Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Stanisław Majewski „Stach” o 1 sierpnia 1944: „Panie sierżancie, czy to już jest Powstanie?”

Piotr Wróblewski
Piotr Wróblewski
Wideo
od 16 lat
Stanisław Majewski „Stach”, to jeden z ostatnich żyjących Powstańców. 1 sierpnia miał skończone 16 lat. Wcześniej należał do „Szarych Szeregów”, a dołączenie do walczących było dla niego – jak słyszymy – oczywistością. Zapraszamy do przeczytania rozmowy z Powstańcem.

Stanisław Majewski „Stach”: Od czasu Powstania jestem trochę głuchy. Proszę się nie zdziwić.

Co się wydarzyło?

Po miesiącu Powstania, we wrześniu, człowiek był już tak przyzwyczajony do świstów, że się nie fatygował, żeby gdzieś się ukryć. Wtedy akurat szedłem ulicą Kruczą, wracałem do siebie na Hożą. Usłyszałem „ryk krowy”, czyli salwę moździerzy. Wydawały taki odgłos, że niektórzy mówili o tym „zgrzyt szafy” czy „ryk krowy”.

Tego dnia usłyszałem świst i skoczyłem do najbliższej bramy. Nie zdążyłem jeszcze wejść do oficyny, gdy nagle się ściemniło, mimo jasnego dnia. Poczułem, że podrywa mnie jakiś podmuch. Że nie chodzę, a lecę. Okazało się, że wybrałem bramę, którą wybrał też sobie jeden z pocisków.

Rzuciło mną do bramy. I tak leżałem. Czułem tylko jak po plecach bębnią mi odłamki tynku. Co człowiek wciągnął powietrze, to wciągał także pył. Dusiłem się, kaszlałem. Okazało się, że w zasadzie nic mi nie było, choć pocisk zgarnął prawą część oficyny. Po kilku minutach zacząłem się poruszać. Poczułem ból, ale mogłem stanąć. Rzuciłem się do wyjścia. Na tle ciemnej bramy zobaczyłem jasne wejście od ulicy. Wyskoczyłem i niemal zderzyłem się z ludźmi, którzy biegli pomóc. Jakaś pani chwyciła mnie za ramię i coś mówiła. Wtedy zorientowałem się, że nic nie słyszę.

Pas ojca, w którym "Stach" walczył w Postaniu. Przechowuje go do dziś, jako pamiątkę z tamtych lat. Marina Łuczyńska

Przestraszyłem się. Bałem się, że jak będę głuchy, to wyrzucą mnie z wojska. Postanowiłem biec na ul. Hożą, do komendy batalionu. Był tam też lekarz. Zajął się sprawą, jednak do końca słuch mi nie wrócił.

Ile miał Pan wtedy lat?

Skończone szesnaście lat.

Wcześniej należał Pan do „Szarych Szeregów”. Jak Pan dołączył do tej podziemnej organizacji?

Któregoś dnia wracaliśmy ze szkoły i mój kolega Mietek zapytał mnie czy nie chcę dołączyć do „Szarych Szeregów”. Myślałem, że się wygłupia, bo wtedy cały czas się o tym mówiło. Każdy chciał znaleźć kontakt. Mnie się udało. No i dołączyłem. Mietek był moim zastępowym. Niestety zginął na dwa dni przed końcem Powstania.

A jak wyglądało to 1 sierpnia? Pamięta Pan początek Powstania?

Na tydzień przed 1 sierpnia miałem uraz nogi. Najpierw moczyłem stopę, ale robiło się tylko gorzej. W końcu lekarz obejrzał, coś mi zaaplikował, zawinął i zakazał chodzenia. To już było nieklawo. Wyjść mogłem dopiero 1 sierpnia. Mama powiedziała mi, że nie wypuści mnie przed obiadem. Więc tak około godziny 14 ubrałem się i poszedłem do Mietka na ul. Polną, bo tak się umówiliśmy, ze jak będę na chodzie, to przyjdę.

Mikołaj Kaczmarczyk - Kolor Historii

Tylko zdążyłem przejść ul. Poznańską i usłyszałem strzały. To nie było wtedy nic niezwykłego. Ale wtedy najpierw słyszałem strzały pistoletowe, ale potem też karabinowe i wybuchy granatników. To mnie zastopowało. Bo jednym z naszych zadań – jako „Szarych Szeregów” – było dowiadywanie się gdzie, na jakiej ulicy są Niemcy. Jaka formacja, jakie numery. Z tego robiło się raport i do Mietka, który dalej przekazywał. No i zacząłem się zastanawiać czy iść do Mietka, czy zawrócić i zrobić wywiad. Wróciłem więc na Hożą. Po drodze widziałem serię (strzałów – red.) wzdłuż ul. Hożej od strony ul. Emilii Plater. Tam był bunkier niemiecki, skąd walili w moją stronę.

Potem dowiedziałem się, że po drugiej stornie ul. Hożej był punkt zbiorczy Powstańców.

Uciekając przed strzałami wskoczyłem do bramy. I nagle ktoś mnie poklepał po ramieniu. Starszy mężczyzna w polskim mundurze, z naszywkami sierżanta. Chyba miał też opaskę. „Proszę iść dalej, tu nie można stać”. Pomyślałem sobie, że coś dużego się zaczęło. Wszedłem do bramy i zobaczyłem szereg młodych ludzi siedzących w kucki. Jakby na coś czekali. Nie wiedziałem, że to ma być Powstanie, bo nas nie informowano, ale miałem przeczycie.
„Panie sierżancie, czy to już jest Powstanie?” - zapytałem.
„Tak, proszę Pana.”

Pas ojca, w którym "Stach" walczył w Postaniu. Przechowuje go do dziś, jako pamiątkę z tamtych lat. Marina Łuczyńska

I teraz miałem dylemat. Bo powinienem być u Mietka, a nie chciano mnie z tej bramy wypuścić. Sierżant miał za zadanie wpuszczać ludzi, ale nikogo nie wypuszczać. Zameldowałem się mu po wojskowemu, ale i tak nie mógł mnie wypuścić. A to była godzina 14. Musiałem czekać.

Czas pewnie niezwykle się dłużył. Zdecydował się Pan zostać i dołączyć do walczących?

W takiej sytuacji poprosiłem o przyjęcie do oddziału. Okazało się, że decyzję mógł wydać tylko dowódca kompanii. Porucznik „Jur” przyszedł dopiero po dwóch godzinach. Przyprowadził ze sobą pluton z ul. Mokotowskiej. Mój przyszły pluton. Kazano mi zameldować się do porucznika. Szedłem krokiem niemalże defiladowym, bo bałem się odmowy.

Myślałem, że będzie mnie pytał o walkę, o broń, ale nie. Zapytał czy znam okolicę. A przecież tu mieszkałem, na Hożej od 1934 roku. Tu chodziłem do szkoły. Znałem tę okolicę doskonale. I przyjął mnie – do Staszka Kuźmińskiego. Od tej pory byłem żołnierzem II plutonu batalionu „Zaremba-Piorun”. Nazwa wzięła się z połączenia czterech plutonów z dwóch środowisk. Było jednak krucho z bronią. Bo większość to były przedwojenne rzeczy wykopywane z ziemi. Ale jak wykopywano granaty to nikt nie wiedział czy wybuchnie, a jeśli tak to kiedy – czy od razu, czy po kilku sekundach?

Mikołaj Kaczmarczyk - Kolor Historii

Przyjęli mnie, bo potrzebowali kogoś, kto zna okolicę. Okazało się, że porucznik liczył, że przyjdzie rozkaz przed Powstaniem i przebazują ich na Okęcie. Środowisko „Łużyce” z którego się wywodził, było złożone z lotników, którzy pozostali w kraju. Mieli przejąć lotnisko, ale w ostatniej chwili atak został jednak odwołany. Żołnierzom kazano czekać w Śródmieściu.

Czy jak usłyszał Pan strzały, 1 sierpnia, był Pan pewien, że dołączy do Powstania? Wiedział Pan, że chce walczyć?

Czas namysłu był krótki. Albo mogłem wrócić do domu, albo dołączyć. Powrót nie wchodził dla mnie w grę. Pamiętajmy, że decyzja o Powstaniu został podjęta przez Bora-Komorowskiego zaledwie dzień wcześniej. Wiele osób – starszych ode mnie – dowiedziało się dopiero 1 sierpnia. Dopiero wtedy zaczęto np. transportować broń. Na Hożą, do punktu zbornego, gdzie byłem, przywieziono ją tramwajem. Tramwajarze wzięli jeden z tramwajów, wyprowadzili nielegalnie i pojechali po broń. Wszystko było zawinięte. Ale ja broni nie dostałem. Byłem „świeży”, jeszcze przed złożeniem przysięgi.

A jak wyglądała przysięga?

Takich jak ja, co nagle dołączyli, było więcej. Przysięgę dla nas zorganizowano 2 sierpnia. Zebrano kilka osób, na ul. Hożej 62, gdzie urzędował „Jur”. Na pierwszym piętrze była sala. Ustawili nas. Nie pamiętam czy był ksiądz. W każdym razie złożyliśmy przysięgę. Od tej pory byliśmy żołnierzami. Zrobiło to na mnie duże wrażenie. Choć tekstu nie pamiętam, to przypominam sobie jeden fragment - zakończenie: „zdrada karana będzie śmiercią”. To wyglądało poważnie.

Pamiątka z Powstania
Instrukcja "Broń Piechoty" wydana przez tajne, podziemne wydawnictwo w 1943 roku.Marina Łuczyńska

***
Biogram:

Stanisław Majewski, pseudonim „Stach”. Urodził się w 1929 roku w Warszawie. W czasie Powstania należał do batalionu „Zaremba-Piorun” stacjonującym w Śródmieściu Południowym. Po upadku Powstania wyszedł z Warszawy z ludnością cywilną wraz z rodziną.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto