Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Znani włocławianie i nie tylko o Świętach. Opowieści pod choinkę

Redakcja
Adam Zapora
Adam Zapora Wojciech Alabrudziński
Znanych włocławian oraz mieszkańców regionu namówiliśmy, aby opowiedzieli o świątecznych chwilach, do których wracają pamięcią.

Znanych włocławian oraz mieszkańców regionu namówiliśmy, aby opowiedzieli o świątecznych chwilach, do których wracają pamięcią.Irena Matuszkiewicz, pisarka: - Wspominam Wigilie z dzieciństwa, skromniutkie były, ale miały w sobie magiczny urok. Wspaniała była pierwsza Wigilia w moim nowym mieszkaniu, którą przed laty wraz z mężem sami urządzaliśmy dla naszej rodziny. Bardzo się starałam, aby wszystko było tak, jak u mamy. I tu się pojawił ten nieszczęsny karp... Kupiłam go żywego. I nie mogłam zabić! Wigilia była bez karpia. Smażyłam go, po interwencji mojej mamy, w pierwszy dzień świąt. Do dziś wyznaję zasadę: filet proszę!Adam Zapora, historyk, Muzeum Ziemi Kujawskiej i Dobrzyńskiej: - Jeden jedyny raz spędzałem święta poza domem - w Meksyku. Pracowałem wówczas jako zastępca dyrektora do spraw artystycznych na statku, pływającym po Morzu Ka-raibskim. W Wigilię okazało się, iż wśród załogi i pasażerów tylko dwie nacje obchodzą to święto - Meksykanie i my. Kucharze postarali się o barszcz, rybę, pierogi. Zamiast opłatkiem, dzieliliśmy się chlebem. W pewnym momencie Wigilie - meksykańska i nasza, połączyły się. Śpiewaliśmy kolędę "Cicha noc". Oni po hiszpańsku, my - po polsku.Jacek Góźdź, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 3 w Lipnie: - By- łem dzieckiem, gdy wyjechaliśmy na Wigilię do dziadków. Mieszkali w samym sercu Puszczy Noteckiej. Potężny, stary las i śnieg po pas potęgowały niesamowity nastrój. Po wigilijnej kolacji wyszliśmy całą rodziną na polanę w puszczy, gdzie rozpaliliśmy ognisko i patrząc na lecące w niebo iskry śpiewaliśmy kolędy.Stanisław Kunikowski, rektor Wyższej Szkoły Humanistyczno -Ekonomicznej we Włocławku: - To było w latach siedemdziesiątych. Studiowałem wtedy w Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. W Wigilię wracałem do domu, do mojej rodzinnej wsi Skrzeszewy. Była ciężka zima. Pociągi miały opóźnienia. Mój dojechał do Kutna na tyle późno, że nie mogłem już dostać się do domu - autobusem jechało się z Kutna około trzydziestu kilometrów. Za dużo, by w taki mróz iść pieszo. Wigilię spędziłem, wraz z innymi podróżnymi, w dworcowej poczekalni. Złożyliśmy sobie życzenia, śpiewaliśmy kolędy. Niezapomniana noc.Anna Stawicka, dyrektorka Miejsko-Gminnego Ośrodka Kultury w Lubrańcu: - Bardzo przeżyłam taką "zawodową" Wigilię, organizowaną po raz pierwszy w drugiej połowie lat osiemdziesiątych. Jej uczestnikami mieli być ludzie starsi, samotni, ubodzy. Przygotowaliśmy skromny poczęstunek. Czasy były trudne. Nie mogło jednak zabraknąć opłatka. Ale co z kolędami? Przecież nie może być Wigilii bez śpiewania kolęd! Jak to przyjmie ówczesna władza? Niechętnie. Na szczęście wsparł mnie w negocjacjach autorytet - profesor Adam Beciński, który powiedział, że kolędy to folklor i nic się nie stanie, jeśli młodzież zaśpiewa je w sali urzędu. I tak się stało. Starsi ludzie byli wzruszeni. Tę Wigilię przygotowywałam razem z Lucyną Wojciechowską i obie, mimo przeszkód, jakie trzeba było pokonać, też poddałyśmy się świątecznemu nastrojowi.Domicela Kopaczewska, posłanka na Sejm RP: - Często wracam pamięcią do Wigilii z dzieciństwa. Jedna - gdyby nie interwencja dorosłych - mogła się zakończyć spaleniem choinki. Kiedy razem z siostrą zapalałyśmy na niej świeczki, ogień przerzucił się na spływający z gałązek anielski włos... Na szczęście szybko go ugaszono. W Wigilię nie czekałam na prezenty, najważniejsza była atmosfera. Ale zapamiętałam też wspaniały przysmak, przygotowywany przez moją ciotkę ze Śląska, Domicelę, po której dostałam imię. Ciotka przygotowywała moczkę - szary piernik, moczony w mleku i miodzie, do którego dodawała przeróżne owoce. Smakowało wspaniale!Eugeniusz Gołembiewski, burmistrz Kowala: - Z upływem czasu coraz częściej wracam do Wigilii z dzieciństwa. Nie mogę zapomnieć jednej z nich, jaka odbyła się w domu wujostwa Blaszków w Kowalu. Jak na tamte czasy byli ludźmi zasobnymi, więc dla mnie, pochodzącego z niebogatej rodziny, było to wielkie przeżycie. Na stole pyszniło się więcej niż dwanaście potraw, a ja mogłem wypić, ile chciałem, oranżady od Gołębiewskiego. Marzenie każdego dziecka! Od Mikołaja, w którego wcieliła się moja ciotka, dostałem blaszany samochód. Myślę, że cieszyłem się z niego bardziej, niż dziś dzieci cieszą się z komputerów, drogich gier i konsoli. Takie były czasy. Bardziej romantyczne.Przechowywane w pamięci ciepło, blask choinki, dźwięk kolęd, opłatek albo chleb, którym trzeba go zastąpić. Karp na stole lub... brak karpia. To wszystko sprawia, że taki wieczór jest niepowtarzalny. I takich Wigilii życzymy naszym Czytelnikom! 

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto