Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

"Ziemichód Konsumuje": Jedzenie popadło w ruinę

Przemysław Ziemichód
Przemysław Ziemichód
Na naszych oczach, pod naporem inflacji, rachunków za energię elektryczną i surowce padają kolejne lokale. Niestety, niekoniecznie oznacza to, że na ich miejscu pojawiają się wartościowe alternatywy.

Istnieje kilka niezaprzeczalnych plusów bycia ojcem. Należą do nich na przykład, możliwość wczesnego wstawania bez potrzeby ustawiania budzika. Największym jednak benefitem ojcostwa jest jednak możliwość ciągłego uczestnictwa w słowotwórczym misterium, nazywanym także prozaicznie “nauką języka”. I tak, pewnego poranka mój dwuletni syn podzielił się ze mną następującym przemyśleniem: jedzenie popadło w ruinę! Mogę się tylko domyślać, że chodziło mu rzecz jasna o stan rodzimej gastronomii, nękanej problemami społeczno – ekonomicznymi. Przynajmniej taką wersję przyjąłem na potrzeby niniejszego felietonu.

Pozostawiając jednak żarty na boku, przyjrzyjmy się obecnemu kryzysowi. Na naszych oczach, pod naporem inflacji, rachunków za energię elektryczną i surowce padają kolejne lokale. Niestety, niekoniecznie oznacza to, że na ich miejscu pojawiają się wartościowe alternatywy.

Sieciowe sklepy spożywcze coraz częściej zastępują nam bary mleczne, stołówki i jadłodajnie, oferując po prostu tani posiłek do odgrzania w biurowej mikrofalówce. Na naszych oczach stacje benzynowe stają się fast-foodami i kawiarniami w jednym. To właśnie tam, a nie jak mogłoby się wydawać w popularnych sieciówkach sprzedaje się dziś najwięcej kubków latte i espresso w Polsce. Wreszcie, na początku tego długiego peletonu znajdują się cateringi dietetyczne, które szturmem podbiły rynek jedzenia nie tylko w dużych miastach.
Choć należy otwarcie powiedzieć, że termin “catering dietetyczny” w wielu przypadkach można by zastąpić po prostu określeniem “garmaż pudełkowy”.

Trudno mi bowiem wyobrazić sobie by w cenie nieprzekraczającej 35 złotych dało się dziś stworzyć i dowieźć do klienta w dużym mieście pięć wartościowych, jakościowych i smacznych posiłków. Rzecz jasna, by być w pełni uczciwym muszę zaznaczyć, że segment garmażeryjny to często także świetne jedzenie i doskonała alternatywa dla kogoś to tak jak ja nienawidzi klejenia pierogów, czy zapachu gotowanej na gołąbki kapusty. Jednak w obecnych warunkach coraz częściej otrzymujemy po prostu produkt adekwatny do swojej ceny – wcale nie tani, choć także niezbyt jakościowy.

I to właśnie taki rodzaj względnie taniej, niewymagającej, hurtowo produkowanej żywności zaczyna w trudnych czasach wypierać posiłki restauracyjne w miejscach gdzie sprzedawano ich do tej pory najwięcej – w stołówkach, lanczowniach, bistrach, barach. Szefowie kuchni chętnie przechodzą do cateringów lub otwierają własne biznesy tego typu, bo łatwiej w nich o zaplanowanie ilości porcji, zatowarowanie i zyski. Stoiska garmażeryjne wyrastają w polskich miastach jak grzyby po deszczu, bo są doskonałą konkurencją cenową dla stołówek i lunchowi. Wreszcie, stacje benzynowe dają nam to, czego nie da żadna kawiarnia: kawę, hot-doga i paliwo w jednym miejscu. Z punktu widzenia wielbiciela dobrej kuchni jedzenie rzeczywiście popada w ruinę. Z punktu widzenia rynku jednak, to zmiana jak każda inna. Warto jednak z uwagą się jej przyglądać, bo odciśnie się ona także na tym, jak w najbliższych latach wyglądać będzie nie tylko rynek restauracji, ale także nasze codzienne funkcjonowanie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Śmieciowe jedzenie zabiera pamięć

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto