Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

ROSTARZEWO - W "Betlejemce" uczą życia pasem i wyzwiskami

Katarzyna Warszta
Dziewczynki bawią się w wieloosobowym pokoju w piwnicy. Przyznają, że co wieczór słuchają o piekle - Fot. WALDEMAR  WYLEGALSKI
Dziewczynki bawią się w wieloosobowym pokoju w piwnicy. Przyznają, że co wieczór słuchają o piekle - Fot. WALDEMAR WYLEGALSKI
Bicie dzieci, wyzwiska pod adresem ich matek, zabieranie starszym kobietom pieniędzy i wartościowych prezentów od rodzin, a w międzyczasie trzy razy dziennie wspólne, obowiązkowe modlitwy.

Bicie dzieci, wyzwiska pod adresem ich matek, zabieranie starszym kobietom pieniędzy i wartościowych prezentów od rodzin, a w międzyczasie trzy razy dziennie wspólne, obowiązkowe modlitwy.

W taki sposób Wojciech Michnikowski, przy pomocy żony i synów, wychowuje podopiecznych ochronki „Betlejemka”, którą prowadzi w Rostarzewie. W 2007 r. jego ośrodek otrzymał od Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej nagrodę „za dobre praktyki w aktywnych formach pomocy”.

Ogólnospołeczna Fundacja dla Dzieci Bezdomnych „Betlejemka” powstała, by – jak głosi jej statut – nieść pomoc bezdomnym, matkom ciężarnym, kobietom i dzieciom w kryzysie, kobietom samotnym. Te szczytne założenia trafiły najwyraźniej do serc sponsorów – fundację wspiera wiele poważnych firm. Na podopieczne ośrodka, dla których, jak przyznają, „Betlejemka” jest „świętym więzieniem” – te hasła nie działają. Co jakiś czas kolejna matka zabiera dziecko i ucieka z ośrodka, szukając schronienia gdzie indziej.

Trzy razy dziennie modlitwa: Przed śniadaniem o godz. 9.00, potem o 15.00 koronka, a o 20.00 czytanki o piekle.

– Trafiłam do tego domu z trójką dzieci. Trzyletni syn jest dzieckiem trochę rozbrykanym. I to bardzo przeszkadzało panu Wojtkowi, szczególnie podczas modlitw. Raz dostał przy wszystkich klapsy ręką na goły tyłek – opowiada Zuzanna, która odeszła z „Betlejemki „w styczniu. – Następnego dnia nie było mnie w domu i dzieckiem zajmowała się koleżanka. Gdy wróciłam, okazało się, że syn znowu został pobity przez pana Wojtka. Miał pręgi na tyłku i plecach. Dostał lanie paskiem, bo wrzucił plastikowe śrubki do jednego z pokoi. Pan Wojtek zaniósł go do swojego pokoju i tam zbił.

Gdy Zuzanna zapytała Michnikowskiego, dlaczego bije jej dziecko, usłyszała, że ma się wynosić z „Betlejemki”. Teraz jest w innym ośrodku. Już się nie boi. – On jest dobrym psychologiem – mówi. – Wyciągał z nas nasze historie, a potem poznawał nasze słabe punkty, a potem boleśnie uderzał. Miał nad nami władzę.

Inna była podopieczna ośrodka Anna, twierdzi, że Michnikowski groził jej odebraniem dziecka, które urodziła, będąc już w „Betlejemce”. Twierdzi, że jej sześcioletni syn został dwa razy wyprowadzony przy wszystkich z sali modlitw i zbity paskiem przez Michnikowskiego.
Częściej od bicia zdarzały się wyzwiska.

– Gdy mój synek zasnął w butach w wózku, to usłyszałam, że jestem fleja i brudas – mówi Zuzanna. – Zdarzało się, że byłyśmy wyzywane od szmat i debilek.

Najbardziej bały się podczas modlitw, na które musiały przychodzić z dziećmi, nawet noworodkami. – Strasznie się bałam tych chwil, bo musiałam syna trzymać na siłę w ramionach, aby nie przeszkadzał – wspomina Zuzanna. Z trójką dzieci i jeszcze jedną matką z czworgiem rodzeństwa mieszkała w jednym pokoju w piwnicy. – Było tam zimno i była wilgoć, dzieci często chorowały – opowiada. Kobiety twierdzą też, że brakowało ciepłej wody, nawet do mycia dzieci. – Grzałyśmy wodę w czajnikach i nosiłyśmy do pokoi – dorzuca Anna.

Grażyna jest samotna. Widziała, jak dzieci były poszturchiwane. Była też świadkiem, jak odbierano rentę starszej kobiecie. – Pan Wojtek o wielu kobietach mówił, że są psychiczne. Były one odcięte od świata. Jak ktoś kogoś chciał odwiedzić, to tylko w świetlicy, odbierano drogie prezenty przywożone starszym paniom przez rodzinę – mówi Grażyna.

W „Betlejemce” przebywa dziś 36 osób. Są to matki z dziećmi i starsze kobiety. Prawie wszystkie w czepkach na głowie i w kurtkach. Z niektórymi Michnikowski nie pozwolił nam rozmawiać. Twierdził, że są chore psychicznie. Inne zgodnie twierdziły, że jest im tam dobrze, a modlitwy są nieobowiązkowe. Dziewczynki bawiące się w wieloosobowym pokoju w piwnicy potwierdziły, iż wieczorem pan Wojtek czyta o piekle. – Ale ja się nie boję – szybko rzuciła jedna z nich. – O, proszę wejść – zaprasza nas do pokoju starsza pani. – U nas jest tak mało gości... – dodaje.

Więcej w dzisiejszym wydaniu Polska Głos Wielkopolski lub [

www.prasa24.pl

](http://www.prasa24.pl)

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Giganci zatruwają świat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: ROSTARZEWO - W "Betlejemce" uczą życia pasem i wyzwiskami - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto