Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Na ekranach kin królują biografie

Lucjan Strzyga
Projektantka Coco (Anna Mouglalis) w objęciach kochanka Igora Strawińskiego (Mads Mikkelsen) w "Chanel i Strawiński"
Projektantka Coco (Anna Mouglalis) w objęciach kochanka Igora Strawińskiego (Mads Mikkelsen) w "Chanel i Strawiński" Fot. Monolith
Na palcach jednej ręki można policzyć filmowe konterfekty, które nie powodowałyby zarzutu o czołobitność. "Chanel i Strawiński" oraz "John Lennon. Chłopak znikąd" na pewno do nich nie należą.

Filmowe biografie, które tak znienacka ukochało kino XXI wieku, to najlepszy dowód, że forma może doskonale obejść się bez treści. Wystarczy sprawny scenarzysta, zdolny kostiumolog i średni budżet, by zaserwować widzom oleodrukową opowieść o sławnych tego świata. Dwie wchodzące w piątek opowieści - "Chanel i Stawiński" oraz "John Lennon. Chłopak znikąd" - tylko to potwierdzają. Ogląda się je z przyjemnością, lecz zapomina w momencie wyjścia z kina.

Chanel w ogóle nie ma szczęścia do portretujących ją filmowców. Już w filmie Anne Fontaine sprzed roku została potraktowana jedynie jako dodatek do banalnej historyjki z ciuchami w roli głównej. Sądząc po zapowiedziach towarzyszących wejściu filmu na ekrany, "Coco Chanel" miało być wiwisekcją duszy największej projektantki w historii. Skończyło się na serii banałów, które - choć cieszyły oko - sprowadzały się do konstatacji, które na co dzień przeżywają zbuntowane nastolatki: "nikt mnie nie kocha, więc dajcie mi wszyscy święty spokój". Grająca Coco Audrey Tautou, nawet zlana litrami Chanel 5 i odziana w wykwintne tkaniny (opiekę nad nimi sprawował sam Karl Lagerfeld), nie potrafiła wykrzesać z pierwowzoru choć jednej iskry, dzięki której film zamieniłby się w coś intrygującego, a nie tylko płaską hagiografię.

Wydawałoby się, że wprowadzenie do życiorysu Coco osoby Strawińskiego ożywi trochę tę postać. Ale gdzie tam, "Chanel i Strawiński" Jana Kounena idzie dokładnie tym samym cukierkowym tropem co film Fontaine, uzupełnionym o wątek miłosny. Oto w rezydencji projektantki pojawia się sławny kompozytor wraz z rodziną, którą wywiózł właśnie ze zrewoltowanej ruchawką bolszewicką Rosji. Ona pławi się w sławie, on, po burzliwym przyjęciu m.in. "Święta wiosny", takoż. Oczywiście dochodzi do romansu, tym gwałtowniejszego i pikantniejszego, że biernym jego świadkiem jest żona muzyka Katerina. Ale nawet te emocjonalne burze nie są w stanie nikogo tak naprawdę poruszyć.

Pracując nad filmem Kounen musiał zdawać sobie sprawę, że w lukrowany wizerunek Chanel z dzieła Fontaine trzeba tchnąć choć trochę życia. Zrobił z niej zatem lekko jędzowatą harpię, która majestatycznie krąży po luksusowych pawimentach, odzywając się z rzadka i półsłówkami. Świadoma swojej potęgi i wypakowanego konta traktuje resztę świata z pogardą. Wcielająca się w nią Anna Mouglalis robi, co może, aby zrobić z niej odstręczającą postać. Ale co tu dużo gadać, posunięta do przesady fascynacja Kounena zjawiskiem pod nazwą Chanel jest tak wielka, że mimowolnie buduje jej kolejny spiżowy posąg. Akcja rozgrywa się w przepysznych wnętrzach, ciuchy zdobiące główną bohaterkę powodują szał zazdrości u oglądających to kobiet, a kosztowne bibeloty mogłyby zapełnić kilka antykwariatów. Pośród tego bogactwa nieprzyjemna prawda o Coco blaknie. Zamiast nieprzystosowanej do życia złośnicy widzimy znów odzieżową świętą, której świat bije pokłony.

Uniżoność wobec portretowanej postaci jest bowiem cechą u filmowców bardzo popularną. Wynikającą zapewne ze społecznego zapotrzebowania. Kounen nie pozwoliłby sobie na nakręcenie jedynie prawdy o Gabrielle Bonheur Chanel, bo na taki film nikt by nie poszedł. Cóż ciekawego jest w kobiecie, której życie uczuciowe zastąpił dżersej, perfumy i wojna z gorsami? Co najwyżej początkujących psychologów lubiących babrać się w jałowości natury ludzkiej. Stąd pewnie każda filmowa biografia jest kompromisem między nieciekawą prawdą a filmowym widowiskiem, na użytek którego koloruje się fakty. Czasami aż do przesady.

Wiadomości z Twojego miasta prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!
Prześlij nam swój artykuł lub swoje zdjęcia. Nie masz konta? Zarejestruj się!
Masz firmę? Dodaj ją za darmo do Katalogu Firm.
Organizujesz imprezę? Poinformuj nas!

Jak na przykład w przypadku "Johna Lennona. Chłopaka znikąd" Sama Taylora Wooda, gawędy o młodości słynnego beatlesa. Film balansuje na takim poziomie banału, że zamiast młodego Lennona można by tam wstawić dowolną postać - choćby początkującego Benny'ego Hilla albo stawiającego pierwsze celebryckie kroczki Oliviera Janiaka. Piętnastoletni John dorasta pod opiekuńczymi skrzydłami swojej ciotki Mimi. Obowiązkowy w takich przypadkach moment dramatyczny następuje wtedy, gdy na horyzoncie pojawia się jego matka Julia i między siostrami dochodzi do rywalizacji o względy przyszłej muzycznej sławy. Tyle scenariuszowego dramatyzmu, reszta to lukier.

Ten film został nakręcony po to, by miliony fanów Beatlesów mogły wzruszyć się, oglądając sceny, w których późniejszy kompozytor "Imagine" bierze po raz pierwszy gitarę do ręki, rwie laski w londyńskich pubach i gania po brukach dzielnicy Woolton ze swoim kumplem McCartneyem. Ot, taka sentymentalna podróż w przeszłość. Okraszona obowiązkowym zestawem beatlesowkich evergreenów, co już samo w sobie gwarantuje sukces. Jest tu oczywiście motyw pedagogiczny - kapryśny i niesforny młodzian przechodzi metamorfozę, gdy dociera do niego, że będzie globalną sławą. Zaś sceny, gdy grający Lennona Aaron Johnson staje obok wcielonego w McCartneya Thomasa Sangstera (na użytek filmu nauczył się grać na gitarze lewą ręką), mogą służyć zbudowaniu duszy każdego sceptyka. Można iść o zakład, że niebawem zobaczymy ciąg dalszy ballady o Lennonie, tym razem obejmujący okres estradowego triumfu, a później opowiadający o romansie Johna i Yoko, zakończony tragicznym zejściem muzyka z tego świata.

Portretowanie gigantów w ogóle bywa jednostronne. Weźmy film "The Doors. Historię nieopowiedzianą" Toma DiCillo o amerykańskich pionierach rockowej psychodelii (wcześniej był całkiem udany film Olivera Stone'a z 1991 r.). Gdyby nie wciąż młoda muzyka, to dzieło nadawałoby się jedynie do roli eksponatu w muzeum reżyserskiego wazeliniarstwa. Nie inaczej jest z "Invictusem-Niepokonanym", konterfektem Nelsona Mandeli. Kręcący go Clint Eastwood próbował chytrze ubrać film w intrygę, w której główną nić stanowić miał triumf drużyny rugby RPA podczas mistrzostw świata w 1995 r., ale i tak nie ustrzegł się czołobitności. Kompletnie nieoglądalne są za to biografie z feministycznej półki. Na "Ameli Earhart" Miry Nair, opowiadającej o kobiecie pilotce, która w 1928 r. przeleciała nad Atlantykiem, nie da się wytrzymać dłużej niż kwadrans. Chyba że ktoś lubi robioną na kolanach ideologiczną politgramotę. Z kolei "Julie i Julia" Nory Ephron broni się jedynie tym, że przyszło nam żyć w epoce galopującej mody na gastronomię.
Inaczej czekałoby nas jedynie półtorej godziny ziewania. I żal, że do udziału w takiej ekranowej nędzy dały się namówić Meryl Streep i Amy Adams.

Dobra biografia bowiem to jedna z najtrudniejszych filmowych sztuk. Udała się na przykład Kevinowi Macdonaldowi, który cztery lata temu nakręcił "Ostatniego króla Szkocji", wbijającą w fotel biografię ugandyjskiego satrapy Idiego Amina (świetna rola Foresta Whitakera), naszemu rodakowi Ryszardowi Bugajskiemu, który w 2009 roku opowiedział nam w "Generale Nilu" o bohaterskim Auguście Emilu Fieldorfie, zamordowanym przez nadwiślańskich komunistów na Rakowieckiej, czy - z innej beczki - Davidowi Fincherowi, autorowi "The Social Network", filmowego dowodu na to, że technologiczne cuda XXI wieku mają nierzadko swoje źródła w ciemnej stronie ludzkiej natury. Obejrzyjcie i przekonajcie się sami.

od 18 latnarkotyki
Wideo

Jaki alkohol wybierają Polacy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto