Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Wywiad: "Byliśmy mu to winni..."

MM Warszawa
MM Warszawa
Z Rafałem Wieczyńskim, scenarzystą i reżyserem filmu "Popiełuszko. Wolność jest w nas" rozmawiamy o filmie i sposobie jego realizacji.

Radek Rakowski: Udało się panu zrealizować film, który pomimo wagi tematu ogląda się bardzo lekko, z ogromną przyjemnością…

Rafał Wieczyński: Film to jednak jest zjawisko i nie można o tym zapominać. Nie można robić tylko jakiejś lekcji historii. Poza tym sam ksiądz Jerzy jest osobowością wielowymiarową. Nie można go zamknąć tylko w męczeństwie - był to człowiek pełen życia, kolorytu, z poczuciem humoru. I dlatego jest to film o życiu. Oczywiście chodzi także o to, by zrozumieć to męczeństwo księdza Jerzego. A ono się wzięło jako owoc wyborów, które podejmował, gdy żył.

Ale jest też i sposób realizacji filmu - współczesny, nowoczesny, bez odwoływania się do tej klasycznej polskiej szkoły filmowej, bardziej hollywoodzki.

Takie mamy dziś czasy. Młodzież chodzi na filmy amerykańskie. Wie pan, tu można byłoby jeszcze dodać i 100 milionów dolarów na film, żeby go jeszcze lepiej zrobić. Jednak - rzeczywiście - parę barier materialnych udało nam się tu przełamać. Są w filmie efekty specjalne, których nie widać - i o to chodziło - nad którymi polscy specjaliści pracowali przez kilkanaście miesięcy. Wszystkie multiplikacje, czy efekty 3D jak czołgi na ulicach, to są rzeczy na najwyższym światowym poziomie.

Poza tym rzecz wydawałoby się zdumiewająca w polskim kinie - można zrozumieć wszystkie dialogi…

Tak. Dźwięk robiliśmy za granicą. Nie chcieliśmy się poddać stereotypowi, że w polskim filmie nie da się zrobić dobrego dźwięku. Okazuje się że jest to możliwe. Można wszystko zrozumieć.

W tych wszystkich zabiegach technicznych chodziło o to, by ta historia dotarła do ludzi. Nawet do tych, którzy jej nie znają, nie znali księdza Jerzego. Żeby pełniła funkcję przybliżenia kulturowego, ale także rozrywki. Krótko mówiąc: młodzi ludzie nie przychodzą do kina po to, żeby się uczyć, ale żeby się rozerwać.

W filmie występują postacie autentyczne grające samych siebie. Na przykład ks. kardynał Józef Glemp. Czy trudno było go przekonać, by na planie filmowym wystąpił w roli samego siebie. By grał to, co powiedział lub mógł powiedzieć wiele lat temu?

Może nie ciężko było przekonać, ale nie było to dla nich łatwe. Dla niektórych z nich. Oczywiście każdy chciał się wcześniej zapoznać ze scenariuszem. Nie jestem znanym reżyserem i rozumiem, że chcieli wiedzieć, czy filmowa historia będzie zbliżona do prawdziwego wizerunku. Ksiądz prymas wykazał uczciwość i odwagę cywilną, że te sceny odegrał. Niektórzy mówią, że są to sceny są dla niego krzywdzące i odbrązawiające jego postawę, więc wydaje mi się, że są to sceny uczciwe.
W rzeczywistości ksiądz Jerzy bardzo przeżywał te spotkania z księdzem prymasem. I przeżywa także na filmie. Oczywiście pokazaliśmy to bardziej obrazem niż słowem… Zależało nam na tym, żeby starszy widz przypomniał sobie, a młody - wiedział, że to nie było żarty, że to tak było naprawdę, że to nie jest jakaś historyjka, którą sobie wymyśliliśmy, jakaś wizja reżysera, tylko że to jest kawałek rzeczywistości z lat dopiero co minionych.

Ułatwiają to sceny zrealizowane na archiwalne i też autentyczne sekwencje z archiwów…
Trudność polegała na tym, by archiwa nie zastępowały kina. Oczywiście jest tu pewien skrót dotyczący samego okresu Solidarności, gdzie musieliśmy w krótkim czasie dużo powiedzieć. To jest właśnie tym archiwalnym materiałem zrobione. Jednak sekwencje te nie mają czegokolwiek zastąpić, a tylko uwiarygodnić. Dlatego też mieszamy zdjęcia filmowe z archiwalnymi, w tych samym scenach, w ramach tych samych wydarzeń, po to by podkreślić, że to jest prawda, że to nie jest wymyślone.

Tej autentyczności dodają też sceny kręcone poza studiem filmowym…

W studiu dosyć dokładnie odtworzyliśmy mieszkanie księdza Jerzego, ale rzeczywiście kręciliśmy w 14 miejscowościach, w 120 lokacjach. Chodziło nam o to, by być tam, gdzie rzeczywiście był ksiądz Jerzy. Miejsca, które się nadawały do zdjęć, nie zostały zmienione, dawały się adaptować - oczywiście wykorzystywaliśmy. Na przykład w jednostce wojskowej, w której ksiądz Jerzy służył, udało nam się nakręcić sceny w autentycznym baraku, w którym mieszkał. Cała reszta jednostki była już odremontowana, a tylko ten jeden barak jeszcze nie.

To też jest zapis czasu. Jest tu szereg rzeczy zabawnych, PRL-owskiego absurdu - na przykład scena z syrenką. Ale chodzi także o to, by pokazać, że tu też się żyło, że człowiek się śmiał, chociaż czuł cały ten ciężar. Byłoby nie fair, gdybyśmy księdza Jerzego tylko postawili na pomnik i klęczeli przed nim.

A skoro o pomniku, to film ten jednak od pomnikowego traktowania księdza Popiełuszki jest bardzo daleki. Oglądamy w nim księdza, ale przede wszystkim wierzącego człowieka z krwi i kości - ze swoimi rozterkami, ambicjami.

Uważam, że byliśmy mu winni pamięć, a film jest narzędziem tej pamięci dla przyszłego pokolenia. Staraliśmy się pokazać go takim, jakim był. Ok., można powiedzieć nawet, że jest to hagiografia. Ale komu mamy tę hagiografię robić, jak nie takim ludziom, którzy oddali za nas życie. Prawda?

Realizując film silnie osadzony w najnowszej historii Polski musiał pan się liczyć z różnymi zarzutami pod swoim adresem…

Spotkałem się ze wszystkimi oskarżeniami, więc mnie już nic nie dziwi. Generalnie, ten film się ludziom podoba, ale są takie środowiska, które reagują alergicznie na kościół, na to że można pokazać dobrego księdza. Na szczęście - i strasznie się z tego cieszę - ludzie, którzy znali księdza Jerzego: przyjaciele i rodzina, doceniają, że to jest jego autentyczny wizerunek. Taki był cel. Uważam, że nie trzeba w tej postaci ani nic udziwniać, ani odbrązawiać, ani stawiać na piedestał. Bo ksiądz Jerzy ze wszystkimi swoimi wadami, pokusami, w kierunku jakiejś pychy - poradził sobie.. Także z lękiem. Po prostu broni siebie sam. On nie potrzebuje żadnego wsparcia reżyseria. Trzeba było się schować ze swoimi pokusami i odsłonić to, co Pan Bóg wyreżyserował, na ile to było możliwe.

Rozmawiał: Radek Rakowski (MM Poznań)

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto