Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Andrzej Haegenbarth na Zapiecku

Ferdynand Głodzik
Ferdynand Głodzik
pora zaczynać
pora zaczynać Ferdynand Głodzik
11 września 2012 roku o 17.00 odbyła się inauguracja 12. sezonu artystycznego klubu w ZUO Na Zapiecku.

Gościem spotkania był Andrzej Haegenbarth, znawca sztuki, który opowiedział o spotkaniach z wybitnymi artystami, m. in. Krzysztofem Pendereckim, Tadeuszem Brzozowskim, Władysławem Hasiorem i Franciszkiem Starowieyskim oraz o ich twórczości.
Licznych gości powitała jak zwykle Barbara Schroeder, przybliżając im sylwetkę gościa wieczoru.Andrzej Haegenbarth, to krytyk sztuki, publicysta; fotografik. Absolwent filologii polskiej UAM w Poznaniu. Dawniej redaktor: dwumiesięcznika „Sztuka" (1974-81), Muzeum Narodowego w Poznaniu (1981-82), tygodnika „Wprost" (1982-86), miesięcznika „Nurt" (1986-90). Pełnił różne funkcje, m.in. sekretarza redakcji, kierownika działu kultury i działu krytyki artystycznej. Jest autorem takich między innymi książek jak: „Sztuki plastyczne w Poznaniu" (współautor), (1987), „Wielka miłość i dewiacje" (1990, 1991), „Eros i znawcy" (1994), „Być artystą!" (1994) oraz wielu wstępów do albumów, katalogów, a także szkiców i wywiadów z artystami. Jego „Wyspy na oceanie sztuki", szkice o twórczości współczesnych twórców, głównie poznańskich, czekają na wydawcę. Kończy kontynuację „Wysp" zatytułowaną „Anielskie piękności".
Gościowi towarzyszył gorzowski muzyk, pedagog Społecznik Roman Wojciechowski. Jest on znany jako nauczyciel wychowania muzycznego, członek chóru Cantabile oraz członek sekcji literackiej Robotniczego Stowarzyszenia Twórców Kultury w Gorzowie Wlkp. W trakcie wieczoru prowadził dialog z Andrzejem Haegenbarthem, zastępując niejako w tej roli rozmówców, z którymi ten znany dziennikarz i krytyk sztuki przeprowadzał wywiady na przestrzeni swojej pracy zawodowej.
Bez wątpienia najciekawszą postacią, której też poświęcono najwięcej czasu, był Krzysztof Penderecki. Obszerny wywiad, jaki bohaterowi wieczoru udało się przeprowadzić z tym wybitnym polskim kompozytorem, to niemały sukces dziennikarski, bowiem Krzysztof Penderecki nie odbiera telefonów, niechętnie udziela wywiadów i poza prezentowaniem swojej muzyki i dyrygowaniem raczej nie udziela się publicznie.Utrafić w swój czas— Co dla pana jest miarą sukcesu? Wiem, że oceny krytyków nie bardzo pana obchodzą. Może więc liczy się ilość wykonań i inscenizacji?— To, czy utwór trafia do publiczności mnie nie interesuje, ponieważ w gruncie rzeczy komponuję dla siebie. Często utwory, które uważam za najlepsze, akurat nie są popularne. Bywa tak, że publiczność interesuje się czymś zupełnie zewnętrznym. Na przykład tren „Ofiarom Hiroszimy" jest o wiele bardziej popularny niż „Polimorfia" napisana w tym samym okresie. A moim zdaniem, jest ona lepsza od trenu, który zdobył sobie publiczność z powodu, jak myślę, tytułu. Czasami więc nieistotne sprawy decydują o popularności.Dla mnie miarą sukcesu jest jednak sprawdzenie się utworu. Nie przeczę, że dobra publiczność mnie nie interesuje, bo nie piszę do szuflady. Jeżeli kompozycja sprawdza się przed wyrobioną publicznością, w jakimś ważnym ośrodku, np. w Salzburgu czy Nowym Jorku, to ma ona później o wiele większe szansę być wykonywana niż inne.[...]— Jakie rady dałby pan chcącemu się wybić młodemu kompozytorowi?— Hm... Młodzi kompozytorzy często mnie pytają jak to zrobiłem, że zaistniałem w świecie. Pierwsza sprawa, nigdy nie odkryto by mnie na Zachodzie, gdybym nie trafił na kilka osób, które zainteresowały się moją muzyką. Należał do nich pan doktor Heinrich Strobel, który w 1960 roku dał mi pierwsze zamówienie na festiwal w Donaueschingen. Napisałem wtedy „Anaklasis" i odtąd zacząłem stać na własnych nogach, tzn. posypały się inne zamówienia. Potem zaczęto również grać moją muzykę w Polsce. U nas, chociaż jestem znany jako kompozytor, moja muzyka jest wykonywana rzadko.[...]- Kto jest wybitny?— Uważam, że wybitnym kompozytorem był Witold Lutosławski. Innych wybitnych nie ma, są interesujący, ale nie wybitni. l co do tego nie ma się co łudzić. Jeżeli ktoś napisał tylko kilka utworów instrumentalnych i rości sobie pretensje do wybitności czy w ogóle uważa siebie za najwybitniejszego polskiego kompozytora, a ktoś inny ma w dorobku takie utwory jak: „Pasja", „Requiem" i kilka oper, to o czym tu mówić? Przecież każdy może napisać operę. Ale czy każdy kompozytor to potrafi?[...]ŻYJĘ ZAMKNIĘTY W SOBIE.Wolę poczytać książkę niż z kimś porozmawiać. Wydaje mi się, że nie należy dopuszczać do ingerencji ludzi w swoje życie. Gdybym miał robić to, czego inni ode mnie oczekują, musiałbym najpierw cały dzień udzielać wywiadów, a później być albo na jakimś koncercie, gdzie mnie zapraszają, albo w jury. A ja prawie w ogóle się nie udzielam. Staram się izolować. To jest chyba naturalne, że człowiek pracując, musi być sam.[...]— „Życzliwi" nazywają pana kolekcjonerem sukcesów?— Na miłość boską! Co na to poradzę, że piszę utwory, które są grane na całym świecie? Mam pisać złe utwory, żeby nie były grane? Wie pan, ludzie, a szczególnie Polacy są strasznie zawistni. Jest to widoczne nie tylko na naszym podwórku muzycznym. Mówi się, że Polak z zawiści utopiłby każdego w łyżce wody i to jest, niestety, prawda.Obecnie jestem zupełnym autsajderem, ale kiedy zaczynałem karierę przyjaźniłem się ze wszystkimi kompozytorami, każdy był wtedy dla mnie bardzo miły. Pamiętam moje pierwsze kroki na „Warszawskiej Jesieni", wówczas wszyscy mówili: Krzysiu, Krzysiu, kochany, miły. Ale już kiedy napisałem ,,Pasję", utwór który zdobył sobie światową sławę,[...]- Czy nie obawia się pan, że MODA NA PENDERECKIEGO MOŻE PRZEMINĄĆ, tak jak przeminęła na Schönberga, Weberna, Bouleza a z Polaków na Nowowiejskiego, którego oratoria „Powrót syna marnotrawnego", ,,Quo vadis" i „Znalezienie św. Krzyża" przyniosły mu światowy rozgłos?— No wie pan, Nowowiejski nigdy nie był kompozytorem awangardowym i nigdy nie znajdował się w światowej czołówce, więc nie można się dziwić, że jego utwory nie są wykonywane. Natomiast przykładowo Schönberg, którego kompozycje grane są obecnie rzadziej niż dwadzieścia, trzydzieści lat temu, ma jednak ugruntowaną pozycję.Mówi pan, że moja droga nie przebiegała prosto, a gdyby przyjrzał się pan twórczości Schönberga, to okazałoby się, że z nim było podobnie. On zaczął od muzyki postromantycznej, później miał okres bardzo ścisłej, suchej dodekafonii, a następnie pod koniec życia, trochę inaczej, ale wrócił do postromantyzmu. Bo, zawsze to powtarzam, tylko kompozytor nie posiadający wyobraźni pisze jednakową muzykę przez całe swoje życie.A czy przeminie moda na moje utwory? Jeśli są one wartościowe, to w pewnym okresie będą grane rzadziej, a następnie znowu się do nich powróci. A jak będzie w dalekiej przyszłości? Tego nie wiemy.
Kolejną postacią, której poświęcono nieco miejsca w programie, był TADEUSZ BRZOZOWSKI, jeden z najznakomitszych polskich malarzy. Uprawiał przede wszystkim malarstwo sztalugowe i rysunek oraz — okazjonalnie — zajmował się malarstwem ściennym, witrażami, projektowaniem tkanin.Urodził się w 1918 r. we Lwowie. W latach 1936-39 studiował w krakowskiej ASP, którą ukończył w 1945 roku, podejmując działalność pedagogiczną w charakterze asystenta, a następnie adiunkta Wydziału Architektury Politechniki Krakowskiej. W latach 1945-1969 był nauczycielem rysunku w Liceum Sztuk Plastycznych im. A. Kenara w Zakopanem (w latach 1959-61 był dyrektorem tej szkoły), a jednocześnie od 1962 do 1979 roku pracował jako wykładowca, a następnie profesor PWSSP w Poznaniu. Później przez dwa lata był profesorem ASP w Krakowie. W 1981 r. przeszedł na emeryturę. Za życia miał, w kraju i za granicą, ok. 40 wystaw indywidualnych, a jego prace były eksponowane na ponad 300 wystawach zbiorowych, na wszystkich istotniejszych pokazach sztuki polskiej w kraju i w licznych imprezach międzynarodowych.Laureat wielu nagród artystycznych, m.in. nagrody Guggenheima oraz Hallmark Nowy Jork (1960). Zmarł 13 kwietnia 1987 r. w Rzymie.
Ostatnią postacią prezentowaną w programie był FRANCISZEK STAROWIEYSKI - rysownik, malarz, plakacista i scenograf. Był jednym z najwybitniejszych polskich artystów. Urodził się 8 lipca 1930 r. w Bratkówce koło Krosna na Podkarpaciu, w rodzinie szlacheckiej pieczętującej się herbem Biberstein.[...]W 1971 roku powstał znakomity film A. Papuzińskiego Bykowi chwała o twórczości artysty, z nim w roli głównej. Obraz Starowieyskiego „Porwanie Europy" znajduje się w polskim przedstawicielstwie Unii Europejskiej w Brukseli.Zmarł 23 lutego 2009 roku w Warszawie.Przytoczono fragmenty wywiadu pod tytułem:Uwielbiam bezwstyd nagiego ciała— Naprawdę uważa pan, że uwielbiane są tylko kobiety upadłe?— Kobiety nazywane przez pana upadłymi, czyli kobiety zużyte przez czas i życie, mają na ciele wypisane swoje przeżycia i dlatego rysuje się je o wiele lepiej niż inne.[...] Te nieupadłe kobiety dzisiaj, przy obecnej moralności, przeważnie nie są kobietami, więc nie warto się nimi zajmować.[...]— Dlaczego nie korzysta pan z modelek zawodowych?— Bo w ich działaniu jest coś denerwująco oschłego. One nie potrafią być prywatne.— Jakie znaczenie ma w pańskiej twórczości ciało?— Używam go jako materiału do pokazania gołej duszy.— Kobiety czy własnej?— Tu w ogóle nie chodzi o kobietę! Ciało kobiety służy mi wyłącznie jako pretekst, jest bardzo dobre do opisywania stanów i pojęć. Przecież prawie wszystkie alegorie były przedstawiane pod postacią kobiety. Jako jedynego modela męskiego używam zawsze siebie.
Program jak na zapieckowy standard trwał dość długo, bo prawie dwie godziny. Nie wiało jednak nudą. Prezentowano na ekranie prace plastyczne omawianych malarzy, program przedzielono krótką przerwą na poczęstunek, a ponadto Roman Wojciechowski jako interlokutor Andrzeja Haegenbartha idealnie wczuwał się w role jego rozmówców, czytał płynnie, wyraziście akcentował, co nadawało programowi tempo i swoisty dramatyczny pazur, chociaż przecież zastrzegał na początku, że nie zamierza udawać Pendereckiego ani któregokolwiek z prezentowanych twórców.
Kolejne spotkanie Na Zapiecku już za dwa tygodnie.
W artykule wykorzystałem informacje oraz fragmenty wywiadów prezentowane w czasie programu oraz opublikowane w internecie. 

od 7 lat
Wideo

NORBLIN EVENT HALL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto