Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Maciej Skorża odniósł z Wisłą sukces, ale pożegnano go z ulgą

Bartosz Karcz
Czy Legia Skorży będzie lepsza od jego niedawnego klubu?
Czy Legia Skorży będzie lepsza od jego niedawnego klubu? fot.Wojciech Barczyński/Polskapresse
Przyjście Macieja Skorży do Wisły latem 2007 roku wiązało się z ogromnymi nadziejami. Młody, zdolny szkoleniowiec miał przynieść znaczącą poprawę, po najgorszym w erze Tele-Foniki sezonie (8. miejsce). Do Wisły nie trafił sam. Dostał wsparcie w osobach prezesa Marka Wilczka i dyrektora sportowego Jacka Bednarza. Ten ostatni był zresztą pomysłodawcą zatrudnienia go w Krakowie. Dostał też nowych piłkarzy, w tym powracającego do Wisły Kamila Kosowskiego.

Start miał wymarzony. Przed sezonem zespół wygrał turniej w Chicago, gdzie rywalami były Sevilla i Reggina. Do tego w pierwszym ligowym spotkaniu wiślacy ograli na wyjeździe aktualnego wtedy mistrza Polski Zagłębie Lubin i... poszło. Biała Gwiazda znów grała z polotem, gromiła rywali. Doszło do sytuacji, że ówczesny trener Groclinu Grodzisk Wlkp. Jacek Zieliński gratulował Wiśle mistrzostwa Polski po meczu... 14. kolejki.

[mp]Wiosna nie była już tak efektowna. Odszedł Kosowski, przez co zespół stracił na jakości gry. I tak jednak wygrywał, kończąc sezon z czternastoma punktami przewagi nad Legią. Kolejny miał przynieść sukcesy nie tylko w lidze, ale również w Europie. Do Ligi Mistrzów awansować się nie udało, ale nikt nie miał pretensji, bo na drodze Wisły stanęła Barcelona. Pierwsza rysa na kryształowym obrazie Skorży pojawiła się za to po meczach z Tottenhamem w eliminacjach Pucharu UEFA (dziś Liga Europy). Anglicy byli wówczas wyjątkowo słabi i w Krakowie przeważały opinie, że Wisła zmarnowała wielką szansę.

Nikt jednak nie myślał wtedy o zwalnianiu trenera. Przeważało przekonanie, że za rok musi już się udać. Zanim jednak Skorża otrzymał szansę powalczenia w Europie, o mały włos nie stracił pracy po wynikach w ekstraklasie. Jesienią 2008 r. Wisła przegrała ze Śląskiem, a potem z Ruchem i spadła w tabeli na piąte miejsce. Wtedy po raz pierwszy był poważnie zagrożony.

Zachował posadę, bo na jego korzyść zagrało kilka elementów. Biała Gwiazda w ostatnim meczu jesieni wygrała efektownie z Odrą Wodzisław, a za pozostawieniem go na stanowisku mocno optowali Wilczek i Bednarz. Mecz był do tego prawdziwym festiwalem poparcia ze strony kibiców, którzy głośno skandowali nazwisko Skorży. Został i znów wywalczył tytuł.

Droga do Ligi Mistrzów wydawała się stać otworem, zwłaszcza że zamiast Barcelony los wskazał w kwalifikacjach na Levadię Tallin. Skorża popełnił jednak ogromny błąd. Już w trakcie prac nad planem przygotowań do następnego sezonu Bednarz zwrócił mu uwagę, że za późno chce je rozpocząć. Trener uważał jednak, że zespół pokroju Levadii da się wziąć z marszu. Przeliczył się i w Tallinie drzwi do Europy zamknęły się z hukiem. Na oczach właściciela klubu Bogusława Cupiała, który przyleciał na mecz prywatnym samolotem.

Nic dziwnego, że po ostatnim gwizdku sędziego zrobiło się nerwowo. Skorża nie chciał przyjść na konferencję prasową. W końcu na nią dotarł, ale skończyło się tylko na krótkim oświadczeniu, w którym wziął winę na siebie i... wyszedł z sali.

Jego los wydawał się przesądzony, tymczasem... zyskał na znaczeniu. Wpływy stracili za to Wilczek i Bednarz. Okazało się, że Cupiał miał słabość do Skorży. To jego wzywał na nocne rozmowy o przyszłości klubu, pomijając prezesa i dyrektora sportowego. To w jego ręce przeszły kompetencje Bednarza, który po kilku tygodniach zakończył pracę z Wiśle. O konflikcie obu panów wiedzieli wszyscy.

- Gdy Skorży przyszło bronić swojej posady, wolał poświęcić Bednarza - mówi nam osoba dobrze znająca kulisy tamtych dni. - To, że się spierali, nie było czymś nadzwyczajnym. To mogło być nawet twórcze dla klubu. Nie było natomiast ze strony trenera lojalne, że odwrócił się od człowieka, który kilka miesięcy wcześniej ratował mu posadę.

Po odejściu Bednarza, a potem również Wilczka (został w klubie na innym stanowisku), Skorża skupił w swoich rękach pełnię władzy. - To był początek jego końca w Wiśle - mówi nasz rozmówca. - Obowiązki po prostu go przerosły. Wcześniej, gdy piłkarz miał problem, bo np. opóźniała się wypłata pensji, to szedł do Bednarza. Teraz wszystkim musiał się zajmować Skorża. Stał się przez to nerwowy, co odbijało się na jego relacjach z piłkarzami i pracownikami klubu.

Coś w tym musi być. Wystarczy przytoczyć kilka przykładów. W przerwie meczu z Zagłębiem Lubin zrugał Juniora Diaza, mimo iż zespół prowadził 2:0. A po spotkaniu, wygranym przez Wisłę 4:1, o mały włos nie doszło do rękoczynów, gdy trener zaczął krzyczeć na Mariusza Pawełka. Dziennikarze dziwili się później, czemu piłkarze wychodzą z szatni z tak skwaszonymi minami.

Jesień w lidze, mimo zawirowań, długo układała się jednak po myśli Skorży. Do czasu, bo Biała Gwiazda przegrała z Legią, a potem z Cracovią i znów zrobiło się nerwowo. Trzy kolejne zwycięstwa dały jej pierwsze miejsce na koniec rundy z przewagą pięciu punktów nad wiceliderem, ale pozycja trenera nie była już tak mocna. Wiadomo było, że miał kontrakt do końca sezonu i nikt nie rozmawiał z nim o jego przedłużeniu.

Skorża sam chyba zdawał sobie sprawę, że jego czas w Krakowie dobiega końca, choć ciągle powtarzał, że chciałby dostać szansę rehabilitacji w europejskich pucharach. Nie dostał, bo wiosną 2010 zespół w ekspresowym tempie roztrwonił punktową przewagę. W klubie trudno było znaleźć wtedy osobę, która uważałaby, że powinien zostać. Nawet wśród starszych piłkarzy, którzy kilka miesięcy wcześniej poszliby za nim w ogień.

Dzisiaj w Wiśle wolą pamiętać to, co było dobre w jego wykonaniu. To, że dał Białej Gwieździe dwa tytuły mistrza Polski i pozwolił uwierzyć, że będzie w stanie nawiązać do sukcesów ekipy Henryka Kasperczaka. Skorża nie zdołał poprawić jego wyników, ale generalnie jest wspominany pod Wawelem pozytywnie.
Pamiętali o tym piłkarze, ci sami, którzy uważali, że dalsza współpraca nie miała sensu. Po gali Ekstraklasy wiosną w 2010 roku pojechali do niego do Radomia i zawieźli mu srebrny medal. Dla niektórych tylko srebrny, ale patrząc na to, jak Wisła prezentuje się obecnie, kto wie, czy dzisiaj kibice Białej Gwiazdy nie wzięliby tego srebra w ciemno.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

"Szpila" i "Tiger" znowu spełniają marzenia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Maciej Skorża odniósł z Wisłą sukces, ale pożegnano go z ulgą - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto