Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Kto tu gra pierwsze skrzypce

Wojciech Wyszogrodzki
Wojciech Wyszogrodzki
Marianne Cilliers ma 33 lata. Skończyła studia na uniwersytetach w Stellenbosch i Bloemfontein (RPA) oraz w Mozarteum w Salzburgu. Doktorat zrobiła na Stanowym Uniwersytecie w Michigan. Karol Legierski niedawno skończył 31 lat. Jest absolwentem Akademii Muzycznej w Katowicach oraz berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych. Razem występowali w Europie, RPA i Azji.
Marianne Cilliers ma 33 lata. Skończyła studia na uniwersytetach w Stellenbosch i Bloemfontein (RPA) oraz w Mozarteum w Salzburgu. Doktorat zrobiła na Stanowym Uniwersytecie w Michigan. Karol Legierski niedawno skończył 31 lat. Jest absolwentem Akademii Muzycznej w Katowicach oraz berlińskiej Akademii Sztuk Pięknych. Razem występowali w Europie, RPA i Azji. Michał Bielejewski
– Nigdy nie było między nami konkurencji – mówią Marianne Cilliers i Karol Legierski, muzycy gorzowskiej filharmonii. Zakochani w sobie i naszym mieście opowiadają o urokach pracowania razem. Ona jest z RPA, on z Cieszyna.

- Przejrzałem wasze profile na facebooku i nadal nie wpisaliście Gorzowa jako miejsca zamieszkania...KL: - To bardzo dobra sugestia, dawno powinniśmy to zrobić, zwłaszcza że bardzo dobrze nam się mieszka. Wszystko zmierza ku temu, żebyśmy osiedli na stałe w Gorzowie. Gdy dowiedziałem się, że dostaliśmy pracę, w ciągu 10 dni wymówiłem mieszkanie w Berlinie, przeprowadziliśmy się tutaj i kupiliśmy mieszkanie. Miałem dosyć presji metropolii, która nie daje artystom możliwości rozwoju.
- Lepiej gra się w instytucji, która dopiero powstała czy w takiej z tradycjami?KL: - Zdecydowanie lepiej w nowej instytucji. Ona nie ma – mówię tutaj o muzykach, dyrygencie – jakichś zakorzenionych przyzwyczajeń, ludzie są jeszcze otwarci na wszystko, mają motywację, chcą coś stworzyć na wysokim poziomie. Zespół w takich przypadkach lepiej się rozumie. W naszym zespole najstarsza osoba ma 40 lat i jesteśmy najmłodszą orkiestrą w Polsce. Świetnie się rozumiemy.
- I nie narzekacie na brak akceptacji ze strony gorzowian?KL: - Nie mieliśmy z tym nigdy żadnych problemów, nasi sąsiedzi świetnie nas przyjęli, mamy tutaj przyjaciół. Frekwencja na koncertach pokazuje, że jest zainteresowanie naszą pracą. Nie oczekujemy pełnych sal, bo to niemożliwe. To i tak wielki sukces na skalę nawet europejską, że 130-tysięczne miasto wybudowało filharmonię. Teraz orkiestry się zamyka, likwiduje. Marianka też jest zadowolona, mimo że jest 8 czy 9 tys. kilometrów od domu rodzinnego.
- Co takiego ciekawego tu pani znalazła? Przecież jest pani z ponad 300-tysięcznego Bloemfontein w RPA, z miasta, z którego pochodzi Tolkien i gdzie dwa lata temu były mistrzostwa świata w piłkę nożną!MC: - Tutaj dobrze się pracuje, filharmonia ma wysoki poziom, można się rozwijać.
- Ale miała pani okazję pracować w innych, o wiele większych ośrodkach, centrach kultury...MC: - To miasto ma swój, ciekawy charakter i spory potencjał. Czuje się, że szanuje muzyków zarówno pochodzących stąd, jak i spoza Gorzowa. Ludzie tutaj są bardzo otwarci, gościnni. Na początku byłam pełna obaw, gdyż po raz pierwszy przyjechałam do Polski. Nie znałam tutejszych zwyczajów, mentalności ludzi. Teraz wiem, że to był bardzo dobry wybór i z pewnością chciałabym tutaj zostać tak długo, jak będzie to możliwe.
- Poznaliście się w Gorzowie?KL: - To jest w sumie bardzo ciekawa historia, bo oboje szukaliśmy pracy, jeździliśmy na przesłuchania, nie znając siebie wcześniej. Tak trafiłem do Bergen w Norwegii i spotkałem Mariankę. Szczęśliwie tam się nie dostaliśmy.
- Szczęśliwie?KL: - Norwegia jest bardzo specyficznym, zimnym krajem. Trudno jest o jakieś towarzyskie relacje, do których jesteśmy przyzwyczajeni. Marianka też pochodzi z cieplejszego kraju, gdzie słońca jest nawet dwa razy więcej niż w Polsce. Myślę, że tam nie bylibyśmy szczęśliwi. Potem tak się złożyło, że mieszkaliśmy w Berlinie, zaczęliśmy się spotykać. Stanęliśmy do przesłuchań w Gorzowie, no i jesteśmy.
- Oboje gracie na skrzypcach – można więc powiedzieć, że konkurujecie ze sobą?KL: - Nie, absolutnie. Uzupełniamy się. Mamy bardzo duży komfort pracy, możemy razem podróżować. Uważam, że to niesamowity luksus, kiedy ludzie mogą razem żyć i pracować.MC: - Dzielenie wspólnych pasji powiązanych z pracą bardzo zbliża ludzi do siebie. Konkurencji nigdy między nami nie było. Zawsze wspieraliśmy się w trudnych chwilach i dzięki temu, że mamy taką samą profesję, było nam łatwiej do siebie dotrzeć.
- To nie jest zbyt męczące, gdy spędza się ze sobą 24 godziny na dobę?KL: - Nie. To wynika z ciepłego charakteru Marianki. Potrafimy razem pracować.
- Macie już ulubione miejsca w Gorzowie?MC: - Plac Jana Pawła II, fontanna w parku na osiedlu Dolinki. W Kłodawie też jest miło, jeździmy tam ze znajomymi na grilla nad jezioro, świetnie spędzamy czas między kolejnymi koncertami.KL: - Jazz Club, centrum obfitujące w wiele starych, pięknych kamienic, okolice Warty. W mieście urzeka nas masa zieleni i spokojny charakter. Stare Miasto jest ładne, ale kamienice mogłyby być bardziej odrestaurowane. Wówczas to miejsce byłoby perłą, wizytówką Gorzowa.
- W Katowicach pewnie centrum jest odrestaurowane?KL: - (śmiech) Nie, ale ja z Cieszyna jestem, a tam wszystkie są odrestaurowane!
- W gorzowskiej filharmonii tylko skrzypce mają się ku sobie? Czy są też inne pary?KL: - Oczywiście, że są. Pobrali się już np. Ola Bogacka i Dawid Pajdzik, czyli skrzypce z altówką. Są też Asia i Paweł Wasilewscy. On jest szefem kontrabasów, ona gra na altówce. Poza tym Małgorzata i Roman Wiszniowscy. On jest liderem wiolonczel, a ona organizuje koncerty edukacyjne dla dzieci.
- W Bloemfontain też jest filharmonia?MC: - Owszem, jest orkiestra, ale nie taka etatowa, jak w Gorzowie. Powstają projekty, których zadaniem jest m.in. nauczanie czarnoskórych dzieci muzyki. Są one bardzo utalentowane. Bloemfontain nie jest tak dużym miastem, jak Johannesburg czy Kapsztad, ale i tak życie kulturalne tam kwitnie.
- Często pani wraca do domu rodzinnego?MC: - Raz do roku. W kwietniu są urodziny moich rodziców i świętujemy je razem. W tym roku byliśmy tam w czerwcu. To była piękna wycieczka po RPA, graliśmy koncerty. Karolowi bardzo się spodobało, zwłaszcza przygoda z prawdziwym lwem (śmiech)!
- Lwem?KL: - Wpuszczono mnie jako turystę do klatki z oswojonym lwem i ze strachu stałem jak wryty (śmiech).
- Zdominował pan naszą rozmowę, więc pewnie wszędzie chodzicie razem? Czy gdzieś panią można spotkać samą?KL: - Można, można, nawet podpowiem gdzie – w kierunku Nova Park lub Askany (śmiech).MC: - Tak, to prawda (śmiech).KL: - Do kościoła razem chodzimy. Mamy swój ulubiony, ten niedaleko filharmonii, zwany czerwonym. Niestety, mamy tyle pracy, że nie jesteśmy bywalcami wystaw czy przedstawień w teatrze. Dyrektor Borkowski kładzie nacisk, by muzycy byli przygotowani do prób, więc ciężko pracujemy. Naszym zadaniem jest wykorzystanie do maksimum prezentu, jaki otrzymaliśmy, czyli budynku filharmonii. Mogę powiedzieć, że po roku jesteśmy drugą lub trzecią orkiestrą w Polsce. Owszem, to nieskromne, ale taka jest prawda. To nie jest moja opinia, tak mówili świetni muzycy zapraszani do wspólnych występów.
- Zdarzyło wam się wcześniej przyjechać na Przystanek Woodstock?KL: - Nie, nigdy, ale gdy miałem 22 lata, bardzo chciałem tam pojechać. Do dzisiaj lubię mocne brzmienie gitar elektrycznych. Jako 18-latek grałem nawet w takim zespole.
- Czyli w tym roku, 3 sierpnia, będziecie pierwszy raz i od razu z koncertem. Co prawda, w nocy i nie na dużej scenie, ale zawsze coś...KL: - Ten Przystanek to wspaniała rzecz, ta wielka publiczność, połączenie skrajnych nurtów muzycznych, ciężkiego brzmienia z lekką klasyką w naszym wykonaniu – to może być bardzo interesujące.
- Muzycy tacy jak wy, czyli na co dzień grający w filharmonii, wolą występować w zamkniętych pomieszczeniach czy na zewnątrz?KL: - Im więcej ludzi, tym lepiej.MC: - Możemy to potraktować jako koncert Open Air. Będzie to na pewno bardzo interesujący dla nas występ. Poza tym należy wychodzić naprzeciw nowym formom prezentowania muzyki klasycznej.
- A to nie rozprasza?KL: - Absolutnie nie. To wzmaga koncentrację. Instytucje kultury wymuszają pewne zachowania. Jest wówczas jakaś etykieta, trzeba wyłączyć telefon komórkowy, ubrać wyprasowaną koszulę czy chociażby nie kasłać. Na Przystanku będzie wszystko inaczej, słuchacze będą czuli się luźniej. To będzie wielkie wyzwanie.
- Występujecie jednak nie tylko w murach filharmonii, byliście m.in. w hospicjum.KL: - I w Domu Pomocy Społecznej. To była dwa fantastyczne koncerty, których nigdy nie zapomnimy i które będziemy chcieli powtórzyć. Wielka w tym zasługa Krzysztofa Pijarowskiego [do niedawna pracownika filharmonii zajmującego się kontaktami z mediami – dop. red.], który potrafił to zorganizować.MC: - Czuliśmy dużą tremę i odpowiedzialność, by nie zawieść oczekiwań słuchaczy. Zależało nam na tym, by choć na chwilę zapomnieli o problemach dnia codziennego i chcieliśmy dać tym ludziom trochę radości. Mam nadzieję, że jeszcze tam zagramy nie raz!
- Kto z was lepiej gra na skrzypcach?MC: - (śmiech) Jasne, że on.KL: - Ale to nieprawda.
- Kiedy ćwiczycie w domu, to kto kogo częściej poprawia?MC: - W domu nie ćwiczymy w ogóle, jedynie w filharmonii.KL: - Marianka mnie poprawia.
- A to pan jest pierwszymi skrzypcami w filharmonii!KL: - No tak, ale kobieta jest bardziej wyczulona na piękno. W naszej orkiestrze na skrzypcach gra więcej dziewczyn, więc brzmią one tak delikatnie i tak soczyście.
- To pan rządzi w pracy, a pani w domu gra pierwsze skrzypce?KL: - (śmiech) Ja nigdzie nie rządzę. W orkiestrze rządzi dyrygent, a w domu kobieta jest szyją.
- Dziękuję za rozmowę.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto