Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Freddie reż. Irmina Kant, czyli The Show Must Go On

Redakcja
Krzysztof Bieliński
Przedstawienie musi trwać. Nieważne, że odtwórca głównej roli właśnie rzucił próby, aktorzy nie mają pojęcia, co robić, a pretensjonalna reżyserka najchętniej zamknęłaby się w toalecie, bo czuje się niezrozumiana. Przedstawienie musi iść – bo o to chodzi w teatrze. Czyż nie?

Agata Puszcz w swoim „Freddie, reż. Irmina Kant" z przymrużeniem oka zadaje całkiem poważne pytania o istotę i rolę współczesnego teatru, równocześnie obśmiewając bezlitośnie wszelkie napuszone, pseudointelektualne odpowiedzi.
Punkt wyjścia wydaje się prosty: pokazać widzom sztukę o ostatnich dniach Freddiego Merkurego. Ale mniej więcej w dwudziestej minucie spektaklu, po przejmującej scenie, w której umierający piosenkarz śpiewa „Who Wants to Live Forever", w chwili, gdy widzowie zaczynają na dobre zanurzać się w sceniczną rzeczywistość – Puszcz zrywa maskę teatralnej iluzji. A na scenie pojawia się Irmina Kant (znakomita Irena Sierakowska), reżyserka „spektaklu o Freddiem" i zaczyna pouczać aktorów.
Z każdą jej podpowiedzią na scenę wkrada się coraz większy chaos, a atmosfera w zespole zagęszcza się z minuty na minutę. Pretensjonalne i przeintelektualizowane uwagi Kant doprowadzają do tego, że rolę w przedstawieniu porzuca aktor grający Freddiego. Ale dla reżyserki to nie problem: można przecież pokazać sztukę o piosenkarzu bez piosenkarza, „ukazać dwoistość ontologiczną Freddiego, który prawie już nie żyje, jeszcze jest, ale już go nie ma". A że aktorzy zupełnie już zgubili się w gąszczu absurdalnych i napuszonych wskazówek? Nie szkodzi, totalna autokompromitacja też jest wartością, prawda?
Agata Puszcz poradziła sobie z debiutem bardzo sprawnie. Umieściła aktorów w barwnej, bogatej scenografii. Mamy więc na scenie łóżko, toaletkę, wannę, kolorowy dywan, suto zastawiony alkoholem stół oraz dużo luster i świec – zestaw, który początkowo wydaje się być całkowicie uzasadniony tematyką spektaklu, szybko staje się sztampowym kompletem teatralnych rekwizytów, tak samo sztucznych i pretensjonalnych, jak nieco nawiedzone wynurzenia Irminy. A z każdą kolejną salwą śmiechu publiczności znikają resztki teatralnej iluzji. Na końcu zostaje tylko Irmina - sfrustrowana i obrażona na świat, który na złość jej nie rozumie jej nibymetafizycznych przemyśleń. 

od 7 lat
Wideo

Zmarł Jan Ptaszyn Wróblewski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto