Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

WYWIAD - Były szef CBŚ: Grałem kumpla morderców

Krzysztof M. Kaźmierczak
Jerzy Jakubowski jest pierwszym wielkopolskim ekspolicjantem, który napisał książkę ujawniającą nieznane okoliczności  dochodzeń, które prowadził  podczas służby w milicji i policji Fot. P. Jasiczek
Jerzy Jakubowski jest pierwszym wielkopolskim ekspolicjantem, który napisał książkę ujawniającą nieznane okoliczności dochodzeń, które prowadził podczas służby w milicji i policji Fot. P. Jasiczek
Z Jerzym Jakubowskim, emerytowanym szefem wielkopolskiego Centralnego Biura Śledczego, na temat jego książki o nieznanych kulisach morderstw i głośnych przestępstw, rozmawia Krzysztof M. Kaźmierczak 1978 rok.

Z Jerzym Jakubowskim, emerytowanym szefem wielkopolskiego Centralnego Biura Śledczego, na temat jego książki o nieznanych kulisach morderstw i głośnych przestępstw, rozmawia Krzysztof M. Kaźmierczak

1978 rok. Jest pan świeżo upieczonym absolwentem studiów prawniczych. Z takim CV trafiało się wtedy do Służby Bezpieczeństwa, a pan wybrał milicję, chociaż wiązało się to z mniejszymi zarobkami. Dlaczego?
Chciałem łapać przestępców, a nie wikłać się w politykę.

W PRL trudno było uciec przed polityką, a w milicji tym bardziej. Można wiedzieć, co robił Pan w stanie wojennym?
Prowadziłem swoje pierwsze dochodzenie dotyczące zabójstwa. Bardzo przykra sprawa. Przedstawiam ją obszernie w książce. W lutym 1982 roku w Buku w szalecie na opustoszałym placu targowym zgwałcono, a potem zamordowano dziewczynkę. Zabójca zmiażdżył jej głowę płytą chodnikową... Uderzał wielokrotnie. Krwi było tyle, że przesiąkła mu przez spodnie i kalesony. Znaleźliśmy je w jego mieszkaniu.

Pamięta Pan widok tego zmasakrowanego dziecka?
Oczywiście... Pamiętam wszystkie ofiary zabójstw, którymi się zajmowałem. Tego się nie zapomina. Szczególnie, że trzeba dokładnie obejrzeć zwłoki, przyjrzeć się z bliska. Bardzo bliska, w detalach.

Co się wtedy czuję? Zew krwi? Potrzebę zemsty?
To są ogromne emocje. Ale trzeba je opanować, bo tylko wtedy można złapać mordercę i udowodnić mu winę. Zabójcę z Buku udało się dopaść w ciągu czterech dni. I to dzięki bardzo trzeźwemu, krytycznemu spojrzeniu. Poszliśmy tropem początkowego, zlekceważonego sygnału, że tego dnia zaczepiano dziewczynki jadące do szkoły.

Pamiętając to bezbronne, zmasakrowane dziecko, nie myślał Pan, żeby tego mordercę zastrzelić podczas ucieczki, jak w filmie?
Muszę się przyznać, że wtedy bardzo liczyłem na wprowadzone podczas stanu wojennego przepisy dotyczące szczególnego trybu skazywania tzw. trybu doraźnego. Umożliwiał on szybsze orzeczenie kary i surowszy wyrok. Wtedy przekonałem się, co to jest polityka. Sąd nie chciał zastosować tego trybu dla zabójcy, w praktyce był zarezerwowany tylko dla wrogów ówczesnego ustroju.

Czy każdy człowiek może być mordercą?
Takim działającym w sposób wyrachowany, zaplanowany, na zimno - nie każdy może być. Do tego trzeba mieć szczególny charakter, predyspozycje. Ale pod wpływem silnych emocji zabijają ludzie, których nikt nie podejrzewałby, że są zdolni do takiego czynu. To zresztą najczęściej popełniane morderstwa i zwykle najłatwiejsze do ustalenia sprawców.

Iloma zabójstwami zajmował się Pan jako policjant?
Nie liczyłem, ale przynajmniej kilkudziesięcioma.

W "Policjancie" zostało opisanych tylko siedem zbrodni...
Wybrałem te o największym ciężarze gatunkowym (do nich należą seryjne morderstwa) i takie, które były szczególne dla mnie - jak np. pierwsze dochodzenie dotyczące zabójstwa. Oprócz tego przedstawiam także kulisy wyjaśniania innych przestępstw dużej rangi. Są wśród nich głośne afery z początku lat 90. Przedstawiam także słynną kradzież sarkofagu św. Wojciecha z katedry w Gnieźnie.

Książka zaskakuje precyzją i szczegółowością w rekonstrukcji przebiegu dochodzeń. Dowiadujemy się nie tylko, co wydarzyło się danego dnia, ale nawet, o której godzinie. Poznajemy szczegółowe opisy ubioru przestępców i wystroju mieszkań, w których doszło do zbrodni, chociaż dotyczy to często wydarzeń sprzed wielu lat. Rozumiem, że podczas pisania książki korzystał Pan z akt zgromadzonych w archiwach?
Nie korzystałem z dokumentacji archiwalnej. W przypadku części przestępstw byłoby to zresztą niemożliwe, bo dokumentacja została już zniszczona. Opierałem się na tym, co sam zapamiętałem oraz notatkach. Niektóre okoliczności konsultowałem z kolegami, z którymi pracowałem przy wyjaśnianiu poszczególnych przestępstw.

Naprawdę pamiętał Pan, jak 17 lat temu był ubrany w chwili zatrzymania seryjny morderca i gwałciciel chłopców, Tadeusz K.?
Nie mógłbym tego zapomnieć. Przecież to był dramatyczny wyścig z czasem. Mieliśmy świadomość, że w każdej chwili on może zabić kolejne dziecko. Poza tym jego ubiór był istotnym elementem przy poszukiwaniach, pojawiał się w relacjach osób, które go widziały.

Wiele lat nosił Pan broń, tropił groźnych przestępców. Zastrzelił Pan jakiegoś albo zranił?
Nigdy nie strzelałem do ludzi. I tylko raz wycelowałem odbezpieczony pistolet w człowieka. Podczas przeszukania podejrzany rzucił się na mnie z łomem. Na szczęście nie musiałem wtedy broni użyć, jej widok wystarczył...

Ale dwóch bandytów, można powiedzieć, wysłał Pan do piachu. Dwie sprawy, które Pan prowadził zakończyły się wyrokami śmierci...
...nie dwie, tylko cztery. Tyle że w dwóch przypadkach doszło do rewizji nadzwyczajnej i wyroki złagodzono na 25 lat więzienia.

W myśl obecnie obowiązującego prawa wszyscy mordercy mają prawo do życia, a w Pana głosie wyczuwa się żal, że było o dwie wykonane kary śmierci mniej...
Byłem i jestem za karą śmierci. Im bliżej poznaje się okrucieństwa, jakich dopuszczają się ludzie, tym mniej ma się w sobie idealistycznej tolerancji.

Ani trochę nie żałuje Pan osób posłanych na śmierć?
Bardzo żałuję, ale ich ofiar, a nie tych ludzi. Ich nie skazano za niewinność, tylko za potworne zbrodnie.

A może trafiając na wiele lat za kraty przeszliby metamorfozę, może odpokutowaliby? Może przez Pana stracili ostatecznie szansę na zmianę swojego życia...
Nie ci ludzie. Gdyby żyli, stanowiliby zagrożenie dla innych.

Tak można powiedzieć o każdym zabójcy.
Nie o każdym. Akurat oni stwarzali bardzo realne zagrożenie. To byli seryjni mordercy. Zabijanie było ich sposobem życia, częścią egzystencji.

Nie miał Pan nigdy wątpliwości, że posłał na szubienicę niewinnych?
Nie skazano ich na podstawie poszlak, pojedynczych śladów czy zeznań. Materiał dowodowy był tak obszerny, że nie było żadnej szansy na pomyłkę. Obaj zresztą przyznali się do zbrodni.

Był Pan przy egzekucjach?
Obserwatorami wykonania wyroku były strony procesowe, czyli prokurator i adwokat. Przepisy nie przewidywały obecności funkcjonariuszy prowadzących dochodzenie.

Ale można było je obejść...
Tak. Mogłem udawać strażnika więziennego czy pielęgniarza. Przyznaję, że kiedyś kusiło mnie. Chciałem zobaczyć, jak zachowują się ci ludzie w ostatnich chwilach. Żona mi ten pomysł wtedy wyperswadowała... Teraz myślę, że na szczęście.

Wróćmy do książki. "Policjant" jest nie tylko relacją ze zdarzeń, w których Pan uczestniczył. Wkracza także w inne sfery. Próbuje Pan zrozumieć przestępców, znaleźć powody ich postępowania, szczególnie dotyczy to zabójców.
Spędzałem z nimi wiele czasu. Czasami codziennie po kilka godzin przez wiele dni. Z konieczności stawałem się ich łącznikiem ze światem, jedyną osobą, z którą mogli porozmawiać.

Przecież był Pan ich przeciwnikiem, próbował skłonić do przyznania się.
Bez względu na swoją ocenę tego, co zrobili nawet wówczas, gdy była to niezwykle okrutna zbrodnia, nie okazywałem im wrogości. Wolałem, by traktowali mnie jako spowiednika niż kata. Z katem się nie rozmawia, a mi zależało, by stworzyć sytuację do otwarcia, do wyjawienia okoliczności, które zamierzali ukryć.

Był Pan zatem dobrym kumplem bandytów?
To była gra.

Nie cofał się Pan w niej nawet do takich zagrywek jak, opisywane w książce, zaaranżowanie spotkania nekrofila Edmunda K. z jego matką, by pomogła go zmiękczyć?
Nie mam sobie pod tym względem nic do zarzucenia. Jego matka zgodziła się na rozmowę, nie została do tego zmuszona. Powiedziała mu "Jeśli chcesz mieć dalej matkę, to musisz powiedzieć prawdę" i dodała, mówiąc o mnie "Ja wierzę temu panu". Myślę, że przyczyniła się do tego, że K. przyznał się do tego, co zrobił.

Dla zjednania zabójców dzielił się Pan z nimi przyniesionym z domu drugim śniadaniem?
Nie, ale bywało, że kupowałem im coś do picia, jak jechaliśmy na wizję lokalną.

Był Pan z tymi ludźmi w osobistych relacjach, ale słyszałem, że gdy Tadeusz K., z którym spędził Pan wiele godzin na rozmowach, popełnił w celi samobójstwo, nie był Pan tym zmartwiony. A wręcz przeciwnie...
W 1991 roku nie orzekano już wyroków śmierci, chociaż prawo przewidywało jeszcze taką możliwość. Gdyby K. odsiadywał 25 lat więzienia, dzisiaj już mógłby ubiegać się o przedterminowe zwolnienia, a niewykluczone, że nawet byłby na wolności. Gdyby nie odebrał sobie życia, bardzo możliwe, że kontynuowałby teraz swoją zemstę.

Nie jest łatwo żyć z takimi wspomnieniami jak pańskie.
Byłoby o wiele trudniej, gdyby któryś z zabójców, którego szukałem, nie został złapany. Na szczęście za każdym razem się udawało.

Kryptonim "Zemsta" - okrutne zabójstwa chłopców (fragmenty książki "Policjant")
...Matka weszła do pokoju na końcu korytarza. Trudno sobie wyobrazić, co musiała przeżyć, kiedy zobaczyła swojego synka. Krzysztof leżał na tapczanie przykryty kołdrą, jakby spał. Przez chwilę miała złudzenie, że może tylko śpi, ale kiedy podeszła bliżej, odkryła kołdrę… Chłopiec został uduszony ręcznikiem, a następnie ułożony na tapczanie na wznak. Z rozpoznania wiedzieliśmy już, że chłopiec rozmawiał z mężczyzną pod blokiem około godziny 7.45. Powstał portret pamięciowy człowieka w ortalionowej ciemnej kurtce i czapce, z charakterystycznymi wystającymi kośćmi żuchwy...
...W połowie kwietnia, a dokładnie 18 kwietnia w piątek, nasz poszukiwany dał znać o sobie ponownie. Tym razem w Sosnowcu. Ta sama metoda, ten sam scenariusz. Zaatakowany chłopiec przeżył. Uzyskaliśmy bardzo dokładny rysopis. Chłopiec zapamiętał białe adidasy, brązową dyplomatkę, czarne spodnie, ciemną kurtkę ortalionową...

CV
Jerzy Jakubowski przez 17 lat pracował w wydziale dochodzeniowo-śledczym Komendy Wojewódzkiej w Poznaniu, kierował wydziałem do walki z przestępczością zorganizowaną. Był szefem wielkopolskiego zarządu CBŚ.Został zmuszony do dymisji w 2005 r. w związku z nieprawdziwymi zarzutami (wykluczyło je śledztwo) o wycieku tajnych dokumentów.Jego książka pt. "Policjant. Okrutne zbrodnie, głośne śledztwa" ukaże się w połowie listopada nakładem wydawnictwa Replika.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto