WYRWA Wojciecha Chmielarza, czyli „jak zabiłem własną żonę”

Materiał informacyjny
Wyrwa to opowieść o mężczyznach, którzy kochali tę samą kobietę i którzy muszą zmierzyć się z tajemnicą jej śmierci. To historia o poczuciu straty i głuchej rozpaczy zmieniającej się w gniew, a także o konsekwencjach życiowych błędów. I o tym, że można niewiele wiedzieć o kimś, z kim mieszka się pod jednym dachem.

Minęła siódma, kiedy telefon zadzwonił po raz kolejny. Tym razem wyświetlił się nieznany numer. Odebrałem. Policjant. Z Mrągowa. Przedstawił się – Klaudiusz Nowak. Powiedział, że moja żona miała wypadek samochodowy i czy mógłbym do nich jak najszybciej przyjechać.
– Myli się pan – sprostowałem od razu. – Co takiego?
– Moja żona nie mogła mieć wypadku.
– Bardzo mi przykro, ale...
– Nie mogła mieć wypadku! – krzyknąłem, żeby mu przerwać. – Pan dzwoni z Mrągowa? To na Mazurach?
– Tak.
– Moja żona nie mogła mieć wypadku na Mazurach. Właśnie wraca z Krakowa. Teraz powinna być – zerknąłem na zegarek – nie wiem, w okolicach Kielc, może Skarżyska.
– Jest pan pewien?
– Absolutnie.
Chrząknął do telefonu. Chyba zakrył dłonią słuchawkę, poprosił kogoś o radę, jednak nie zrozumiałem ani pytania, ani odpowiedzi. Potem do mnie wrócił.
– Czy żona jeździ srebrnym volkswagenem passatem wersja kombi?
– Tak. To nasz samochód.
– Czy pański samochód ma numer rejestracyjny...
Wymienił właściwy ciąg liter i cyfr. Potwierdziłem.
– Czy pańska żona ma na imię i nazwisko Janina Tomska, PESEL...
Przerwałem mu, zanim dokończył.
– Tak, to ona.
Powtórnie chrząknął.
– W takim razie bardzo mi przykro, ale to ona miała wypadek na naszym terenie.
Przez moment nie wiedziałem, co powiedzieć. Miałem wrażenie, że serce przestało mi bić. Przez cały czas rozmawiałem na stojąco i nagle moje nogi zaczęły drżeć. Opadłem na najbliższe krzesło. Odetchnąłem głęboko kilka razy.
– Czy coś jej się stało? – zapytałem.
– Powinien pan do nas jak najszybciej przyjechać – odparł, a ja już wiedziałem, że Janina nie żyje.
Przez pierwsze dziesięć, piętnaście minut po prostu siedziałem bez ruchu. Iwona weszła do pokoju, zapytała: „Tatusiu, co się dzieje?”, ale nie potrafiłem odpowiedzieć. Przyprowadziła Basię. Ona zadała to samo pytanie, a ja ciągle milczałem. Iwona się rozpłakała. Tak po prostu. Chyba sama nie wiedziała, dlaczego, bo patrzyła na mnie zupełnie zaskoczona. Jakby ten płacz przyszedł do niej z zewnątrz, jakby został jej narzucony przez kogoś obcego. Pociągnęła mnie za rękę. Najwyraźniej chciała, żebym ją jakoś uspokoił. I to mnie otrzeźwiło. Przyciągnąłem córeczkę do siebie, przytuliłem.
– Co się dzieje, tato? – zapytała Basia.
– Nic. Ale musicie jechać do cioci Renaty – oznajmiłem.
– Dlaczego?
– Mama musiała zostać dzień dłużej na delegacji, a mnie właśnie wezwano pilnie do pracy – skłamałem gładko i aż sam się zdziwiłem, że mój głos brzmi tak pewnie i naturalnie. – Pakujcie się.
– A będziemy mogły pobawić się z kotkiem?
– Tak. Będziecie mogły. Wybierz zabawki, które chcesz ze sobą wziąć.
Zadzwoniłem do Renaty. Zapytałem, czy jest w domu. Powiedziałem, że do niej przyjadę. Spakowałem dzieci. Zamówiłem taksówkę. Po około czterdziestu minutach byliśmy na miejscu. Otworzyła nam drzwi umalowana, w czarnej obcisłej sukience, pewnie zbierała się do wyjścia na elegancką kolację.
– Zajmij się nimi, proszę – powiedziałem tylko. – Zaprowadź do szkoły, przedszkola. Wiesz, gdzie. Jakby co, mam telefon.
Wrzuciłem torbę z rzeczami dziewczynek do mieszkania. Ucałowałem Iwonę, przybiłem piątkę Basi. Właściwie wepchnąłem je obie do środka, zrobiłem krok w tył, gotowy zbiec na dół, gdy Renata chwyciła mnie za rękaw kurtki i przytrzymała.
– Powiesz mi, co się stało?
Popatrzyłem na córki. Zachęciłem je gestem, żeby weszły głębiej do mieszkania.
– Idźcie do pokoju – rzuciłem. – Włączcie sobie telewizor! Pewnie ciocia ma jakieś ciastka w szafce! Wiecie, gdzie, nie?!
Telewizor i ciastka. Dzieciom czasami więcej nie potrzeba. Iwona popędziła do dużego pokoju. Basia też, choć mniej chętnie. Zanim straciłem ją z oczu, wychwyciłem jej niepewne spojrzenie.
– Janina miała wypadek samochodowy – powiedziałem szeptem, nachylając się do Renaty. – Muszę do niej jechać. Zajmiesz się nimi, dobrze?
Pobladła. W jej oczach momentalnie zalśniły łzy.
– Tak. Oczywiście.
– Świetnie.
Puściła mnie. Zbiegłem na dół, jednak zatrzymałem się na półpiętrze, kiedy przypomniałem sobie, że mamy jeden samochód i zabrała go właśnie Janina. Wróciłem do Renaty wciąż stojącej w półotwartych drzwiach.
– Pożyczysz mi wóz? – zapytałem. – Jutro oddam.
Kiwnęła głową. Zniknęła na moment w środku i wróciła z kluczykami. Wcisnęła mi je do ręki, zawahała się, a potem mocno mnie przytuliła.
Do Mrągowa dojechałem w trzy godziny. Radio grało na cały regulator, dźwięki muzyki odbijały się od dachu i szyb, jednak i tak w głowie słyszałem tylko echo własnych słów: „Przyciśnij. Po prostu przyciśnij”.
Myślałem, że wraca z Krakowa, że wskoczy szybko na trasę ekspresową, dwa pasy w każdą stronę, a nie będzie krążyć po wąskich i niebezpiecznych mazurskich dróżkach. Tak właśnie mogłem się teraz tłumaczyć, ale to byłoby kłamstwo. Chciałem jej po prostu sprawić przykrość. Dać wyraźnie do zrozumienia, że mnie zawiodła, że jeśli i tym razem nie dostanę mojej wymarzonej pracy, będzie to wyłącznie jej wina.
„Przyciśnij. Po prostu przyciśnij”.
To były ostatnie słowa, które ode mnie usłyszała. Ostatnie słowa, jakie do niej powiedziałem.
I w ten sposób zabiłem własną żonę.

„Fascynowała mnie twórczo myśl, że każdy człowiek ma wiele twarzy, ale nie znamy ich wszystkich. Inaczej zachowujemy się w pracy, inaczej w domu. Ba! Inaczej zachowujemy się w towarzystwie kogoś, kto zna nas od lat, a inaczej w towarzystwie kogoś, kogo dopiero spotkaliśmy. To nie znaczy, że kogoś oszukujemy, zakładamy maski. Ale po prostu na nasze relacje z innymi ludźmi wpływa bagaż wspólnie przeżytych doświadczeń” – opowiada Wojciech Chmielarz.

Wojciech Chmielarz jest najlepszym portrecistą współczesności i powikłanych dusz. Tropi śmierć, ale odsłania życie – ono zmienia nas w ludzi, jakimi nie planowaliśmy być.
„Wyrwa“ to brawurowy hołd wobec kobiet, które pragną więcej i mężczyzn, którzy odnajdują w sobie siłę. - Paulina Wilk

Może zabrzmi to przewrotnie, ale czytając Wyrwę od razu w głowie wyświetlił mi się film. I to bardzo dobry film z zaskakującą fabułą. Film z prawdziwymi postaciami, z którymi potrafiłem empatyzować, ale które nie przestawały mnie zaskakiwać. Film z ciekawą narracją, która sama w sobie jest wartością. Właśnie takie filmy chcę oglądać. Takie książki chcę czytać. – Paweł Domagała

Z książkami Wojtka Chmielarza jest jak z dobrymi serialami. Kiedy zaczynasz czytać nie możesz się doczekać następnej strony. I gdy wydaje się, że zagadka jest już rozwiązana przychodzi zaskakująca puenta, po której trudno się pozbierać. Tak też jest w „Wyrwie” – świetnym thrillerze psychologicznym. – Cezary Łazarewicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: WYRWA Wojciecha Chmielarza, czyli „jak zabiłem własną żonę” - Portal i.pl

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto