Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Marek Edelman - wspomnienia

Karolina Eljaszak
Karolina Eljaszak
Marek Edelman - bohater, pan docent namolny w ratowaniu ludziom życia, ale i zwyczajny, mądry człowiek, który palił ogromne ilości guluazów i popijał whisky.

Marek Edelman zmarł 2 października w Warszawie w wieku 90 lat. Uroczystości pogrzebowe, z wojskowymi honorami, odbyły się w piątek, 9 października, przed pomnikiem Bohaterów Getta Warszawskiego i na Cmentarzu Żydowskim przy ul. Okopowej, gdzie spoczął wybitny lekarz i niezłomny działacz, ostatni przywódca powstania w warszawskim getcie.

Tadeusz Mazowiecki, pierwszy premier III RP:
Marek Edelman bardzo wcześnie rozpoczął swą służbę publiczną, stając wobec wyzwań, po ludzku rzecz biorąc, nie do udźwignięcia. W getcie pomagal ludziom przeżyć, wyrywał śmierci. Fala antysemityzmu dotknęła go znowu w 1968 roku. Nie wyjechal jednak z Polski, bo uważał, że ktoś tu musi pozostać ze swoimi umarłymi. Tu była jego ojczyzna. Był Polakiem i Żydem. Nie ma sensu rozważać, kim bardziej.

Za największe zło uważał wszelkie zarodki nienawiści w życiu publicznym. Ostro reagował na przejawy szowinizmu i nacjonalizmu.

Janina Ochojska, Polska Akcja Humanitarna:
Polska straciła człowieka niezłomnego, człowieka, który nigdy nie odstąpił od swoich zasad. Był wzorem dla wszystkich. Tracimy kogoś, kto stał na straży tych wartości, które są niszczone. Mam nadzieję, że ludzie, dla których Marek był ważny, będą umieć iść w jego ślady. 

Znam bardzo dobrze Leszka Kołakowskiego, prof. Barbarę Skargę, Marka Edelmana. Oczywiście, że trudno zastąpić tych ludzi. Ale jestem pewna, że pojawią się równie wartościowe osoby na miarę tej epoki. Każda epoka potrzebuje ludzi odpowiednich dla swego czasu. Musimy sprostać innym wyzwaniom niż tym, które stały przed Leszkiem Kołakowskim czy Markiem Edelmanem. Chociaż one w pewnym sensie zawsze są takie same. Bo chodzi o obronę wartości, tego co najważniejsze: honoru i godności życia ludzkiego.

Jerzy Kropiwnicki, prezydent Łodzi:
Marek Edelman dla mieszkańców Łodzi był chirurgiem, który ratował życie pacjentów, zakładał NSZZ "Solidarność" w naszym mieście, był honorowym obywatelem mojego miasta. Zwróćmy uwagę, że na te osiem sztandarów, które stały przy jego grobie, pięć pochodziło z Łodzi. To świadczy jak dalece był zrośnięty z Łodzią.

Zapamiętałem go jako wielką przekorę. Z nim trudno było rozmawiać, nie pokłóciwszy sie co najmniej raz w ciągu 15 minut. Był człowiekiem dobrego serca. Jak jeszcze sam paliłem, guluazów wypalaliśmy mnóstwo. Zawsze miałem przy sobie buteleczkę whiskey. On po prostu lubił do rozmowy. Ale oczywiście niekoniecznie całą żeśmy wypijali.

Jacek Bocheński, pisarz. Edelman przedłużył życie o 25 lat jego umierającej żonie. Dziękował mu za to. Mówił o tym, że Marek Edelman znał śmierć z wielu stron:

Wobec śmierci Marka Edelmana nie ma odpowiednich słów, należałoby milczeć. Zmarł człowiek, który wszystkiego o śmierci dowiedział się za życia. Znał śmierć z doświadczenia. Umiał ze śmiercią walczyć i umiał o niej mówić. Ta umiejętność spośród licznych Marka Edelmana, uderzała mnie najbardziej. To, co mówi, było proste, trzeźwe, uniwersalne, jakieś takie, że mróz chodził po plecach. To była mądrość, za którą kryło się doświadczenie ludobójstwa, doświadczenie tropionej ofiary, powstańca, żołnierza, a zarazem doświadczenie lekarza w zakresie biologicznym.

Joanna Szczepkowska, aktorka. Odczytała list przyjaciółki Edelmana, Chawki Folman-Raban:

Gdy poznałam Marka, od razu spodobał mi się sposób, w jaki mówił. Sarkastyczny, ironiczny, czasem bardzo, aż za bardzo bezpośredni, nieostrożny, niedelikatny, ale prawdziwy, otwarty. Wielu nie mogło tego znieść. Także antysyjonizm Marka oddalał od niego ludzi, w niektórych wzbudzał wręcz wrogość. Nie mogli i nie próbowali zrozumieć tego, że został w Polsce. Tymczasem on zawsze był tam, gdzie upokarzano słabych i cierpiących. Walczył zawsze i wszędzie przeciwko złu.

Marka Edelmana wspominał też młody lekarz, który pracował z nim w łódzkim szpitalu:

Marek Edelman był dla nas, lekarzy, zawsze Panem Docentem. I Panem Docentem pozostanie. Ostatnio, gdy byłem na dyżurze, zadzwonił telefon. Dzwoniła starsza pani. Powiedziała, że dzwoni do tego oddziału raz w roku, zawsze tego samego dnia od 30 lat. Po to, by podziękować Docentowi za uratowanie życia. Nie zdążyłem mu przekazać tych podziękowań.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto