Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ruszył proces przeciwko byłemu szefowi toruńskiej policji

redakcja
redakcja
redakcja
- Potrzebowałem pomocy psychologa, dlatego jeździłem do Bydgoszczy - tak bronił się wczoraj były szef toruńskiej policji oskarżony m.in. o wydawanie służbowych pieniędzy.

Janusz B., były komendant miejski policji w Toruniu stanął wczoraj przed sądem. Bydgoska prokuratura postawiła mu cztery zarzuty związane z jego pracą w podległej mu jednostce. Dotyczą wyłudzenia policyjnych pieniędzy, nadużycia władzy i wykorzystywania służbowego auta  do prywatnych celów.
Faktura bez podpisuZdaniem prokuratury Janusz B. miał dwukrotnie przeznaczyć na prywatny cel kwiaty, które kupił z funduszu reprezentacyjnego Komendy Miejskiej. Pierwszy bukiet, warty 20 zł, miał trafić do rąk organizatorek  finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Kolejną wiązankę za 78 zł, miała dostać zastępca dyrektora ds. wydawniczych UMK. Miał to być dowód wdzięczności za  współpracę w zakresie prewencji. Zdaniem oskarżyciela publicznego, kwiaty nie trafiły do obu pań.
- Nie potrafię ustosunkować się  do tego zarzutu, bo na fakturach za zakup kwiatów nie ma mojego podpisu - bronił się oskarżony. - Nie mogę odpowiadać za czyjeś błędy. To całkowicie chybiony zarzut.
Faktem jednak jest, że jeden z bukietów miała w rzeczywistości dostać na urodziny Magdalena K., psycholog z Komendy Wojewódzkiej Policji w Bydgoszczy. To właśnie z jej osobą związany jest kolejny zarzut. Zdaniem śledczych, oskarżony często jeździł do jej bydgoskiego mieszkania. Wizyty składał zwykle wieczorem. Dlaczego nie odwiedzał jej w ciągu dnia?     - Jako komendant miałem nienormowany czas pracy - mówił wczoraj Janusz B.  - Spotykaliśmy się w mieszkaniu, na jej wyraźną sugestię. Potrzebowałem pomocy specjalisty, bo przez ostatnie dwa lata zbierałem tylko i wyłącznie nagany od moich przełożonych. Nie rozumiałem tego, bo moi policjanci mieli bardzo dobre wyniki pracy. Nie wytrzymywałem ciągłych kontroli. Potrzebowałem kontaktu z psychologiem, bo jestem tylko człowiekiem. Ale były to wizyty czysto służbowe. Gdy zostawałem na noc w Bydgoszczy, wówczas nocowałem u mojej ciotki. Zawsze, gdy wyjeżdżałem z Komendy w Toruniu, informowałem dyżurnego policji, że jestem dostępny pod telefonem komórkowym. Nikt nigdy nie pytał mnie, dokąd jadę.
Tylko on mógł zwolnićKolejny zarzut, jaki prokuratura stawia oskarżonemu, dotyczy nadużycia przez niego władzy. Janusz B., jest oskarżony o wywieranie wpływu na naczelnika sekcji kadr policji, aby ten doprowadził do zwolnienia Małgorzaty M., jednej z cywilnych pracownic toruńskiej komendy. - To jest absurd - kontynuował obronę B. - Nigdy nie chciałem zwolnić tej pani. Przecież sam jej zaproponowałem pracę. Chciałem jej pomóc, bo wiedziałem, że ma chorego ojca.
 
Podpisałem z nią umowę o pracę na czas nieokreślony. Przecież nie zrobiłbym tego, gdybym chciał się jej pozbyć. A z naczelnikiem kadr rozmawiałem na jej temat tylko raz. Ponieważ pracowała w dziale informacji niejawnych, prosiłem kadrowca, by uczulił ją, aby informacje, które posiada, nie wyszły na zewnątrz. Wiedziałem, że Małgorzata M. spotyka się z podejrzanym mężczyzną, stąd moje obawy.
Na wczorajszą rozprawę wezwani zostali już pierwsi świadkowie. Na dziś i jutro zaplanowano kolejne posiedzenia. Jeśli proces będzie toczył się w tym tempie, może zakończyć się wyjątkowo szybko. Januszowi B. grozi nawet 10 lat więzienia.
 
Łukasz Fijałkowski, "Gazeta Pomorska"

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto