Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Odnaleziono ciało chłopaka, który w nocy z 6 na 7 sierpnia wpadł do Wisły

Ewa Harasimczuk
Skandal na warszawskim komisariacie
Skandal na warszawskim komisariacie fot. Archiwum
Do nieszczęśliwego wypadku doszło podczas imprezy w pobliżu warszawskiego klubu Cud nad Wisłą. Utonął młody człowiek - 19-latek, który przypadkowo wpadł do rzeki. Jego brat próbował go ratować, ale sam o mało nie stał się ofiarą. Na pomoc rzucił się pan Paweł. Dzięki jego odwadze przeżył jeden z braci. Drugi zaginął pod wodą. Jego ciało wyłowiono trzy dni później.

Pół godziny od zgłoszenia wypadku, na miejscu pojawiła się policja. Był to początek skandalicznych wydarzeń z funkcjonariuszami w roli głównej. Pan Paweł opowiada, co działo się tamtego feralnego wieczoru:

- Pojawił się policjant( N.R.), który był kompletnie nieprzygotowany do swojej roli. Zaczął przesłuchiwać mężczyznę, którego wyciągnęliśmy. Chłopak był w szoku, miał problem z wysłowieniem się. Prosił, by go jak najszybciej zawieźć do matki - nie został wysłuchany. Policjant był bardzo agresywny. Gdy chwycił tego chłopaka za ramię i próbował na siłę wepchnąć go do radiowozu, odtrąciłem ramię policjanta. Natychmiast prysnął mi w twarz gazem pieprzowym. Chciałem uciec z tego miejsca, by nie spotkało mnie nic gorszego, ale zostałem obezwładniony. Kolejny z funkcjonariuszy podstawił mi nogę. Podbiegło kilku policjantów. Każdy z nich od razu mnie kopnął. N.R. po ok. 3 minutach podszedł do mnie, gdy leżałem na ziemi i też dał mi solidnego kopniaka. Kopano mnie w korpus, w klatkę piersiową. Siniaki zostały. Obrażenia potwierdziła obdukcja, której pan Paweł poddał się w niedzielę wieczorem.

Czytaj także:Mazowsze: Znany lekarz oskarżony o łapownictwo

Aresztowali go za brak koszulki

Około dwóch godzin zatrzymany spędził w radiowozie. Dla policjantów potwierdzeniem tego, że stanowi zagrożenie było fakt, iż nie miał on na sobie koszulki, którą oddał uratowanemu chłopakowi.

- Przez chwilę siedzieliśmy w radiowozie we dwóch. On w kajdankach. Lekarze z karetki nie udzielili mi pomocy. Przez cały czas interesowano się wyłącznie nami. Nie zauważyłem, by poszukiwano topielca. Będąc ciągle pod wpływem gazu, zacząłem się dusić, więc prosiłem, by mnie wypuszczono. Na chwilę otworzono drzwi, ale szybko je zamknięto. Mimo to dalej się dusiłem, krzyczałem więc, by chociaż otworzono szybę. Jeden z policjantów uchylił ponownie drzwi, ale tylko po to, by po raz kolejny zaatakować mnie gazem i je zamknąć. Wówczas, w ciasnej klatce wypełnionej gazem pieprzowym, wpadłem w panikę i nie mogąc liczyć na policjantów, kopnąłem bosą stopą w szybę radiowozu, która od razu się stłukła. I znowu dostałem gazem.- relacjonuje poszkodowany.

Odłamki szkła dostały się do jego oka. Mimo że policjanci chcieli jechać na komisariat, pan Paweł trafił do szpitala, gdzie opatrzono ranę. Następnym przystankiem okazała się być izba wytrzeźwień, choć po przeprowadzonym badaniu nie stwierdzono obecności alkoholu we krwi zatrzymanego.Około godz. 5:00 mężczyzna został zawieziony na komisariat przy ul. Wilczej.

Koszmar na komisariacie

Według własnej relacji aresztowany, otrzymał kilka ciosów tuż przed wejściem do budynku. Bicie kontynuowano w opustoszałym pomieszczeniu. Oprawców było dwóch. Rozebrali poszkodowanego, co - jak stwierdził – dawało funkcjonariuszom poczucie satysfakcji. Po zaprowadzeniu pana Pawła do aresztu, policjanci podduszali zatrzymanego,ponoć za to, że wcześniej rzucał obelgami.

- Później zostałem przesłuchany. Wypuszczono mnie w niedziele około południa.- mówi poszkodowany.

Pan Paweł mówi, że nie zostały mu przedstawione żadne prawa, nie mógł zadzwonić do żony. Podkreślił, że gdyby nie funkcjonariusz N.R. i jego nieuzasadniona agresja, do przykrego zdarzenia na komisariacie w ogóle by nie doszło. Fakt pobicia potwierdziła wieczorna obdukcja. Stwierdzono uszkodzenia ciała w postaci siniaków na klatce piersiowej, na nogach, głęboko zdarty naskórek, obrażenia na szyi, siniaki w okolicach uszu i podbite, zasinione oczy.

Czytaj także:Tak wygląda sprawca napadu z Pruszkowa (RYSOPIS)

Panu Pawłowi policja postawiła 3 poważne zarzuty: czynnej napaści na policjanta (za strącenie ręki z ramienia uratowanego mężczyzny, co spowodowało całą tragiczną serię zdarzeń), obrazy policjanta oraz zniszczenia mienia (chodzi o szybę w radiowozie) o wartości ok. 2 tysięcy złotych.

Jak udało nam się ustalić, do pracowników Komendy Stołecznej Policji dotarły informacje jednej ze stron, przedstawione w materiałach prasowych. Skutkiem było wszczęcie przez Wydział Kontroli KWP postępowania, mającego na celu jak najszybsze wyjaśnienie sytuacji.

Sprawę pobicia zbada prokuratura, do której pan Paweł złożył wniosek o popełnieniu przestępstwa przez policjanta. Poszkodowany utworzył na Facebooku wydarzenie, w którym umieścił apel o pomoc w odnalezieniu świadków zajścia nad Wisłą w nocy z 6 na 7 sierpnia.

Ciało znaleziono trzy dni później

- W środę 10 sierpnia, po godzinie 16.00 pracownik robót budowlanych nad Wisłą wezwał Policję Rzeczną, po tym jak zobaczył zwłoki mężczyzny unoszące się na wodzie. Powołano prokuratora, przeprowadzono oględziny zwłok. Na miejscu pojawiła się też rodzina zaginionego 19-letniego Andrzeja. Bliscy rozpoznali ciało chłopaka.- informuje Anna Kędzierzawska z biura prasowego stołecznej policji.

Apel na Facebooku:Poszukiwanie świadków sobotniego wypadku nad Wisłą

Codziennie najświeższe informacje z Warszawy na Twoją skrzynkę. Zapisz się do newslettera!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wskaźnik Bogactwa Narodów, wiemy gdzie jest Polska

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto