Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zabawki na śmietniku. Czy tak być powinno?

Redakcja
Przedstawiamy Państwu dwa spojrzenia na jedno miejsce – budynek Domu Dziecka nr 2 w Stargardzie przy ul. Staszica. Relacje powstały niezależnie. Dwie różne osoby, a wnioski te same. I na koniec to samo pytanie.

Relacja nr 1 - Pauliny Buczkowskiej:
Sobota |14 lipca 2012r.|
Mknęłam rowerem ulicą Staszica uciekając przed deszczem, który już zdążył mnie zmoczyć. Minęłam stary budynek, którego wejście zdobiły wielkie obrazki przedstawiające chłopca i dziewczynkę. Stare, drewniane okna z mało estetycznymi firanami, za którymi panowała ciemność. Elewacja odrapana, ogrodzenie dziurawe a w rynnach bujna roślinność...
Niedziela |15 lipca 2012r.|
Zaciekawiona marnym wyglądem obiektu postanowiłam odwiedzić to miejsce i dowiedzieć się, czy w tym upiornym budynku znajdują się dzieci. Drzwi wejściowe okazały się być zamknięte. Nie znalazłam też żadnej informacji, z której wynikałoby, czym ten obiekt jest lub był. Zapytałam więc przechodnia, który powiedział mi, że jest to budynek zamkniętego już domu dziecka, i że podobno ma on być przeznaczony na jakąś planowaną inwestycję.
Na teren domu dziecka weszłam swobodnie od strony „Centrum Rehabilitacji". Moim oczom ujawił się plac zabaw ogrodzony siatkowym płotem, miejscami połatany drutem kolczystym. Po prawej stronie budynek, na którym wisiał wielki, stary głośnik. W tym momencie, oczami wyobraźni zobaczyłam rozbiegane dzieciaki, które przywoływane są za pomocą tychże głośników na obiad lub podwieczorek. Kiedy sama byłam dzieckiem, w przedszkolu też były takie głośniki dzięki którym rodzice chcący odebrać swoje dzieci wywoływali je z sali zabaw. Tutaj jednak tak nie było. Dzieci przecież były samotne. Bez rodziców, bez miłości, bez własnego domu.
Otwarta furtka zapraszała do dalszego zwiedzania. Po drugiej stronie budynku kolejny głośnik i okna z popękanymi szybami, miejscami uzupełnione dyktą. Od strony ogrodu dwa wejścia do budynku z wiatami o konstrukcji stalowej pokrytej rdzą, z zadaszeniem wykonanym z zielonego falistego materiału służącego do pokryć dachowych. Okienka wiaty nie przetrwały próby czasu i zostały stłuczone. Wokół leżało mnóstwo szkła. Idąc dalej ujrzałam piaskownice, w której leżały zabawki. Porzucony rowerek i nowoczesne drabinki oraz zjeżdżalnia. Stanęłam jak wryta i zastanawiałam się co tu się stało. Wokół widać było ślady obecności dzieci. Bawiących się niedawno w tym miejscu. Z drugiej strony jak to możliwe by w takiej ruinie był dom dziecka.
Idąc ogrodem doszłam do budynku, który wcześniej widziałam od strony ulicy. Ten z wejściem przyozdobionym wielkimi rysunkami przedstawiającymi uśmiechniętego chłopca i dziewczynkę. Zobaczyłam kontener pełen zabawek i śmieci w postaci pociętych niszczarką papierów. Koło śmietnika leżała sterta kartonów i zabawek. Piłeczki, koraliki, pacynki, pluszaki oraz tekturowe okładki z napisem „akta osobowe".
Smutny widok skłaniający do wielu refleksji oraz pytań. Moje wnioski są takie, że opuszczenie tego budynku wyglądało na bardzo chaotyczne i nagłe. Dlaczego te wszystkie zabawki oraz wyposażenie placu zabaw tam zostały i nikt ich nie pilnuje? Gdzie są dzieciaki, które jeszcze niedawno zapewne tam były? Dlaczego nikt nie zadbał o zabezpieczenie terenu?Czy tak być powinno?
Relacja nr 2 – Krzysztofa Żyto:
Czwartek |18 lipca 2012r.|
W tym roku w lipcu w zasadzie tylko pada. Nie jest to pogoda sprzyjająca plażowaniu nad jeziorem Miedwie. Miałem więc trochę więcej okazji do spacerów po mieście. Okazało się, że można przy tej okazji napotkać na interesujące, aczkolwiek bulwersujące zdarzenia.
Jadąc rowerem ulicą warszawską zaintrygował mnie stan budynku Domu Małego Dziecka przy ul. Staszica 2. Wiedziałem, że na okres budowy nowej Komendy Powiatowej Policji mają się tam przenieść stargardzcy policjanci. Taka przeprowadzka jest możliwa w związku z bardzo pożytecznym programem realizowanym w powiecie stargardzkim – stworzenia małych domów rodzinkowych zamiast jednego dużego domu dziecka.
Napis na drzwiach informuje, że Dom Dziecka nr 2 jest przeniesiony na ul. Andersa14. Bez problemu wjechałem na zaplecze budynku i obraz, który zobaczyłem wprawił mnie w osłupienie.
Na początku zaintrygowała mnie stojąca na śmietniku zabawkowa spychoładowarka. Jakby ktoś nie chciał wyrzucić zabawki , ale nie wiedział co z nią zrobić. Dalej było tylko gorzej. Dziury w płocie. Pozostawione na placu zabaw plastikowe zjeżdżalnie oraz wszędzie porozrzucane w nieładzie zabawki. Zabawki były w dobrym stanie technicznym. Robiło to okropne wrażenie – jakby jakiś kataklizm zabrał z tego miejsca dzieci zostawiając materialne ślady ich zabawy.Czy dzieciom z Domu dziecka niepotrzebne są zabawki?A nawet jeśli tak jest, że mają ich w nadmiarze to mogłyby one być radością dla innych dzieci. Faktem jest, że dyrekcja domu dziecka zabiega od sponsorów o inne rzeczy niż zabawki ( http://dom-dziecka2.w.interia.pl/pages/potrzeby.html ).
No i na koniec trzeba wyraźnie powiedzieć, że jest to kwestia zwykłego porządku. Wyprowadzając się z domu zostawia się porządek. I tej prostej prawdy należy nauczyć wychowanków. Mam wrażenie, że o to pracownicy domu dziecka nie zadbali.
Wierzę, że w rodzinkowych domach będzie inaczej.
p.s. Uprzedzając ewentualne uwagi i komentarze powiem, że nie mamy ani ochoty, ani obowiązku szukać „drugiej strony" zaistniałej sytuacji. Opisaliśmy i sfotografowaliśmy to co zobaczyliśmy.Zadajemy proste pytanie: czy tak być powinno?
Odpowiedź należy do osób, którzy służbowo zajmują się tymi sprawami. 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto