Julke nie spotkał się w sądzie z kancelarią

Przed gdańskim Sądem Okręgowym rozpoczął sie proces cywilny między słynną "kancelarią prezydencką" a Sławomirem Julkem. Rozpoczął się zresztą od falstartu, gdyż sąd, na wniosek Julkego, zawiesił postępowanie.

Przypomnijmy, kancelaria Głuchowski, Jedliński, Rodziewicz, Zwara i Partnerzy zdecydowała się pozwać sopockiego biznesmena ze względu na szereg publikacji medialnych, w których Julke miał sugerować związki kancelarii z tzw. aferą sopocką. Chodzi o sugestie dotyczące rzekomego ujawnienia tajemnicy zawodowej konkurentom biznesmena oraz o sugestie dotyczące rzekomego uczestniczenia kancelarii w zmowie, mającej na celu uniemożliwienie Julkemu nabycia udziałów w spółce będącej właścicielem domu towarowego Laura w Sopocie.

Kancelaria domaga się od biznesmena przeprosin oraz wpłaty 40 tys. zł na cele społeczne. Niezależnie od tego kancelaria wystąpiła też przeciwko Julkemu z prywatnym aktem oskarżenia. Posiedzenie pojednawcze w tej sprawie miało się odbyć kilka dni temu, jednak biznesmen nie stawił się w sądzie.

To właśnie fakt, iż w sprawie toczy się postępowanie karne, stanowił dla Julkego pretekst, aby złożyć wniosek o zawieszenie postępowania cywilnego. Trafił on do sądu w czwartek, wraz z odpowiedzią na pozew kancelarii. Sąd przychylił się do prośby biznesmena.

- Sąd zawiesił postępowanie, powołując się na prowadzenie sprawy karnej - mówi mec. Grzegorz Kuczyński, jeden z prawników reprezentujących kancelarię. - Uważamy, że jest to decyzja niesłuszna i złożymy w tej sprawie zażalenie.

Dlaczego kancelarii zależy na tym, aby obie sprawy - cywilną i karną - przeprowadzić jednocześnie? - Postępowania sądowe mają swoje tempo i trwają czasami kilkanaście albo nawet kilkadziesiąt miesięcy. Oczekiwanie na zakończenie jednego procesu z uruchomieniem kolejnego może stanowić dla powoda spory dyskomfort - twierdzi Bogusław Kosmus, kolejny z prawników reprezentujących kancelarię. Dodaje także, iż w postępowaniu cywilnym osiągnąć można efekt przeprosin, co w postępowaniu karnym nie zawsze się udaje.

W podobnym tonie wypowiada się także Marek Małkowski, od 6 stycznia były już partner "kancelarii prezydenckiej", który w sprawie występuje jako jeden z powodów. - Mnie i moim kolegom zależy na tym, aby jak najszybciej całą sprawę wyjaśnić. Słowa wypowiadane publicznie przez pana Julkego naruszają bowiem nasze dobra osobiste - mówi.
Sam Sławomir Julke nie pojawił się wczoraj w sądzie, na rozprawę nie przyszedł też nikt, kto miałby go reprezentować.

Włodzimierz G., znany trójmiejski diler samochodowy, któremu prokuratura postawiła kilka tygodni temu zarzuty w związku z tzw. aferą sopocką, wpłacił poręczenie majątkowe w wysokości 50 tys. zł.
Nakazał mu to kilka dni temu sąd, który rozpatrywał jego zażalenie na decyzję Prokuratury Krajowej w tym zakresie. Termin, w którym G. miał wpłacić poręczenie, minął w piątek. Jak poinformował nas wczoraj mec. Mariusz Zabłotny, obrońca G., jego klient wywiązał się z tego zobowiązania wcześniej.
Prokuratura zarzuca G. czynną korupcję, za co grozi do ośmiu lat więzienia. Zdaniem śledczych, miał on sprzedawać po zaniżonych cenach samochody Jackowi Karnowskiemu, prezydentowi Sopotu. Jego firma miała także prowadzić prezydentowi, za darmo, usługi serwisowe. Jej pracownicy mieli również wykonać, także gratis, prace remontowe na posesji Karnowskiego. W tym czasie firma G. brała udział w kilku miejskich przetargach. W postępowaniu dotyczącym jednego z nich zarzuty usłyszało już dwóch sopockich urzędników, którzy mieli ów przetarg "ustawić".