Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Beczka o zapachu wina wielce się myśliwym przydaje. Legenda jubileuszowa

Szambelan Lubuski
Szambelan Lubuski
nie jest podobny do Andrzeja B.
nie jest podobny do Andrzeja B. PanPiotrowski
Przez dwa lata pracowałem w Lubuskiej Wytwórni Win jaka istniała w Zielonej Górze przed transformacją ustrojową więc wiem więcej niźli przeciętny miłośnik opiewania produkcji wina jako ważny składnik komunistycznego przymuszania Gości Winobraniowych do picia.

Wyprodukowanie wina to długoletni proceder. Po kilku latach fermentowania, filtrowania i leżakowania komisja fachowców (kiperów) ustalała, że kilkanaście tysięcy litrów wina z kilku piwnicznych super beczek odpowiadało parametrom smakowych jednej z kilku marek i płyn był przepompowany do Super, Wielkiej Beczki, o wymiarach kiosku kolportera)
Załatwiane były zezwolenia Polskiego Monopolu Spirytusowego i drukowano etykiety dla tej serii wina. Taśma rozlewnicza była przemyta po poprzednim gatunku. Ważna państwowa komisja włączała liczniki nalewania butelek. Drewniane transportery zapełniano flaszkami i magazynowano.
Trudno było podkraść butelkę z taśmy. Ale zgodnie z zasadą „Polak potrafi" kilku pracowników firmy znalazło sposób aby uszczknąć coś dla siebie, aby przyniesione z domu drugie śniadanie czymś smakowitym popić.
Teraz, po przedawnieniu mogę ujawnić, że wykorzystywaliśmy ustęrkę techniczną taśmy. Zespół rur którymi przepompowano wino z super wielkiej beczki miał rozregulowane zawory. Najważniejszy przeciekał ale przed licznikiem. Podstawiono wannę do której nakapywało nawet kilkanaście litrów wspaniałego napoju.
Że względów technologicznych wina już natlenionego nie można było dolać do super beczki. Co więc zrobić ? Spuścić do ścieków, do kanalizacji? Uświadomieni obywatele nie chcieli aby zielonogórskie wino zatruwało kanał a dalej rzekę Odrę czy nawet Morze Bałtyckie.
Obywatelsko usposobieni pracownicy nabierali do różnych naczyń zapowietrzone wino i przefiltrowywali je społecznie, przepuszczając je przez swoje prywatne nerki.
Oczywiście, nie do pomyślenia było wynoszenie tego nadprogramowego ale zapowietrzonego wina poza zakład.
Polak potrafi jeśli jest potrzeba. A potrzeba zaistniała w postaci chęci uświetnienia kolejnego jubileuszu miłośników dokarmiania zwierzyny leśnej, którzy muszą od czasu do czasy wystrzelać nadmiar saren i dzików.Miłośnicy zwierzyny leśnej mają swojego patrona świętego Huberta który domaga się corocznej całopalnej ofiary w postaci ogniska z pieczeniem zastrzelonych sztuk.
Myśliwi są miłośnikami tradycyjnych obrzędów i każdy zdrowy kęs zapijają jakimkolwiek płynem zawierającym starodawny wytwór fermentacji zbożowej czy owocowej.
Zapomniana już z nazwisk grupka miłośników tradycyjnych obrzędów myśliwskich zechciała oddać w dobre ręce (raczej gardła) nadwyżkę przetlenionego wina. Kilka dni, po trochu przelewali zbędne wino do specjalnej beczki, stojącej w pobliskiej stolarni. Urzędnikom nadzoru wytłumaczono, że napełnianie beczki jest technicznym sprawdzaniem szczelności prototypu opracowanego na przyszłoroczne targi poznańskie.
Gdy beczkę napełniono, spisano komisyjny protokół o zachowaniu szczelności i ...wywieziono z winiarni do ... tu się wstrzymam bo nie chcę zeznawać w prokuratorskim dochodzeniu o szkodnictwo gospodarcze na rzecz socjalistycznej Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej jeszcze.
Wtedy, krótko ale istniał zakaz publicznego spożywania napojów alkoholowych na terenie miasta ale beczkę zawieziono na pobliską polanę (poza granicami miasta) na którą myśliwi znosili urobek strzelecki.
Formalnie wszystko było zgodne z prawem i tradycją. Nadleśniczy wydał zgodę na ognisko, polujący weterynarz dokonał obdukcji zastrzelonych zwierząt i można było urządzić kolejne obchody ku czci świętego Hubertusa.
Beczka jak i jej zawartość nie istniała w żadnej ewidencji i nie podlegała zwrotowi. Pozostawiona w rejonie łowieckim przydawała się jako zastępcza ambona dla myśliwych wypatrujących zwierzyny z niższego piętra lasu.
W ramach wizyt dobrosąsiedzkich zaproszono na zielonogórskie polowanie myśliwego z Gorzowa Wielkopolskiego. Zobaczył on praktycznie użytkowaną beczkę, sam na niej próbnie przysiadł a że upolował dzika postanowił zrewanżować się za miłe przyjęcie. Namówił gorzowskiego artystę aby wyrzeźbił beczkę i siedzącego na niej myśliwego z flintą, rolnetą i...wąsami.
Pod pozorem obchodów kolejnej myśliwskiej rocznicy rzeźbę przewieziono do Zielonej Góry i umieszczono ją na stosunkowo wysokim poziomie pierwszego piętra, kompleksu domów „Pod Filarami".
Myśliwi przechodząc tą ulicą półgłosem wypowiadają magiczną formułkę „Darz Bór" i traktują rzeźbę jako ważny eksponat w nauczaniu miłości do zwierząt leśnych.
* * *
Jeśliby ktoś miał wątpliwości w prawdziwość niniejszej legendy niechaj stanie na środku starówkowej ulicy Pod Filarami i poszuka wzrokiem a znajdzie rzeźbę przedstawiającą myśliwego, siedzącego na beczce. Znajdując tą niewątpliwą atrakcję zielonogórskiej Starówki wypada pozdrowić Hubertusa słowami „Darz Bór". 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto