Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Malajkat: Jestem dyrektorem, ale jestem przecież też człowiekiem

Rafał Wąsowicz
Bartek Syta/Polskapresse
Wojciech Malajkat funkcję dyrektora Teatru Syrena wciąż łączy z graniem na scenie oraz reżyserowaniem spektakli. Bywa, że koledze z teatru musi wręczyć wypowiedzenie. Często jednak zamiast zwolnienia delikwent dostaje kolejną szansę...

Są jeszcze jakieś pytania, których Panu nie zadano?
Już chyba nie. Z drugiej strony, jeśli takowe istnieją, chyba nie chciałbym, żeby padły z ust dziennikarza.

Zobacz również: Nasze Miasto w rękach mężczyzn. Wojciech Malajkat redaktorem naczelnym [ZDJĘCIA, WIDEO]

Czegoś się Pan obawia?
Składanie jakichś deklaracji, opowiadanie o swoich marzeniach, najczęściej wywołuje u innych pokusę weryfikacji. Nie chcę być ciągle rozliczany z tego, co mówię. To męczące. Wolę działać. Wtedy ocena jest nieunikniona. Ale też potrzebna.

Ocena może być jednak krytyczna. Potrzebne to Panu?
Jeśli ktoś rzeczowo przedstawia mi ocenę moich poczynań, to sobie to cenię. Oczywiście każdy woli być chwalony. Chciałoby się powiedzieć, że żadnych błędów nie popełniam. Warto jednak zachować pokorę i dystans wobec swojej osoby.

Przyznaje Pan, że przejmując Teatr Syrena, niejako wystawił się Pan na oceny, często krytyczne. To było ryzykowne. Pan podjął wyzwanie. Udało się zmienić postrzeganie teatru?
Wydaje mi się, że tak. To oczywiście nie było nic miłego, kiedy ktoś traktował nas niezbyt serio. Wciąż zresztą zdarzają się osoby, nawet wśród artystów, które kojarzą nas z wodewilem czy rewią. Przychodzą i pytają o pracę, chwaląc się umiejętnościami wokalnymi, tanecznymi.

Czytaj również: Pomysły na męski weekend: Sprawdź, jak spędzić aktywnie czas i odpocząć

I wtedy dyrektor Malajkat zrzuca takich delikwentów ze schodów?
Nic z tych rzeczy, po prostu tłumaczę, że są w błędzie. Na szczęście większość jednak już wie, że Syrena ma także coś innego do pokazania poza lekką rozrywką. Chcemy skłaniać do refleksji, zadawać ze sceny pytania, ale oczywiście też bawić.

Widownia ewoluuje?
Zauważalny jest napływ nowych ludzi. Pojawiają się studenci, pojawia się inteligencja, pojawia się klasa średnia. I to dobrze! O taką publiczność mi chodzi. Marzy mi się powrót do czasów, kiedy publiczność żywo reagowała na to, co dzieje się na scenie. Tupała, wyrażała oburzenie. Krzyczała: mów głośniej, szybciej! Kiedy działała psychologia tłumu. Budziły się zbiorowe emocje.

Jak na stadionie piłkarskim?
Ciekawa analogia, ale mecz piłkarski to jednak inny rodzaj przeżywania. Mi chodzi raczej o dialog z publicznością… Z drugiej strony, ciekawe byłoby zagrać przed pełnymi trybunami kibiców. Porwać tłum.

Jako dyrektor Teatru Syrena poza publicznością musi Pan prowadzić także dialog na płaszczyźnie szef – pracownik, z aktorami, często wieloletnimi kolegami. Bywają spięcia?
Oczywiście, ale zawsze szukam kompromisu. Można ze mną podyskutować.

Czytaj także: Kiedyś lano nie tylko wosk, ale też ołów. Dziś andrzejki to często tylko dobra impreza

Czyli należy Pan do menedżerów empatycznych?
Jestem dyrektorem, ale jestem też człowiekiem, ojcem. Zdarzają się bardzo stresujące sytuacje. Choćby kiedy trzeba kogoś zwolnić z pracy. To ta ciemna strona bycia dyrektorem. Staram się jednak ludzi zrozumieć. Wysłuchać. Często osoba, która pojawia się u mnie, by odebrać wymówienie, dostaje jeszcze jedną szansę. Muszę jednak myśleć o teatrze jak o firmie. To jest intensywna praca, rytm, ktoś przychodzi, z innym trzeba się pożegnać. Czasami muszę być stanowczy. Choć nie dzieje się to bez stresu.

Pojawia się wtedy pytanie, czy było warto? Po co to wszystko?
Mam takie rozterki, ale kiedy patrzę na to, co udało nam się zrobić przez tych kilka lat, to wiem, że idę w dobrym kierunku. Ludzie zaczynają nam się coraz uważniej przyglądać. Głos Teatru Syrena staje się ważny. Dostrzega nas środowisko.

Chociaż stresu nie brakuje?
Każda praca, walka, budowa czegoś nowego wywołuje stres. To element bycia nie tylko menedżerem, dyrektorem, ale też aktorem. W dobie kryzysu muszę myśleć o pieniądzach dla teatru, szukać możliwych rozwiązań, np. koprodukcji z innymi teatrami, współpracy ze sponsorami.

No właśnie, nie tęskni Pan do bycia po prostu aktorem. Wielomiesięcznych zdjęć do filmu. Gdzieś daleko w innym klimacie? Plaża, brak stresu.
Miałem ostatnio taką propozycję. Dwa miesiące na Wyspach Kanaryjskich. Zdjęcia do polskiej produkcji. Przeczytałem scenariusz i… odmówiłem. Moją wyspą jest obecnie Teatr Syrena. Chociaż nigdy nie mów nigdy. Wciąż czekam na ciekawe scenariusze…

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto