Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Mafia narodziła się w Trójmieście. Dlaczego zastrzelono "Schwarzeneggera"?

Filip Orlewicz
Wiesław K. pseudonim "Scharzenegger" lub "Arnold" po pierwszym zamachu na swoje życie, kiedy to usiłowano go zastrzelić we własnym mieszkaniu na gdyńskich Karwinach, trochę się przestraszył.

Wiesław K. pseudonim "Scharzenegger" lub "Arnold" po pierwszym zamachu na swoje życie, kiedy to usiłowano go zastrzelić we własnym mieszkaniu na gdyńskich Karwinach, trochę się przestraszył. Przestał poruszać się bez obstawy, wolał też usunąć się z oczu trójmiejskich gangsterów. Jego perypetie opisaliśmy w poprzednim odcinku.

Wylądował wówczas na jakiś czas w Zielonej Górze, gdzie w 1991 r. znowu zrobiło się o nim głośno z powodu porwania na zlecenie biznesmena Janusza O. "Arnold" miał za zadanie odebrać od niego 20 tys. zł, z których O. ponoć się nie rozliczył ze zleceniodawcą porwania. Zgarnął go do samochodu w samym centrum Zielonej Góry, sprzed prowadzonego przez niego zakładu krawieckiego. Jak potem zeznał Janusz O., wynajęci gangsterzy wywieźli go do lasu, tam kazali kopać dół, wieszali na drzewie i strzelali w nogi.

Po tym fakcie prokuratorzy z Zielonej Góry zwrócili się o pomoc do swoich gdańskich kolegów. Dowiedzieli się bowiem, że Wiesław K. wrócił w międzyczasie do Trójmiasta i do tutejszych interesów. 14 marca 1991 r. brygada antyterrorystów zatrzymała "Schwarzeneggera" podczas brawurowej akcji obok hotelu Mistral w Gdyni (dziś to hotel Nadmorski), gdzie spotkał się ze znajomymi. Znaleziono przy nim cały arsenał z bronią ostrą włącznie. W kieszni tkwił kolt kaliber 9 mm i 19 sztuk amunicji. W zaparkowanym obok fiacie tipo zabezpieczono dwa pistolety typu Walter oraz 143 sztuki amunicji ostrej. Wraz z "Arnoldem" zatrzymano trzy inne osoby. Proces ślimaczył się niemiłosiernie. Chorowali na przemian a to "Schwarzengger", a to jego adwokat Marek M. Ten ostatni zresztą, za naruszenie zasad etyki zawodowej, został wykluczony z palestry. "Arnold" wyszedł na wolność po wpłaceniu kaucji, ale zainteresowań nie zmienił. Tyle, że nie kradł już i nie sprzedawał osobiście kradzionych aut, lecz kierował ludźmi, którzy to za niego robili. On sam inwestował pieniądze w alkohol i narkotyki. Mówiono o nim nawet "król amfetaminy". W Trójmieście zyskiwał coraz większy autorytet i skupiał koło siebie coraz więcej ludzi. Nie wiadomo, czy w tym okresie działał sam, czy z "Nikosiem", czy może obaj panowie pracowali obok siebie równolegle. Interesy łączyły go natomiast z Jarosławem W. "Wróblem" z Gdyni, który w przyszłości stanie się bardzo groźnym gangsterem, odpowiadającym za porwania i wymuszającym haracze.

****
W lutym 1994 r. w restauracji hotelu Bałtyk w Gdyni doszło do strzelaniny. Policjanci przyznali, że była ona wynikiem porachunków trójmiejskiej mafii samochodowej. O mafii powoli zaczyna się mówić głośno. 1 stycznia 1994 roku w poszczególnych komendach policji powstają wydziały do walki z przestępczością zorganizowaną, bo w całym kraju zaczyna robić się gorąco. 25 stycznia tego samego roku z biura Interpolu w Londynie zostaje nadany faks o odnalezieniu dzień wcześniej przez brytyjskich celników na pokładzie statku "Jurata" 1246 kg kokainy o wartości wówczas 470 mln dolarów w beczkach po lepiku. Brytyjska policja narkotyk zatrzymuje, do Gdyni dopływają puste beczki. 30 marca w warszawskim pubie wybucha półkilogramowy ładunek trotylu. Celem był prawdopodobnie "Pershing", boss gangu z Pruszkowa. O zlecenia podejrzany jest "Wariat", boss gangu z Wołomina. 5 maja w kolejnym warszawskim lokalu wybucha bomba. Lokal znany jest z tego, że spotykają się w nim gangsterzy z Pruszkowa.

****
W Trójmieście też nie jest spokojnie. 6 lutego 1994 r., będący pod wpływem alkoholu "Schwarzenegger", oddał 5 strzałów w kierunku 27-letniego wówczas Marka O. Trzy kule utkwiły w ciele mężczyzny, ale tak fartownie, że przeżył. Zeznania ofiary i świadków nocnej strzelaniny w restauracji obciążyły "Schwarzeneggera" na tyle, że Prokuratora Rejonowa w Gdyni wydała za nim list gończy. Prokurator zamierzał mu przedstawić zarzut usiłowania zabójstwa. Gdyńska policja przeszukała mieszkanie "Arnolda" przy ul. Sieradzkiej w Orłowie. Lokator zapadł się jednak jak kamień w wodę. Zeznania Marka O. długo były nieoficjalne. "Arnold" był na wolności, a do szpitala wejść można było bez przeszkód, dlatego przed drzwiami czuwała policyjna ochrona.

****
Sam Marek O. był równie interesującą postacią. Dał się schwytać policji, kiedy to jako jeden z dziesiątki mężczyzn zdemolował kijem od baseballa słynny towarzyski klub "Manuela" w Gdyni Chwarznie. Ten sam, w którym pod zmienioną nazwą "Las Vegas" 24 kwietnia 1998 roku zastrzelono "Nikosia". Otrzymał wtedy dozór policyjny. Wcześniej zatrudniony był w "Manueli" jako ochroniarz. Prawdopodobną przyczyną dewastacji były kłopoty finansowe jej nieoficjalnego właściciela Marka K., tego samego, który w dniu zabójstwa Nikodema S. na jego prośbę otworzył lokal. Właścicielkę "Manueli" Agnieszkę B. próbowano zastrzelić kilka dni później.
- Miała dużo szczęścia - mówił po wypadku anonimowy policjant. - Gdyby w momencie oddania strzałów przebywała w sypialni, nie uszłaby z życiem.
Do Agnieszki B. oddano 3 strzały, sprawcy nie ustalono.

****
Restauracja w hotelu Bałtyk, gdzie "Schwarzenegger" postrzelił Marka O., podobnie jak Mistral, gdzie wcześniej zatrzymano "Arnolda" były w tych czasach miejscem zebrań bogatego, groźnego i nieprzebierającego w środkach półświatka. Oba lokale prowadzone były rodzinne. Współwłaścicielką pierwszego była Krystyna O., żona postrzelonego Marka O., prowadzącego z kolei sopockiego Jockera. Mistral prowadziła ich szwagierka Jolanta O.
Po strzelaninie i wylizaniu się z ran, Marek O., człowiek kojarzony z "Nikosiem" został przez swojego bossa z kilkoma innymi gangsterami, oddelegowany do Warszawy. Tam od 1994 r. pomagał Wiesławowi N. "Wariatowi" w wojnie z pruszkowskim gangiem. Marek O. mógł się stać się przypadkową ofiarą zamachu na "Wariata" w grudniu 1996 r., kiedy to w miejscowości Zakręt samochód, którym jechali ostrzelany został przez pruszkowską mafię.

****
Po strzelaninie w Bałtyku "Arnold" uciekł do Włoch. Trwały spekulacje kogo bardziej się bał - policji, czy odwetu "Nikosia" za próbę zabójstwa jego człowieka. W maju zatrzymali go tamtejsi karabinierzy, gdy podjechał białym BMW na lotnisko w Mediolanie, gdzie miał się spotkać z przyjaciółmi z Trójmiasta. Był bardzo zaskoczony, ale zgubił go brak ostrożności. Będąc przekonany, że we Włoszech jest bezpieczny, zatelefonował do znajomych w Trójmieście i umówił się, że wyjedzie po nich na lotnisko. Nie wiedział, że mieli na telefonach założone podsłuchy. Prokuratura Rejonowa w Gdyni wystąpiła do Włochów z międzynarodowym listem gończym i wnioskiem o ekstradycję. Sprawa trwała dwa lata. "Arnold" bronił się jak umiał najlepiej. Twierdził, że jest prześladowany za przekonania polityczne, że był działaczem "Solidarności" i kurierem, który przemycał pieniądze dla podziemia, że był ochroniarzem księdza Jankowskiego. Nie pomogło. W kwietniu 1996 r., po dwóch latach pobytu we włoskim więzieniu, Wiesław K. przetransportowany został samolotem na Okęcie, a potem do aresztu w Warszawie na ul. Rakowieckiej, skąd trafił do celi w Gdańsku. Podczas konwojowania i przesłuchania w Prokuraturze Rejonowej w Gdyni zastosowano specjalne środki bezpieczeństwa. Nie obeszło się bez niespodzianek, bo tego dnia rano, ktoś zadzwonił, że w budynku podłożono bombę. Ewakuowano wszystkich, antyterroryści sprawdzili każdy zakamarek sądu. Bomby nie znaleziono. Wiesława K. udało się przesłuchać. Prokuratura postawiła mu zarzut usiłowania zabójstwa Marka O., oskarżyła o paserstwo, posługiwanie się fałszywymi dokumentami i posiadanie broni. "Arnold" trafił do aresztu.
Na szczęście dla niego upadł najcięższy zarzut oskarżenia. Wiesław K. nie mógł być w Polsce sądzony za usiłowanie zabójstwa, bo nie zgodziła się na to strona włoska, która na mocy Europejskiej Konwencji Ekstradycyjnej, miała takie prawo. 31 stycznia 1997 r. Sąd Wojewódzki w Gdańsku skazał więc go tylko na 2,5 roku więzienia. Ukarano go za posiadanie broni, fałszywych dokumentów, nabycie kradzionego samochodu i podrobienie prawa jazdy. Niemal od razu znalazł się na wolności, bo na poczet kary zaliczono mu wcześniejszy pobyt w areszcie i we włoskim więzieniu.

Pobyt tam opłacił mu się. Gdy wrócił do kraju miał 28 lat i wielu znajomych wśród członków mafii i kolumbijskich karteli. Wtedy też uznany został za jednego z większych szefów trójmiejskich gangów.

****
Układ w Trójmieście pod koniec 1996 roku był dość klarowny. Rządził "Nikoś", ale pozwalał innym na trochę swobody. Grupą jego egzekutorów kierował Artur Z. "Iwan". Jego szefem był Daniel Z. "Zachar", który swoją pozycję zawdzięcza właśnie "Schwarzneggerowi". Zawiadował kilkoma stworzonymi przez siebie oddziałami tzw. żołnierzy. "Arnold" był prawą ręką "Nikosia", ale działał też na własny rachunek. Oprócz tego pracowały mniejsze gangi, które od swojej działalności często odprowadzały "podatek" grupie "Nikosia".

Hierarchię zaburzyła śmierć "Arnolda". Mówiło się, że była robotą młodych wilków, którzy nie mogli doczekać się na swój czas rządzenia.
5 maja 1997 r. Wiesław K. z narzeczoną wychodzą z jej mieszkania na Przymorzu przy ul. Piastowskiej. "Arnold" podchodzi do zaparkowanego obok samochodu. Kiedy otwiera bagażnik pochyla się na nim ubrany na czarno zabójca, który szybkim krokiem wyszedł z pobliskich krzaków i z odległości około metra oddaje 10 strzałów z pistoletu automatycznego. Dwa trafiają Wiesława K. w głowę, osiem w brzuch. Podziurawiony jak sito umiera w karetce reanimacyjnej. Zabójca spokojnie oddala się do audi ukrytego za krzakami.

****
Po zabiciu "Schwarzeneggera" jego miejsce u boku "Nikosia" zajmuje "Zachar". Nikodem nie rusza się bez obstawy, zaczyna być czujny jak nigdy dotąd. Choć z drugiej strony chodzą słuchy, że to on stoi za zabójstwem Wiesława K. Kilka tygodni wcześniej panowie się pokłócili. "Arnold" był odpowiedzialny za porwanie właściciela salonu telefonii komórkowej z Gdyni. "Nikoś" wstawił się za porwanym i obiecał, że w zamian za jego uwolnienie dostarczy "Arnoldowi" 50 tys. dolarów. W odpowiedzi miał usłyszeć, że czasy się zmieniły. W konflikcie z Arnoldem był też od jakiegoś czasu "Zachar", w mieszkaniu którego później policjanci znajdują broń, z której zabito "Schwarzeneggera". Zlecenie miał wykonać Ukrainiec Siergiej S., płatny zabójca, który podczas procesu w Gdańsku tzw. klubu płatnych zabójców przyznał się do tego. Jednak niedawno Sąd Okręgowy w Gdańsku uniewinnił go od tego zarzutu.

Za tydzień o tym jak to dwaj przyjaciele "Kargul" i "Jaguar" poróżnili się na tyle, że jeden drugiego próbował wyprowadzić na drugi świat. "Jaguar" był pierwszą na Wybrzeżu ofiarą wybuchu bombowego. Miał zginąć, bo nie zabił "Nikosia" i wiedział kto strzelał do Schwarzeneggera".

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto