Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Irena Santor: Z tego zawodu się nie wychodzi [wywiad]

Monikka
Monikka
Z "Pierwszą Damą" polskiej estrady rozmawiamy z okazji 50-lecia pracy artystycznej.

Grudniowa uroczystość odbędzie się w Sali Kongresowej PKiN - w miejscu gdzie odbył się Pani pierwszy publiczny występ bez Mazowsza. Jak go Pani wspomina?

Bardzo dramatycznie. Mazowsze to był chór, kostium, taniec. Cały spektakl, w którym brałam udział anonimowo. Kiedy stanęłam na scenie sama, w prywatnej sukience, poczułam się goła. Do tego inna orkiestra, inne brzmienie. To wszystko zadziałało bardzo deprymująco. Wtedy wydawało mi się, że to już koniec i że nigdy więcej nie będę śpiewała.

…ale nieoczekiwanie zadzwonił telefon i Barbara Fijewska, znana choreograf i reżyserka przedstawień muzycznych, zaproponowała Pani wspólną pracę nad piosenkami.

Tak. Zawsze miałam szczęście do ludzi, którzy - co ważne - pomagali mi bezinteresownie. W zawodzie artysty to się liczy tak samo, jak talent i pracowitość.

Czy to prawda, że lęk przed dużą widownią towarzyszy Pani do dzisiaj?

To dziwne, bo przecież Mazowsze, które występowało na największych scenach, powinno mnie do tego przygotować. Do tej pory wydaje mi się, że nie ogarnę dużej publiczności, nie zapanuje nad nią. Dlatego festiwale zawsze były dla mnie dużym obciążeniem. Poza tym, ja potrzebuję ciszy na widowni. Jest mi ona potrzebna jak biała kartka, na której będę mogła narysować to, co zechcę.

A scena teatralna? Występowała Pani w Ateneum i Syrenie. Dwie warszawskie sceny pełne wielkich indywidualności: Irena Kwiatkowska, Barbara Krafftówna, Adolf Dymsza, Bogumił Kobiela…

W Ateneum śpiewałam w spektaklu „Kram z piosenkami”, który reżyserowała Barbara Fijewska. Z kolei w Syrenie spędziłam dwa sezony w nadziei na rolę w musicalu, do którego niestety nie doszło. W obu teatrach podglądałam wielkich artystów. Czasem słuchając zza kulis miałam wrażenie, że śpiewają niedokładnie, wręcz fałszują. Jednocześnie zastanawiałam się, dlaczego tak mi się to podoba. Zrozumiałam, że mogę śpiewać całe myśli, frazy, które nie muszą być stricte określone nutami. To była moja edukacja estradowa. Dopiero w teatrze zrozumiałam, co to jest interpretacja.

Podobno była Pani wielką „śmieszką”, do tego stopnia, że w jednym z fragmentów miała Pani zakaz wychodzenia na scenę.

W teatrze „Syrena” królem dowcipów był Brusikiewicz. To, co on wyprawiał na scenie, jest nie do opowiedzenia. Wiedział, że łatwo mnie rozśmieszyć. W każdym razie kończyło się na tym, że stawałam do finałowej piosenki i zamiast śpiewać umierałam ze śmiechu. Dyrektor Gozdawa pozwalał aktorom na wiele, ale raz nie wytrzymał i chciał wyrzucić mnie z teatru.

Aktorstwo do Pani wracało w różnej formie. Mam na myśli role filmowe, ale i teatr telewizji.

Tak. Zagrałam m.in. w sztuce „Loteryja” w reżyserii Kazimierza Rudzkiego, która była wystawiana w telewizji „na żywo”. Wtedy po raz pierwszy pracowałam z Hanką Bielicką, a Pan Perepeczko grał mojego narzeczonego. Byłam przeszczęśliwa i niezwykle przejęta, bo to była prawdziwa rola. Kiedyś chciałam nawet być wolnym słuchaczem w szkole dramatycznej, bo taka nawę nosiła dzisiejsza Akademia Teatralna. Niestety, nie wyrażono na to zgody.

Czyli aktorstwo cały czas Panią kusiło…

Nie do końca. Chodziło mi o to, aby w moich piosenkach tekst, muzyka i interpretacja były równoważne. Żeby słuchacz wiedział, co śpiewam i o czym śpiewam.

Często śpiewa Pani o Warszawie

Kiedy w 1951 roku przyjechałam do Warszawy by rozpocząć występy w Mazowszu, zobaczyłam miasto, którego nie było. Całkowicie zrównane z ziemią. Zrobiło to na mnie piorunujące wrażenie, bo rejony, z których pochodzę i w których się wychowywałam nie zostały tak okaleczone przez wojnę. Potem przez lata byłam świadkiem jak Warszawa się podnosi i nasiąkałam wręcz dziecięcą miłością do tego miasta. Stąd pojawiła się chyba ta potrzeba śpiewania o Warszawie. Ale w tym czasie także pisano i komponowano dużo przepięknych piosenek o Warszawie.

Ulubione miejsca w stolicy?

Niezmiennie: zakątki Starego Miasta i Łazienki Królewskie. Mam tam swój mały zaułek, w którym jest pięknie, zwłaszcza jesienią. Można usiąść i poczytać książkę. Ale nie zdradzę gdzie (śmiech).

Zdradzi Pani plany na przyszłość?

Plany? Za duże słowo. Polska estrada jest dziś w zapaści. Liczy się oglądalność i sms-y. Przez to zresztą ginie wielu młodych utalentowanych ludzi, których się wynosi na piedestał, a potem się ich z niego zrzuca. Szanuję publiczność i chcę się jej podobać, ale nie za wszelką cenę. Oczywiście nadal występuję, bo z tego zawodu się nie wychodzi. To jest wielkie uzależnienie. Robię to jednak okazjonalnie. Muszę wiedzieć, że jest powód, dla którego mam wystąpić.

Dziękuję za rozmowę.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto