Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Pomorska historia 1945 roku. Ucieczka po zamarzniętym zalewie

Tomasz Chudzyński
Niemieckich uciekinierów uciekających przed Armią Czerwoną przez zamarzniętą taflę Zalewu Wiślanego atakowały samoloty sowieckie. fot. Archiwum
Niemieckich uciekinierów uciekających przed Armią Czerwoną przez zamarzniętą taflę Zalewu Wiślanego atakowały samoloty sowieckie. fot. Archiwum
Dokładnie 64 lata temu tereny Żuław i Mierzei Wiślanej stały się miejscem gehenny miejscowej ludności niemieckiej, uciekającej z terenów Prus Wschodnich przed Armią Czerwoną.

Dokładnie 64 lata temu tereny Żuław i Mierzei Wiślanej stały się miejscem gehenny miejscowej ludności niemieckiej, uciekającej z terenów Prus Wschodnich przed Armią Czerwoną.

Choć na terenie Mierzei Wiślanej i części Żuław Wiślanych nie doszło praktycznie do bezpośrednich walk między wojskami sowieckimi a niemieckimi, teren ten był na początku 1945 roku areną wielu ludzkich tragedii. Nawet kilka tysięcy osób, starców kobiet i dzieci, mogło zginąć w lodowatych wodach Zalewu Wiślanego, kiedy próbowali przedostać się z południowego brzegu na Mierzeję Wiślaną. Również na początku ostatniego roku wojny niemieckie dowództwo podjęło decyzję o spowodowaniu jednej z największych w Europie klęsk żywiołowych, jaką było wysadzenie wałów przeciwpowodziowych i zalanie Żuław.

Kiedy jesienią 1944 roku załamał się niemiecki front wschodni, a wojska Hitlera rozpoczęły ucieczkę z terenów zajętych we wcześniejszej fazie II wojny światowej, podjęto decyzję o ewakuacji z rejonów Prus Wschodnich niemieckich, cywilnych mieszkańców regionu. Ci nie mieli złudzeń, że po wcześniejszych rzeziach dokonanych przez nazistów na ludności Związku Sowieckiego, nie będą mieli żadnych szans na przeżycie, kiedy na ten teren wkroczą żołnierze Stalina. Eksodus milionów mieszkańców Prus i Sambii do stycznia 1945 roku, mógł odbywać się w miarę spokojnie, pociągami i drogami do portów nad Zatoką Gdańską, a stamtąd do Niemiec. Kiedy jednak Armia Czerwona przełamała na początku 1945 roku front nad Wisłą, a jej wojska w błyskawicznym pochodzie ruszyły na Zachód, ucieczka zamieniła się w piekło. Wtedy nawet najwięksi optymiści, mieszkańcy Olsztyna, Lidzbarka, Bartoszyc i Królewca zrozumieli, że jeśli chcą przeżyć, muszą uciekać.

Egbert Kieser, jeden z historyków zajmujących się tą tematyką, opisuje potężne kolumny uciekinierów, podążających na Zachód w czasie silnych, zimowych mrozów. Bogaci chłopi jechali konnymi saniami, obładowani dobytkiem. Ubożsi szli pieszo, brnąc w głębokim po kolana śniegu. Mieszkańcy miast, ufając w propagandowe zapewnienia hitlerowskich dygnitarzy o zwycięstwie nad Sowietami, do końca czekali na pociągi ewakuacyjne. Te przyjechały, było ich jednak bardzo niewiele. Nie były w stanie ewakuować wszystkich. Dodatkowo, kiedy 27 stycznia 1945 r. wojska radzieckie zdobyły Elbląg, połączenie kolejowe i drogowe Prus Wschodnich z Gdańskiem zostało zerwane. Do kolumn uciekinierów dołączyły zatem kolejne setki przerażonych mieszkańców miast. Wśród uchodźców byli nie tylko Niemcy - sporo było polskich, francuskich, włoskich i belgijskich jeńców wojennych, zesłanych do pruskich gospodarzy jako robotnicy przymusowi. Byli nawet Rosjanie, którzy uciekali przed swoimi. Sowieci, paradoksalnie, z największym okrucieństwem traktowali właśnie swoich żołnierzy, którzy byli w niewoli.

Teraz jedyna drogą do portów Zatoki Gdańskiej prowadziła przez Mierzeję Wiślaną. Aby się na nią dostać, trzeba było pokonać Zalew Wiślany. Zamarznięte wody tego liczącego około 10 kilometrów szerokości akwenu stały się dla mas cywilnych uchodźców, rodzin wśród których najbardziej cierpiały malutkie dzieci i starcy, jedyną drogą ucieczki przed zajmującymi teren wojskami rosyjskimi. Niektórym osobom przebycie liczącej 80-90 km drogi do brzegów Zalewu zajęło nawet trzy tygodnie. Jednak jak się okazało, droga na Mierzeję Wiślaną przez lodową taflę, stała się jednym z najtrudniejszych etapów gehenny.

Przejście było o tyle trudne, że na akwenie Niemcy utrzymywali za pomocą lodołamaczy pas czystej wody. Nad torem zbudowano specjalne, prowizoryczne mosty. Uchodźcy często jednak do nich nie docierali. Błądząc w czasie mglistych nocy i dni gubili się i zamarzali, bądź tonęli, kiedy załamywał się pod nimi lód. Zła pogoda miała także i swoje dobre strony, ponieważ uniemożliwiała rosyjskim pilotom bombardowania lodowej tafli Zalewu Wiślanego. Kiedy jednak tylko robiło się słonecznie, rosyjskie samoloty szturmowe rozpoczynały bombardowania kolumn uciekinierów i ostrzeliwania z broni pokładowej. Kto nie zginął od pocisków, mógł utonąć w lodowatej wodzie. Ucieczka przez Zalew Wiślany trwała nawet na początku marca, kiedy było już dość ciepło, a lód był coraz cieńszy. Lód całkowicie zniknął na początku marca, a pod wodą spoczęły szczątki zabitych ludzi, zwierząt oraz dobytku, których nikt nie był w stanie zebrać i pochować.

Historycy oceniają, że w okresie od 26 stycznia do 4 marca z liczącej 2,3 mln ludności Prus Wschodnich, na Mierzeję Wiślaną po Zalewie Wiślanym dotarło kilkaset tysięcy ludzi. Część z nich przemieszczała się w kierunku Mikoszewa, a następnie przez prom na Wiśle, dotarła do Gdańska i Gdyni. Inni maszerowali w przeciwnym kierunku, do portu w Piławie. Nielicznym, na pokładach statków udało się dotrzeć morzem do Niemiec. Inni uwięzieni na Mierzei Wiślanej i Żuławach doczekali końca wojny i wkroczenia wojsk sowieckich.

Ci z mieszkańców niemieckich Prus Wschodnich, którzy dostali się na statki ewakuujące cywilów do Niemiec, również nie byli bezpieczni. Radzieckie okręty podwodne i samoloty panowały na Morzu Bałtyckim, atakując praktycznie każdą większą jednostkę. Ze względu na to, że na początku wojny niemiecko-sowieckiej, naziści odmówili respektowania konwencji haskiej, Sowieci bez żadnych oporów atakowali jednostki z uchodźcami cywilnymi (na pokładach których znajdowali się także żołnierze) i statki szpitalne. 31 stycznia 1945 ofiarą torped rosyjskiego okrętu podwodnego stał się parowiec "Wilhelm Gustloff", który zatonął z blisko pięcioma tysiącami osób, wśród których było mnóstwo kobiet, dzieci i starców. Taki sam los spotkał statek szpitalny "Steuben" (blisko cztery tysiące zabitych) oraz parowiec "Goya", który storpedowany przez rosyjski okręt podwodny, poszedł na dno już pod koniec kwietnia 1945 r. Wraz ze statkiem utonęło około sześciu tysięcy ludzi, głównie cywili. Warto zaznaczyć, że w nieludzkich warunkach Niemcy transportowali drogą morską na Zachód więźniów obozu koncentracyjnego Stutthof. Wielu z nich nie przeżyło brutalnej ewakuacji.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Pomorska historia 1945 roku. Ucieczka po zamarzniętym zalewie - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto