Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zbigniew Szczurek o zmianach w wymiarze sprawiedliwości w ostatnich 20 latach

Dariusz Szreter
Fot. G. Mehring
Fot. G. Mehring
Czemu w PRL sędziowie pisali "magister" przed nazwiskiem? Dlaczego w 1992 roku sąd straszono bombami? A co, jeśli nie będzie ministra sprawiedliwości? Zbigniewa Szczurka pyta Dariusz Szreter .

Czemu w PRL sędziowie pisali "magister" przed nazwiskiem? Dlaczego w 1992 roku sąd straszono bombami? A co, jeśli nie będzie ministra sprawiedliwości? Zbigniewa Szczurka pyta Dariusz Szreter .

Chciałbym Pana spytać o sytuację w wymiarze sprawiedliwości na Pomorzu i zmiany, jakie w nim zaszły po "okrągłym stole". Zanim jednak przejdziemy do 1989 roku, musimy chyba się cofnąć do grudnia 1981 roku?

Tak, 12 grudnia 1981 roku, dokładnie w przededniu wprowadzenia stanu wojennego, zgromadzenie ogólne sędziów okręgu gdańskiego wybrało mnie na prezesa Sądu Wojewódzkiego. Uzyskałem około 70-80 procent poparcia. Na sali obecny był delegat ministra sprawiedliwości, który złożył mi gratulacje i obiecał, że w poniedziałek [była to sobota - red.] wszystko będzie potwierdzone na piśmie. Tymczasem w niedzielę wprowadzono stan wojenny, a ja zostałem odwołany po kilku dniach.

Dlaczego?

Wtedy powoływano tak zwanych komisarzy wojskowych. I z miejsca pojawił się u mnie taki pan, z interwencją w konkretnej sprawie. Mówił, że jeden jego znajomy ma sprawę w sądzie, a on wie, że to bardzo porządny człowiek, więc trzeba zadbać o odpowiednie orzeczenie, itd. I ja go wtedy oczywiście wyprosiłem z gabinetu. Zresztą naraziłem się w ministerstwie jeszcze wcześniej, kiedy jako prezes Sądu Rejonowego, we wrześniu 1980 roku, czyli tuż po podpisaniu Porozumień Sierpniowych, udostępniłem salę na zebranie założycielskie Solidarności pracowników sądu. Dowiedział się o tym słynny wiceminister Tadeusz Skóra. Ten sam, który przygotowywał później dekrety o stanie wojennym, czyli człowiek należący do ścisłego grona wtajemniczonych [był jedną z dziewięciu osób oskarżonych w ub. roku przez IPN o wprowadzenie stanu wojennego - red.]. W dniu, kiedy było zaplanowane to zebranie, on przyleciał samolotem do Gdańska, wezwał mnie i powiedział, że mam, cytuję: "rozpieprzyć to towarzystwo", czyli innymi słowy - spowodować, żeby zebranie się nie odbyło. Powiedziałem, że oczywiście mogę pójść i przekazać wolę pana ministra, ale czy się jej podporządkują - nie wiem. On wtedy poleciał do Tadeusza Fiszbacha, który był sekretarzem Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Ale Fiszbach, który sprzyjał zmianom i Solidarności, zaraz go ustawił. Zebranie jeszcze trwało, a Skóra wraca, prosi mnie na rozmowę i zupełnie innym głosem mówi, że jeśli taka komisja się ukonstytuuje, to on chciałby się z nią spotkać. I rzeczywiście doszło do takiego spotkania, gdzie on, już bardzo grzecznym tonem, mówił o konieczności współpracy. Od tego momentu Solidarność w gdańskim sądzie nie tylko zaczęła działać, ale stworzył się tu bardzo silny jej ośrodek. W efekcie 19 października 1980 roku właśnie w Gdańsku powstała Krajowa Komisja Koordynacyjna "Solidarności" Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości w Polsce.

Działalności komisji miała ogromne znaczenie dla tego, co wydarzyło się potem przy "okrągłym stole".
Rzeczywiście, rozwiązania prawne, dotyczące przede wszystkim ustroju sądów powszechnych, wypracowane wtedy w komisji, zostały później prawie bez zmian zaproponowane przez stronę solidarnościową przy "okrągłym stole".

Ktoś z gdańskiego środowiska prawniczego uczestniczył wtedy w tych negocjacjach?
Ze strony solidarnościowej - nie. Natomiast ministrem sprawiedliwości w rządzie Rakowskiego był Łukasz Balcer, znany gdyński adwokat, i on był przy "okrągłym stole".

Czego dotyczyły proponowane zmiany?
Chodziło o uzdrowienie sytuacji w sądownictwie, a przede wszystkim o utworzenie samorządu sędziowskiego, tak by nie było pola do politycznych ingerencji w funkcjonowanie sądów. Jednym z najważniejszych punktów tego projektu było ustalenie, że to zgromadzenia ogólne sędziów będą wybierały kandydatów na prezesów sądów wojewódzkich i rejonowych w danym okręgu, a także składały wnioski o ich odwołanie. Oznaczało to, że prezes nie będzie powoływany arbitralnie przez ministra sprawiedliwości i tym samym od niego zależny.

Komuniści to kupili?

Jeszcze za pierwszej Solidarności były sygnały z Ministerstwa Sprawiedliwości, że w zasadzie akceptują takie rozwiązanie. Stan wojenny zatrzymał zmiany. Po 89 roku nie było już żadnych przeszkód, by wprowadzić je w życie. Dzięki temu 27 stycznia 1990 roku, podczas zgromadzenia ogólnego sędziów można było odwołać się do tamtego wniosku sprzed ośmiu lat i ponownie zostałem wybrany na prezesa SW.

Zatrzymajmy się jeszcze na chwilę przy stanie wojennym. Na pańskie miejsce powołano wtedy sędziego Krzysztofa Zieniuka, który niezbyt dobrze zapisał się w pamięci, jako ten, który orzekał w słynnej sprawie Michnika, Frasyniuka i Lisa.
On nie ukrywał, po co został postawiony na stanowisku prezesa. Od razu, na początku lutego 1982 roku, wystąpił o odwołanie kilku sędziów, między innymi Anny Kurskiej, zwolnił dwóch kuratorów, a jedna sędzia, Janina Chimiak, sama złożyła rezygnację.

Czy to, że na miejsce procesu czołowych opozycjonistów wybrano właśnie Gdańsk, oznaczało, że władze miały jakieś szczególne zaufanie do tutejszego sądu?

Do prezesa - tak, ale do ogółu sędziów, zdecydowanie nie. Niech świadczą o tym dwa przykłady. Kiedy toczył się proces Michnika, Frasyniuka i Lisa, milicja pilnowała nie tylko sali, ale i korytarza przed nią, nie pozwalając tamtędy przechodzić, nawet sędziom, którzy tu pracowali. Władze miały też zastrzeżenia do tego, że w gdańskim sądzie w sprawach o podłożu politycznym zapadało zbyt dużo wyroków uniewinniających oraz że za często oddoraźniano ich tryb [zmiana trybu z tzw. doraźnego na normalny pozwalała orzekać wyroki w zawieszeniu - red.]. W związku z tym minister sprawiedliwości oddelegował do Gdańska dyspozycyjnych sędziów z innych okręgów.

Czym kierowali się sędziowie ulegający naciskom władz? Chęcią zrobienia kariery?
Też. Ale byli i tacy, którzy choć wewnętrznie nie zgadzali się z polityką władz, czuli się zobowiązani do lojalności, gdyż wiele partii zawdzięczali. Do takich osób władze docierały wprost, bez pośrednictwa kierownictwa sądu. Pamiętam rozmowę, już na początku lat 90., z jednym z takich sędziów. Przyszedł do mnie dosłownie z płaczem, bo czuł, że jest poddany ostracyzmowi. Zapisałem się do PPR - mówił - nie miałem średniego wykształcenia, partia mi pomogła. Zostałem sędzią, skierowali mnie na studia, zrobiłem maturę...

Zaraz, zaraz, kolejność się nie zgadza. Powinno być chyba: zrobiłem maturę, skierowano mnie na studia, zostałem sędzią?
Proszę pana, a mało to po wojnie było sędziów z awansu, bez studiów? Stąd ci wykształceni umieszczali na tabliczkach na drzwiach słowo "magister" przed nazwiskiem. Dziś to śmieszy, ale wtedy to zdawało egzamin, żeby odróżnić, kto jest kto. Ten pomysł podsunął nam jeden z przedwojennych sędziów.

Ci ostatni nie mieli chyba lekko w PRL?
Komuniści chcieli się pozbyć przedwojennych sędziów, dlatego praktycznie przez cały okres PRL sędziom płacono bardzo kiepsko. Na szczęście byli tacy, którzy zostali. Myślę, że warto przypomnieć ich nazwiska: Józef Talarczyk, cywilista, wiceprezes Sądu Wojewódzkiego - nie został prezesem, bo nie wstąpił do partii. Sędzia Aleksander Sulkiewicz, Tatar, muzułmanin, potrafił o dwunastej robić przerwę w rozprawie i szedł do pokoju modlić się, z twarzą zwróconą w stronę Mekki. Był wizytator, przedwojenny sędzia Chojnowski, sędzia Kępiński. To byli ludzie wiarygodni, z zasadami, i to imponowało młodszym sędziom. Myślę, że ich wzór miał duży wpływ na postawę większości sędziów, również w okresie stanu wojennego.

Czyli można było się postawić władzy?

Można. Niektórzy robili to wprost, inni poprzez uniki. W stanie wojennym często sędziowie, nie chcąc orzekać w jakiejś sprawie, w której spodziewali się nacisków, brali zwolnienia lekarskie.

Po upadku komunizmu spodziewano się weryfikacji sędziów i odejścia z sądów tych, którzy sprzeniewierzyli się bezstronności i niezawisłości.
Źle się stało, że się nie pożegnaliśmy z tymi sędziami w 1990 roku, ale to była decyzja polityczna. Moim zdaniem, należało wtedy tę sprawę przekazać sądom dyscyplinarnym. Wystarczyłoby, żeby wszczęły postępowanie, a już część skompromitowanych sama by odeszła. Chodziło tu nawet nie o satysfakcję, ale o obraz sądownictwa w oczach społeczeństwa, które skłonne było do krzywdzących uogólnień. W roku 1992 mieliśmy cztery fałszywe alarmy bombowe - wszystkie pod hasłem "zrobić porządek z komuchami w sądzie". W czerwcu 1991 roku w Gdyni były wojskowy, niezadowolony z orzeczenia w sprawie alimentacyjnej, rzucił na sali granat. Tylko solidne przedwojenne dębowe meble uratowały wtedy sędzinę przed śmiercią. I niech pan sobie wyobrazi, że po tym incydencie dostałem telegram z Zielonej Góry: "Proszę przekazać gratulacje za piękny rzut granatem panu wojskowemu". Domagano się ode mnie zwalniania "stalinowskich pomiotów" nawet w sądach rodzinnych, a przecież za komuny w sprawach politycznych orzekali karniści, a nie cywiliści. Zresztą prezes sądu nie ma uprawnień do zwalniania sędziów z pracy.

Na weryfikację, a raczej jej brak, wpływu Pan jako prezes nie miał. Co zatem udało się Panu przeprowadzić w pierwszym roku kierowania gdańskim sądem?

Przede wszystkim podjąłem skuteczne działania, by przywrócić do pracy osoby zwolnione na początku stanu wojennego. Zaczęły się też powroty sędziów, którzy znacznie wcześniej zrezygnowali na rzecz adwokatury czy radcostwa. Teraz uznali, że sądownictwo jest na tyle odpolitycznione i niezależne, że widzą dla siebie przyszłość w tym zawodzie.

Do wyrównania były też rachunki krzywd, za niesprawiedliwe wyroki...
Dlatego bardzo zależało mi na odszukaniu wszystkich akt, szczególnie sądu wojskowego, który działał do 1955 roku i sądził działaczy niepodległościowych. Ostatecznie akta te odnalazły się w archiwum Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych, czyli krótko mówiąc - milicji. Udało mi się je odzyskać, dzięki czemu można było zacząć wydawać zaświadczenia osobom represjonowanym. Poza tym ustawa pozwoliła występować o uznanie tych wyroków za nieważne. Tym osobom przysługiwało odszkodowanie. W 1992 roku wypłaciliśmy im łącznie 11 miliardów starych złotych, przez co mieliśmy 78 miliardów złotych długów. Uważałem jednak, że należało to zrobić. Dotyczyło to bowiem ludzi starszych, którzy często znajdowali się w naprawdę pożałowania godnej sytuacji.


To były rozliczenia z przeszłością, ale musiał się Pan przecież także zastanawiać, jakie ma być
sądownictwo, czy szerzej - wymiar sprawiedliwości w niepodległej Polsce.

Moją główną myślą w tym względzie była zmiana nastawienia do prawa. Chodziło mi o to, żeby prawo przestać traktować instrumentalnie, jako samą normę, regulator stosunków społecznych, ale by było ono traktowane jako określona wartość. Innymi słowy, że nie chodzi nam tylko o praworządność - zachowanie zgodnie z prawem, ale żeby to prawo było słuszne. Podkreślałem też, że nie należy od sądów oczekiwać, że zlikwidują całą patologię społeczną, bo ich możliwość zapobiegania przestępczości jest ograniczona. Musimy natomiast walczyć o kulturę prawa.

Udało się?
Niestety, nie do końca. Pojawili się, jak ja to mówię, "majsterkowicze", którzy zamiast zmieniać prawo kompleksowo, robią to fragmentarycznie. W efekcie kodeks postępowania cywilnego z 1964 roku był już zmieniany ponad 140 razy, czyli kilkakrotnie w ciągu roku. Jak można zatem oczekiwać od społeczeństwa, że będzie przestrzegać prawa, skoro nawet ja, idąc na zajęcia ze studentami, niejednokrotnie jeszcze w ostatniej chwili upewniam się, czy aby na pewno znam obowiązującą wersję przepisów?

Teraz mało kto wypomina sądom brak weryfikacji. Modne jest natomiast potępianie korporacjonizmu w zawodach prawniczych.

Korporacje: komornicy, sędziowie, adwokaci, radcowie, notariusze - pilnują swoich interesów. I słusznie, o ile chodzi o interesy czysto zawodowe. Co innego, jeśli interesy korporacyjne decydują o rozstrzygnięciach legislacyjnych, które są ważne dla przeciętnego obywatela. To rola państwa, które powinno na przykład czuwać nad tym, by dopływ do tych zawodów był w jakiś sposób uporządkowany. W ogóle za sprawy społecznej funkcji, jakie spełnia dany zawód prawniczy, powinien odpowiadać minister sprawiedliwości, skoro już jest.

Co to znaczy "skoro już jest"? A mógłby nie być?

Osobiście jestem za likwidacją Ministerstwa Sprawiedliwości. Wystarczyłoby powołanie departamentu budżetowo-administracyjnego przy Sądzie Najwyższym. Zajmowałby się on inwestycjami, środkami finansowymi na utrzymanie sądów, ochronę, sprzątaczki itp. Resztą spraw zajmowałby się samorząd sędziowski, innej administracji sądy nie potrzebują. A przy okazji odpadłby problem połączenia funkcji ministra i prokuratora generalnego.

Czyli po 20 latach domaga się Pan kolejnej rewolucji w wymiarze sprawiedliwości?
Nie kolejnej rewolucji, bo każda zmiana ustrojowa jest bardzo kosztowna, a państwa na to w chwili kryzysu nie stać. Uważam jednak, że w ostatnich 20 latach nie w pełni wykorzystano samorząd sędziowski, jako płaszczyznę aktywizacji środowiska sędziowskiego.

Zbigniew Szczurek - prawnik, sędzia w stanie spoczynku, wykładowca uniwersytecki.
Urodził się w 1932 roku w Gdyni. Jako uczeń II LO wstąpił do organizacji niepodległościowej "Orlęta". Aresztowany w 1948 roku. W 1949 roku uniewinniony "z braku dostatecznych dowodów".

Studiował na Uniwerstyecie Łódzkim i w Wyższej Szkole Ekonomicznej w Sopocie. Doktoryzował się w 1972 roku. W latach 1975-1980 prezes Sądu Rejonowego w Gdańsku. 12 grudnia 1981 roku wybrany na prezesa Sądu Wojewódzkiego. Odwołany na początku stanu wojennego. Wybrany na tę funkcję ponownie w 1990 roku, sprawował ją przez dwie kadencje. Od 2002 roku w stanie spoczynku.

Od 1998 roku kieruje Katedrą Postępowania Cywilnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. Autor wielu podręczników z prawa cywilnego i książek historycznych o organizacjach wolnościowych w latach powojennych na Pomorzu.

Jego syn, Wojciech, jest prezydentem Gdyni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto