Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zagrać wiernym na emocjach

Karolina Kowalska
Jerzy Derkacz: "Wierzę w siłę instalacji - malarstwo jest zbyt statyczne, nie daje takiej ekspresji" (© Justyna Cieślikowska/POLSKA)
Jerzy Derkacz: "Wierzę w siłę instalacji - malarstwo jest zbyt statyczne, nie daje takiej ekspresji" (© Justyna Cieślikowska/POLSKA)
Jezus lewituje, zawisa w monstrancji na drzewie obwieszonym setką białych storczyków... Warszawskie Groby Pańskie odbijają osobowość twórców, którzy starają się nadać swym dziełom nieprzeciętny kształt - pisze Karolina ...

Jezus lewituje, zawisa w monstrancji na drzewie obwieszonym setką białych storczyków... Warszawskie Groby Pańskie odbijają osobowość twórców, którzy starają się nadać swym dziełom nieprzeciętny kształt - pisze Karolina Kowalska.

Rok 2002 - siedem lat temu. Ireneusz Chmurzyński, opiekun artystyczny kościoła św. Krzyża, i jego syn Paweł jak co tydzień buszują po giełdzie staroci. Bez większej nadziei przeszukują czarno-białe zdjęcia z II wojny światowej. Nagle - nie do wiary! Jest! Zdjęcie ołtarza Najświętszego Sakramentu i Świętej Trójcy, spalonego w czasie Powstania Warszawskiego. Pan Ireneusz, grafik i malarz po poznańskiej ASP, i Paweł, historyk sztuki, fotografii ołtarza zaprojektowanego pod koniec XVII w. przez Tylmana z Gameren szukali od lat. Teraz myślą tylko o jego odbudowie.

- Z wizualizacją poszliśmy do prymasa, który odesłał nas do nuncjusza. A nuncjusz uznał, że o sprawach tej wagi trzeba rozmawiać z samym papieżem - wspomina Ireneusz Chmurzyński.
Na prywatną audiencję do Jana Pawła II pojechał z synem i proboszczem św. Krzyża, księdzem Markiem Białkowskim.

- Ojciec Święty zaakceptował projekt odbudowy, przyjął go jako dar na 25-lecie pontyfikatu, pobłogosławił. Ale wyglądał tak, jakby nie podjął ostatecznej decyzji, jakby miał na ten ołtarz inny pomysł - opowiada pan Ireneusz.

Kilka godzin później ksiądz Białkowski odebrał telefon z samego Watykanu i popędził na kolejną audiencję u papieża. Usłyszał: "Wolą moją jest, by ten odbudowywany ołtarz pełnił rolę Ołtarza Ojczyzny".

Dziś ołtarz Tylmana z obrazami "Ostatniej Wieczerzy" i "Wniebowstąpienia Pańskiego" ma już drewnianą nastawę. Brakuje mu złotych zdobień, na które cały czas zbierane są pieniądze. Ale surowe drewno świetnie współgra ze scenografią tegorocznego Grobu Pańskiego - prawdziwą instalacją; jak opisuje Chmurzyński - "spektaklem grafiki i waloru (wydobycia koloru), podbitego światłem, by wydobyć przestrzeń".

W Wielki Czwartek ołtarz zasłoniła czarno-biała siatka banerowa ze zdjęciem Grobu Pańskiego z 1945 r., urządzonego na gruzach spalonego kościoła. W tle widać ruiny i trzy krzyże, nad którymi unosi się napis: "Ufajcie, jam zwyciężył świat. J. 16,33". Po bokach zdjęcia zwiesza się tekst modlitwy "Stabat Mater", a ukryte za nim głośniki wygrywają muzykę Karola Szymanowskiego, idola Ireneusza Chmurzyńskiego jeszcze z czasów młodości. Jest to jednocześnie hołd dla artysty, którego serce przechowywane było w kaplicy (urna z sercem spłonęła w czasie powstania).

- Zdjęcie grobu razem z obrazami stworzą tryptyk, pełnię Triduum Paschalnego: "Ostatnią Wieczerzę" na obrazie głównym, Grobu Pańskiego oraz "Wniebowstąpienia". Dzięki odpowiedniemu podświetleniu tegoroczny grób stanowić będzie prawdziwe teatrum. Gdy podczas mszy rezurekcyjnej proboszcz po raz pierwszy powie: "Pan Jezus zmartwychwstał! Alleluja!", zniknie plan pierwszy, a podświetlona zostanie "Ostatnia Wieczerza". Przy drugim "Alleluja" najwyraźniej widać będzie Grób Pański. A przy trzecim - "Wniebowstąpienie" - objaśnia artysta.

Po 30 latach pracy, jak to ujmuje, wie już, jak grać światłem, muzyką i obrazem, by poruszyć właściwe struny w ludzkiej duszy. To jego 14. Grób Pański w kościele św. Krzyża.

Ksiądz Marek Białkowski nie ingeruje w artystyczne wizje Chmurzyńskiego. Po 14 latach i 200 ołtarzach na najróżniejsze uroczystości (Święto Niepodległości, Święto Konstytucji 3 Maja) ufa mu całkowicie. Ogranicza się do kibicowania jego pracy.


Derkacz wchodzi w ludzką duszę

W proces twórczy rzadko angażuje się też ks. Tomasz Król, proboszcz parafii św. Tomasza Apostoła na Imielinie. Z Jerzym Derkaczem, ursynowskim artystą i projektantem wnętrz, współpracuje od 29 lat i ani razu nie miał zastrzeżeń do jego projektów. Tym bardziej że z instalacjami Derkacza dzieją się rzeczy niesamowite. Tak jak w 2007 r., kiedy przykryta płótnem figura Chrystusa leżała pod dachem z dwóch szklanych tafli wspartych na drewnianych balach.

- Współpracujący ze mną Ireneusz Jarosiński zasugerował, by stłuc to szkło, ale zaprotestował proboszcz. W Wielką Niedzielę, w samym środku homilii, dwie szyby złożyły się z hukiem. Ksiądz przerwał w środku zdania, wszyscy spojrzeli w stronę grobu, a tam... Dokładna wizja artystyczna Jarosińskiego! Szkło idealnie pokrywające całun; ani jeden odłamek poza nim. I kolejne zdziwienie - upadające tafle nie uszkodziły ani jednej z delikatnych ultrafioletowych lamp! - relacjonuje Jerzy Derkacz.

Efekt potęgowały stojące w cylindrach kalie, które, choć ułożone inaczej, po trzech dniach zwróciły się w jedną stronę...
Prawdziwie nieswojo poczuł się jednak w 2002 r., kiedy grób Chrystusa zaaranżował w scenerii OIOM-u. Siedem manekinów z kliszą rentgenowską przy zaatakowanych chorobą częściach ciała. W środku przykryta tiulem figura Jezusa na samotnym szpitalnym łóżku.

- Ludzie mówili mi, że pod tym tiulem widzieli swoich zmarłych, a ja zacząłem się zastanawiać, jak dalece artysta może wkraczać w świadomość drugiego człowieka. I czy mu wolno? Ale nie robiłem tego w sposób zamierzony. Ja tylko chciałem pokazać, że choć mamy 2002 rok, Jezus nadal umiera na krzyżu - tłumaczy pan Jerzy.

Tworząc groby, inspiruje się wydarzeniami ze swojego życia. W 2003 r. tuż po świętach wielkanocnych miał zaplanowaną operację w Centrum Onkologii. Usypiający go anestezjolog powiedział mu nieco ironicznie, że jego grób jest świadectwem wielkiego optymizmu. Tak odczytał spróchniały krzyż, w którym w miejscu gwoździ wyrastają zieleniące się na wiosnę gałązki.
Niewielu wiedziało, co symbolizują cztery ptaki wylatujące z grobu w przestrzeń kościoła.

- W styczniu umarła moja mama i ten grób był też hołdem dla niej. Cztery ptaki to ja i moje rodzeństwo. A uniwersalna symbolika - że śmierć nie oznacza końca, a jest początkiem drogi kontynuowanej przez kolejne pokolenia - objaśnia artysta.

Tematem tegorocznego grobu jest umieranie w samotności. - Łóżko schowane za szpitalnym parawanem. Przed nim monitor z ciągłą linią serca. Chcę pokazać, że choć tego pacjenta wszyscy opuścili, on nie jest sam. Że nawet w samotnej śmierci towarzyszy nam Jezus Chrystus. I że dla nas wszystkich jest nadzieja. To moja odpowiedź na dzisiejsze podejście do śmierci jako czegoś wstydliwego, co skrywa się za parawanami i przed czym się ucieka - podkreśla pan Jerzy.

I jak co roku nie może doczekać się Wielkiej Soboty, gdy kościół św. Tomasza odwiedza większość z 25 tysięcy parafian: - Jest taki dowcip, że kiedy by nie przyjść do kościoła, zawsze święcą jajka. Bo prawda jest taka, że niektórzy ludzie chodzą do kościoła raz na rok - właśnie z koszyczkiem. To dla mnie tym większe wyzwanie, by przez te trzy minuty, jakie każdy statystycznie poświęci na oglądanie mojego grobu, wywołać w nich głębszą refleksję.

Podobnie jak Ireneusz Chmurzyński, Jerzy Derkacz wierzy w siłę instalacji: - Malarstwo jest zbyt statyczne, nie daje takiej ekspresji. Mogę więcej wyrazić za pomocą obrazów, przedmiotów i muzyki - tłumaczy.

Instalacja szokowa: poruszyć sumienia

Mistrzem instalacji szokowej jest Wiesław Dojlidko, przez ponad 20 lat projektujący groby i szopki w kościele św. Anny. Spokojny, delikatny, o płynnych ruchach tancerza, nie wygląda na autora najodważniejszych pomysłów. Od lat, wspólnie z ks. Bogdanem Bartołdem, który w lipcu zeszłego roku przeszedł ze św. Anny do Katedry św. Jana, działają na sumienia warszawiaków.

Na przykład poprzez ostatnią szopkę pod hasłem: "Otoczmy troską życie" przedstawiającą dwa manekiny sklepowe, z których jeden rozpościera płaszcz nad kołyską z Jezuskiem. Czy poprzez słynne żłóbki przedstawiające osiedle strzeżone, do którego Maryja i Józef z Dzieciątkiem nie mają wstępu (2006 r.) oraz boleśnie dosłowną szopkę z 2004 r., z małym Jezuskiem leżącym pod drzwiami supermarketu, po której dostało się po równo i artyście, i księdzu. Usłyszeli, że "przesadzili". Wielkie wrażenie robił też Grób Pański z lewitującym katafalkiem.

Tegoroczny, choć spokojniejszy, będzie szczególny. To pierwszy nieszablonowy grób w katedrze warszawskiej, odejście od tradycji, która przez ostatnie 15 lat kazała powielać motyw z 1994 r. Tym razem inspiracja płynęła od księdza Bartołda.

- Usłyszałem, że ma nawiązywać do słów Jana Pawła II: "Niech zstąpi Duch Twój..." i do Jego pierwszej pielgrzymki do Polski. Najpierw złapałem się za głowę. Hasła nie układały się w spójną całość. Na szczęście w trzy godziny wymyśliliśmy, jak to przedstawić - opowiada Wiesław Dojlidko, malując ziemistą farbą styropianową skałę w kształcie mapy Polski.

I pokazuje biegnącą jej środkiem wyrwę, z której wyrastać będzie drzewo. - Część gałęzi będzie się wiosennie zielenić - te symbolizują papieskie przesłania, które udało się zrealizować. Te z uschniętymi, brązowymi liśćmi to niewykorzystane szanse - objaśnia artysta. I zgadza się z księdzem Bartołdem, który uważa, że Grób Pański musi co roku zaskakiwać, bo w zmieniającej się rzeczywistości Chrystusa należy odnajdywać na nowo.

Pomysły na groby i szopki przychodzą do niego same. Z tymi zadanymi przez księdza jest nieco trudniej, ale bywa, że i one wyświetlają się w umyśle jak błyskawica. Efekt za każdym razem zadowala artystę i księdza.

Na co dzień Wiesław Dojlidko pomysły czerpie z natury, nie z głowy. Z zawodu grafik po warszawskiej ASP, od wielu lat ilustruje podręczniki i encyklopedie. Jego dinozaury, ośmiornice czy ryby, namalowane precyzyjną kreską, wyróżniają się myślącym wyrazem pyska.

Od kilku lat plastykę wypiera inna pasja Dojlidki - taniec towarzyski. Rok temu zrobił kurs instruktorski i teraz uczy w szkole na Ursynowie. Jest też zawodnikiem w kategorii senior. Jednak nawet gdyby miał kiedyś całkowicie poświęcić się tańcowi, nie zrezygnuje z tworzenia szopek i grobów, do których co roku ustawiają się kolejki wiernych.

Pojedynek na kolejki do grobów Pańskich

W tym roku instalacja Wiesława Dojlidki konkurowała będzie z sąsiadującym niemal przez ścianę grobem w kościele jezuitów, czyli Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej. Ojciec Andrzej Kiełbowski, który groby pańskie wymyśla tu od 16 lat, żartobliwie nabija się z księdza Bartołda, że po raz pierwszy będzie musiał pogodzić się z przegraną - groby pańskie u jezuitów uważane są za najciekawsze.

- Co roku w Wielką Sobotę kolejka wije się aż do kolumny Zygmunta, a ludzie czekają półtorej godziny, by dostać się do środka. W tym roku nie będzie inaczej - zapewnia ojciec Andrzej, pasjonat i znawca sztuki, który tym razem nie konsultował projektu z żadnym z wielkich nazwisk.

Inspirował się pomnikiem Jana Pawła II zaprojektowanym przez Igora Mitoraja, światowej sławy polskiego rzeźbiarza, od 40 lat tworzącego we Francji i we Włoszech. Pomnik przedstawiający męski korpus z zagłębionym w nim krzyżem, ku któremu kieruje się zmarły papież, był jedną z kandydatur na papieski pomnik na placu Piłsudskiego. Władzom Warszawy bardziej podobał się jednak prosty krzyż i oryginalna rzeźba przepadła w konkursie.

Teraz jej miniatura czeka u jezuitów na czerwcową wystawę rzeźb Mitoraja z okazji 400-lecia kościoła Jezuitów. Ojciec Andrzej sfotografował korpus i zamówił jego ogromny wydruk na czarnym tle. Na wysokości podstawy krzyża ustawił żelazną monstrancję w kształcie gorejącego krzewu. Instalacja, choć oszczędna, robi piorunujące wrażenie. Nie ma wątpliwości, że śmiało mogłaby stanąć w niejednej światowej galerii.

Co symbolizuje? - Pozostawiam dowolność interpretacji. Ja odczytuję ją w ten sposób: 30 lat temu na placu Piłsudskiego Jan Paweł II powiedział, że nie można zrozumieć człowieka bez Chrystusa - tłumaczy jezuita.

Przez 16 lat sam zrobił tylko kilka grobów. Wolał powierzać to artystom, ale takim z prawdziwego zdarzenia. - Kościół zawsze uczestniczył w sztuce, która wychodziła z potrzeby dotarcia do człowieka. A jeśli chce się dotrzeć do człowieka, to tylko przez sztukę wysoką. Dlatego na wykonanie grobów staram się namawiać najlepszych, jak profesora Jerzego Kalinę, autora pomnika Popiełuszki na Żoliborzu. Trzy lata temu stworzył instalację z autentycznych noszy spod Verdun, z których jedne podświetlone były na fioletowo i przedstawiały Chrystusa. Albo instalacja Ewy Trafnej, autorki pomnika w Jedwabnem - opowiada ojciec Andrzej.

I przyznaje, że wielkich artystów coraz trudniej zachęcić do pracy na rzecz Kościoła: - Wielu bardzo by chciało, ale boją się etykietki "kościołkowych". Nawet Trafna, działaczka na rzecz dialogu polsko-żydowskiego, została za taką uznana. Znam wielkiego artystę, który stworzył wielką drogę krzyżową w dużym mieście, ale nie dał swojego nazwiska w strachu przed ostracyzmem środowiska - mówi ojciec Andrzej.

Kiedy nie udaje mu się namówić do współpracy artystów, sam projektuje groby. W 2003 r. w kościele stanął bezlistny platan wyrwany z korzeniami z ogródka rodziców jezuity. Drzewo zabierało wodę sąsiedniemu i zostało wycięte. Jego suche gałęzie opleciono kwitnącymi storczykami, a u podstawy korony stanęła monstrancja przykryta białym płótnem.

Pomysł chwycił. Wierni kłębili się przy ołtarzu przez cały wielkanocny weekend.

od 7 lat
Wideo

META nie da ci zarobić bez pracy - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto