dość sporo, a niektórym nawet przyjrzeliśmy się nieco bardziej dokładnie.
WĘGRYKolejny krajem na trasie naszej wyprawy były Węgry. Już na pierwszej stacji benzynowej, gdy kupowaliśmy winietę, przywitano nas znanym z dawna powiedzeniem: „Polak Węgier – dwa bratanki…”, które potem słyszeliśmy dość często. Na zwiedzanie tego państwa niestety nie mieliśmy zbyt dużo czasu, stąd też odwiedziliśmy tylko w naszym mniemaniu najważniejsze miejsca; oczywiście jednym z nich był Budapeszt. To stołeczne miasto zachwyciło nas w całej swojej okazałości. Monumentalne, zabytkowe budynki położone na wzgórzach i skąpane w blasku słońca oraz Dunaj leniwe płynący dołem - takich widoków nam nie brakowało. Dopiero na Węgrzech poczuliśmy, że jesteśmy już za Polską granicą. Ludzie mówili w dziwnym, niezrozumiałym języku, a większość prób nawiązania komunikacji po angielsku czy niemiecku kończyła się fiaskiem. Czasami tylko dogadywaliśmy się z kimś po polsku; zazwyczaj byli to turyści, którzy nie mogli nam udzielić zbyt wielu użytecznych informacji. Po opuszczeniu stolicy pojechaliśmy na dwa dni odpocząć nad jezioro Balaton. Za miejsce na kempingu zapłaciliśmy kilkanaście tysięcy forintów, dzięki czemu mogliśmy się poczuć troszkę jak nasi rodzice zarabiający w milionach, jeszcze przed denominacją polskiej waluty w roku 1995.
AUSTRIAPo odpoczynku nad najsławniejszym węgierskim jeziorem, udaliśmy się do Austrii, gdzie mniej więcej tydzień spędziliśmy we Wiedniu. Dawna stolica państwa Habsburgów wywarła na nas wrażenie miasta zbudowanego logicznie, niezwykle przejrzystego w swej strukturze. Praktycznie w każde interesujące nas miejsce mogliśmy dojechać metrem, zaś ważniejsze lokacje i atrakcje turystyczne były odpowiednio opisane w różnych językach, co znacznie ułatwiało zwiedzanie. W odróżnieniu od Budaszpesztu, a przynajmniej samej dawnej Budy, Wiedeń położony jest na równinie, więc towarzyszyły nam nieco inne widoki: przed naszymi oczami przesuwały się wykwintne kamienice, bogato zdobione pałace, a w sklepach królowały wszelkiej maści przedmioty zdobione dziełami Klimta i podobizną Mozarta. Gdy nie byliśmy zajęci podziwianiem zabytków spędzaliśmy czas w parkach, lub bawiliśmy się w znanym wiedeńskim wesołym miasteczku na Praterze. 
CZECHYOstatnim państwo, z jakim mieliśmy styczność na swojej drodze, były Czechy. U zachodnich sąsiadów czuliśmy się stosunkowo dobrze, choć nasze auto niestety nie za bardzo. Najpierw przebiliśmy tam oponę, a kilka dni później pojazd, którym objechaliśmy już trzy kraje, odmówił posłuszeństwa. Zanim jednak do tego doszło zdążyliśmy zapoznać się co nieco z Czechami. Na pierwszy rzut zabraliśmy się za podziwianie elementów przyrody nieożywionej tj. jaskini krasowych i różnego rodzaju formacji skalnych oraz ostańców. Po abiotycznych elementach środowiska, przyszedł czas na coś, co zawsze tętni życiem, czyli Pragę. Rzesze turystów, stare klimatyczne kamienice, wąskie uliczki wybrukowane kocimi łbami, dachy kryte pomarańczową dachówką, oraz most Karola – to tylko drobna część tego, co ujrzały nasze oczy w mieście nad Wełtawą. Po zwiedzeniu stolicy Czech wyruszyliśmy w dalszą podróż, ale [być może za sprawą sił nadprzyrodzonych lub awarii uszczelki pod głowicą – do dziś ta sprawa pozostaje niewyjaśniona] musieliśmy pozostać w tym kraju jeszcze 5 dni, żyjąc w prowizorycznie przygotowanym obozie na łące i oczekując usunięcia usterki. Potem szczęśliwie wróciliśmy do swych domów.
BILANS ZYSKÓW I STRATTrasa: 3000 km Czas: 600 wspólnie spędzonych godzinZwiedzone: 5 państw
Auto: 23-letni volkswagen caravelle
Ekipa: 9 osób
Koszty: paliwo, jedzenie, wejściówki
Noclegi: te płatne – tylko dwa razy: na campingu nad węgierskim Balatonem i polskim jeziorem Otmuchowskim. W pozostałych przypadkach odpoczywaliśmy u mieszkańców poszczególnych państw, którzy zgodzili się nas przenocować za darmo, a wszystko dzięki uprzednim przygotowań i magii Internetu, zwłaszcza serwisowi www.couchsurfing.org.
Wrażenia: NIEZAPOMNIANE!
Nasza pierwsza wielka podróż utwierdziła nas w przekonaniu, że warto wierzyć w marzenia, we własne siły oraz w innych ludzi! Świat kryje przed nami jeszcze wiele niespodzianek! Choć może wymagać to dużych wysiłków to jednak: „Chcieć, to znaczy móc!”.
Maciej Piotrowskiwyprawybusem.pl

od 12 lat
Wideo

echodnia.euNowa fantastyczna atrakcja w Podziemnej Trasie Turystycznej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto