MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Jaki piękny skandal

Marek Świrkowicz
Każda kultura potrzebuje czarnego charakteru. Dla współczesnej konserwatywnej Ameryki kimś takim od lat jest Marilyn Manson.

Myślicie, że Rammstein w swoim pornoklipie "Pussy" przekroczył wszelkie granice muzycznej przyzwoitości? To zobaczcie nakręcony przed pięciu laty teledysk Marilyna Mansona do piosenki "(S)aint".

Wyliczanie wszelkich "atrakcji" ukazanych w tym trzyminutowym filmiku zajęłoby dwa akapity. Czego tam nie ma: ostry seks w różnych konfiguracjach, wciąganie kokainy z egzemplarza Biblii, ukazane ze szczegółami sceny samookaleczania to zaledwie drobny wycinek. Ale trudno się dziwić - wszak Marilyn Manson narodził się w jednym celu: by swoją muzyką, tekstami, zachowaniem i wyglądem zewnętrznym szokować obrosłych sadełkiem mieszczuchów.

Zanim jednak na początku lat 90. pomalował buzię, wskoczył w teatralne ciuszki i przybrał prowokacyjny pseudonim (powstały z połączenia personaliów dwóch przeciwstawnych ikon amerykańskiej popkultury: słynnej aktorki Marilyn Monroe i równie słynnego mordercy Charlesa Mansona), nazywał się Brian Warner i był obiecującym dziennikarzem muzycznym. W ramach pracy mógł sobie dowolnie poobserwować ówczesną scenę, poznał też paru ważniaków (w tym swego mentora, lidera Nine Inch Nails Trenta Reznora). Pod wpływem tych doświadczeń postanowił ostatecznie przejść na drugą stronę mocy. Doskonale wiedział, czego potrzebują Amerykanie i zapragnął dać im to z nawiązką.

Tak powstał - według senatora Josepha Liebermana - "prawdopodobnie najbardziej zdegenerowany zespół, jaki kiedykolwiek promowała mainstreamowa firma fonograficzna". Z początku nazywał się Marilyn Manson & The Spooky Kids i szokował publikę głównie podczas lokalnych koncertów na Florydzie (w scenicznym menu m.in. dzieci w klatkach i ociekające krwią szczątki zwierząt). Wkrótce jednak zmienił nazwę po prostu na Marilyn Manson i w 1993 r. - przy walnym wsparciu Trenta Reznora - wystrzelił na ogólnokrajową (a później także światową) orbitę wraz ze swą debiutancką płytą "Portrait of an American Family".

Połączenie ostrego, podlanego elektroniką rocka, prowokacyjnych liryków dekonstruujących najświętsze tradycje amerykańskiej popkultury oraz szokującego image'u muzyków (z których każdy, wzorem lidera, miał w owym czasie ksywkę powstałą z imienia pięknej kobiety i nazwiska obmierzłego mordercy - jak Twiggy Ramirez czy Madonna Wayne Gacy) podziałało na publikę niczym butelka z gazem łzawiącym. Manson z miejsca stał się ulubionym antybohaterem Ameryki, co z jednej strony zaowocowało nieustannymi oskarżeniami o destrukcyjny wpływ na młodzież i zachęcanie do zbrodni (szczególnie po głośnej masakrze w szkole Columbine), a z drugiej znacząco wpłynęło na wyniki sprzedaży jego kolejnych krążków.

Zaczęły krążyć o nim rozmaite legendy - że przetrzymuje w domu dziecięce szkielety, że kolekcjonuje nazistowskie pamiątki albo że wyciął sobie dwa żebra, by móc uprawiać seks oralny z samym sobą. Założyciel amerykańskiego Kościoła Szatana Anton La Vey nadał mu oficjalny tytuł "wielebnego". A on tylko podsycał zamieszanie wokół swojej osoby. Jego muzyka, która na kolejnych albumach dryfowała raz w stronę industrialnego metalu, raz gotyku, glam rocka, a nawet kabaretu i wodewilu, zawsze była nieco na drugim planie. Liczyła się terapia szokowa - a w jej przemyślanym aplikowaniu Manson zawsze był prawdziwym wirtuozem.

Nie pomyślał jednak, że nawet największe bezeceństwa z czasem powszednieją. I dziś jego wybryki nie mają już takiego wydźwięku jak przed laty. Jego ostatnia płyta "The High End of Low", którą będzie promował w Stodole, paradoksalnie broni się głównie dzięki swej zawartości muzycznej. Czasy najbardziej ekstremalnych mansonowskich prowokacji (i równie ekstremalnych reakcji na nie) to przeszłość. Gdy występował u nas pierwszy raz w 2001 r., przed koncertem można było spotkać starsze panie z różańcami w garści. Nie sądzę, by tak było i tym razem. I dobrze - nareszcie będzie można w spokoju obejrzeć i posłuchać faceta, którego pomalowana facjata zakłóca sen konserwatywnej Ameryce.

Marilyn Manson - 17.11, Stodoła, ul. Batorego 10, godz. 18, bilety: 176 zł

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Alicja Majewska o prostych włosach

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto