Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Zrezygnowany rybak - Marek Girtler, dzierżawca 56 jezior twierdzi, że ma dość walki z kłusownictwem i rezygnuje z rybactwa

Rozmawiał Mateusz Węsierski
Marek Girtler porzuca resztę jezior i zapowiada, że kończy z rybactwem śródlądowym. fot. Mateusz Węsierski
Marek Girtler porzuca resztę jezior i zapowiada, że kończy z rybactwem śródlądowym. fot. Mateusz Węsierski
- Dzierżawi pan większośc z 56 jezior w gminie Miastko i okolicy. Teraz połowa została panu zabrana przez Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej ze Szczecina.

- Dzierżawi pan większośc z 56 jezior w gminie Miastko i okolicy. Teraz połowa została panu zabrana przez Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej ze Szczecina. Dlaczego?

- Zerwano ze mną umowę, bo nie wywiązałem się z przedłożenia tzw. operatu rybackiego. Nie miałem nawet zamiaru wyrobić takich dokumentów, bo chciałem skończyć z dzierżawą. Przeżyłem już przez to wiele stresów, wiele niepewności, wiele walki i tragicznych momentów. Palono mi łodzie, kradziono sprzęt. Dlatego celowo chciałem skończyć z dzierżawami i już w tym roku chcę wszystkie wygasić. Teraz mam jeszcze 50 procent z wcześniej posiadanych wód. To wody objęte zarządem RZGW Gdańsk i Agencji Nieruchomości Rolnych z Gdańska.

- Czym jest operat rybacki?

- Gdy w 1992 roku przejmowałem jeziora, to udało mi się tego dokonać wraz z operatem użytkowania jezior. W 1995 roku musiałem zrobić operat wodno-prawny, by przedłużyć możliwość dzierżawy. Zapłaciłem za niego wtedy prawie 4 tysiące złotych. Oczywiście były to prawnie wymagane dokumenty, ale ja w życiu żadnego z nich nie przejrzałem, bo były dla mnie bez znaczenia. Od pewnego czasu weszła w życie nowa ustawa, która zobowiązała każdego rybaka do wyrobienia operatu rybackiego. Ja takiego operatu nie zrobiłem, więc go nie mam.

- Co w tym dokumencie jest zawarte? Co on reguluje?

- Chodzi głównie o racjonalną gospodarkę rybacką. W operacie określa się odłowy, zarybienia i te wszystkie czynniki, które powodują, że gospodarka jeziorowa jest racjonalna. Ja świadomie tych dokumentów nie wyrobiłem, bo nie chcę już tych jezior.

- A co się stanie z wędkarzami, którzy wykupili u pana pozwolenia. Skoro nie ma pan prawa do dzierżawy, to chyba oni też już nie mogą łowić?

- Straciłem uprawnienia do części jezior pod koniec maja. Wędkarze wykupują pozwolenia do maja 2009 roku. 80 procent wędkarzy, którzy wykupili pozwolenia ma prawo wędkować, bo pozwolenie to rzecz nabyta.

- Do kiedy będzie pan dzierżawił resztę jezior?

- Chcę w tym roku to zakończyć. Kieruję już pisma do RZGW Gdańsk i do ANR z prośbą o rozwiązanie umów.

- Gdy już pan te jeziora odda właścicieli zrobi się przynajmniej kilkunastu, a nie jak dotychczas jeden.

- Prawo zostało tak sformułowane, że odbywają się przetargi na obwody rybackie. Ewentualnie na pojedyncze jeziora, które są zamknięte, jak na przykład jezioro Starżno w gminie Koczała. Ja mam ponad 30 obwodów, więc odbędzie się ponad 30 przetargów. Ponadto teraz czynnikiem, który będzie decydował o wyborze oferty, będzie wartość zarybienia. Może być więc tak, że do przetargu staną ludzie, którzy mają "kasę" i załóżmy na zbiornik 10-hektarowy ktoś poda, że wrzuci ryby za 200 tysięcy złotych, a wtedy okaże się, że ta ryba nie zmieści się w jeziorze. Nieważne czy do przetargu stanie ichtiolog, czy przemysłowiec.

- No i będzie tak, że wędkarz, który wykupi pozwolenie, nie będzie mógł łowić na ponad 50 jeziorach.

- Oczywiście. Każdy dzierżawca obwodu rybackiego będzie narzucał swoje stawki za wędkowanie. Moja najwyższa stawka to 130 złotych rocznie za 42 jeziora na terenie 5 gmin. Teraz może dojść do tego, że trzeba by było wykupić 30 pozwoleń. Nie sądzę, aby ktoś się na to zdecydował. Ludzie pójdą na jeziora Polskiego Związku Wędkarskiego.

- A teraz trochę historii. Jak to się stało, że w 1992 roku stał się pan dzierżawcą aż tylu jezior?

- To było na fali przemian. Nadarzyła się okazja, że Państwowe Gospodarstwa Rybackie mogły wydzierżawiać jeziora. Skorzystałem z tej furtki i na początku 1992 roku wygrałem przetarg ogłoszony przez Państwowe Gospodarstwo Rybackie "Słupsk". Zostałem wtedy właścicielem 56 jezior o powierzchni ponad 2 tysięcy hektarów. W pierwszych latach łowiłem około 22 ton ryby. Średnia wydajność z jeziora wynosiła 10 kilogramów z hektara. Później wygaszałem połowy. W ostatnich latach łowiłem po 2 - 3 tony, a w ostatnim roku już zakończyłem połowy.

- Trafiały się jakieś niespodzianki w sieciach rybackich?

- Bardzo często trafiały się okazy, które nam ichtiologom wydawały się dziwne. Można było złowić jesiotry, a na jeziorze Obłęże trafiały się kilkunastokilogramowe karpie. Na jeziorze Kościelnym trafiały się też 10-kilogramowe sandacze.

- Czy te ryby tam jeszcze są?

- Są. Namacalnym dowodem są zawody spinningowe na jeziorze Bobięcino Wielkie. Wędkarze łowią kilkanaście sztuk szczupaka. W zeszłym roku zwyciężyła ryba o wadze ponad 3 kilogramów. Łowi się tam też olbrzymie masy okonia, a ostatnio na jeziorze Bobięcino Wielkie wędkarze złowili szczupaka o masie ponad 10 kilogramów. Są w jeziorach wielkie ryby.

- Co ma pan zamiar robić? Czeka pana rybacka emerytura?

- Nigdy już nie wrócę do rybactwa śródlądowego. Tak jak wcześniej mówiłem, przeżyłem zbyt wiele dramatycznych chwil. Były sytuacje, że sam musiałem stawać do walki z kłusownikami. Do dziś wędkarze sygnalizują, że natrafili na sieć, ale to wciąż ryzykowne, bo kłusownik siedzi w krzakach i pilnuje siatki. Mogłoby się zdarzyć, że w akcie zemsty spali np. samochód. Doznałem nawet podobnej tragedii. Kilka lat temu po akcji łapania kłusowników zdjęliśmy z Bobięcina Wielkiego kilkadziesiąt samołówek na lodzie. Następnego dnia spalono mi plastikową łódkę rybacką o wartości 6 tysięcy złotych. Zgłosiłem to na policję, ale oczywiście nie wykryto sprawców. W 1992 roku byłem pełen entuzjazmu, ale dzisiaj jestem zrezygnowany. Życzę szczęśliwcom, którzy wygrają przetargi, wielu miłych przeżyć, a nie tego co ja przeszedłem.

- Czyli kłusownictwo nie zniknęło i ma się dobrze?

- Skala się nie zmniejszyła, ale technologie się zmieniają. Kiedyś kłusowali siatką, a teraz wykorzystują agregaty prądotwórcze. Nowym zjawiskiem jest też nurkowanie z kuszą. Taki nurek może podejść nawet metr do ryby i wystrzelić. W wodzie jest łatwiej podejść to stworzenie, bo tam nie traktuje człowieka jak intruza. A wiadomo, że kuszą celuje się w największe okazy.

- Czyli kłusownicy też weszli w XXI wiek?

- No tak. Wszyscy wchodzimy w XXI wiek i wszyscy przygotowują się technologicznie do tego by tej ryby złapać jak najwięcej. Szczególnie na rynku kłusowniczym.

- Dziękuję za rozmowę.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto