Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sąd nad "Inkasentem" (2)

Małgorzata Iskra
Badania osmologiczne, zapachu podejrzanego, były kluczowe w sprawie "Inkasenta"
   FOT. WOJCIECH MATUSIK
Badania osmologiczne, zapachu podejrzanego, były kluczowe w sprawie "Inkasenta" FOT. WOJCIECH MATUSIK
WCZORAJ Pisaliśmy o pięciu morderstwach, które zdarzyły się w Małopolsce przed 15 laty. O poszukiwaniach ich seryjnego sprawcy, zwanego "Inkasentem", ujęciu podejrzanego i zarzutach wobec niego DZIŚ O tym, jak ...

**WCZORAJPisaliśmy o pięciu morderstwach, które zdarzyły się w Małopolsce przed 15 laty. O poszukiwaniach ich seryjnego sprawcy, zwanego "Inkasentem", ujęciu podejrzanego i zarzutach wobec niego
DZIŚO tym, jak toczyła się sprawa przeciw domniemanemu "Inkasentowi", kto go bronił i co przesądziło o uniewinnieniu oskarżonego, a także o jego batalii o odszkodowanie za ponad 30 miesięcy spędzonych w areszcie
W PONIEDZIAŁEKPierwszy wywiad udzielony po latach przez człowieka uniewinnionego od zarzutu dokonania pięciu zabójstw. Również: o tym,jak policjanci z grupy ds."Inkasenta" oceniają swoją pracę oraz ABC wiedzy o polskich zabójcach seryjnych**

Gdy Wojciech C. stanął przed sądem, jako domniemany "Inkasent" oskarżony o 5 zabójstw, skład orzekający pod przewodnictwem sędzi Anny Grabczyńskiej-Mikockiej miał trudne zadanie: wydać wyrok w procesie poszlakowym domniemanego seryjnego zabójcy toczący się przy ogromnym zainteresowaniu mediów i społecznym ciśnieniu na skazanie "Inkasenta". Obrońcą oskarżonego został mec. Stanisław Kowalczyk z Nowego Targu. Przyjął sprawę na prośbę zdesperowanych rodziców Wojciecha C. odsyłanych z kwitkiem przez krakowskie kancelarie. Zdecydował się bronić klienta na poły honorowo, bo miał do czynienia z ludźmi niemajętnymi. - Jestem przekonany o jego niewinności i dobrze się czuję z tym, że mogłem mu pomóc - mówi dziś, po latach. Wojciecha C. zapamiętał jako człowieka zachowującego się godnie i nawet w trudnych chwilach dzielnie trzymającego się psychicznie. - Istniało medialne zapotrzebowanie na ujęcie sprawcy - tłumaczy przypadek swego klienta.

Na początku stycznia 1998 r. do mec. Kowalczyka dołączył prof. Jan Widacki, wówczas początkujący adwokat, postać nieszablonowa, nawet w kręgach palestry budząca niechęć albo podziw, ale nigdy obojętność. Profesor zresztą chyba lubił ilubi drażnić oraz prowokować. W korytarzu kancelarii obecnego posła SLD (na czas pracy w Sejmie mecenas zawiesił praktykę) widniały fotografie profesora i jego rodziny z Janem Pawłem II i VIP-ami, a na pieczątkach profesorski tytuł.

Jan Widacki był odbierany jako człowiek związany z salonem "Tygodnika Po-wszechnego" - został wysokim urzędnikiem w solidarnościowych rządach i z tego rozdania ambasadorem RP w Wilnie - lecz z chęcią podejmował się obrony nie tylko złoczyńców, mafiosów czy potentata finansowego Jana Kulczyka,aleinp.esbekaniechlubnie zaangażowanego w śledztwo podjęte po zabójstwie Stanisława Pyjasa. Sam też jest zresztą bohaterem procesów, m.in. oskarżonym o dostarczanie do aresztu niedozwolonych przesyłek.

Cieszy się opinią adwokata umiejętnie obnażającego błędy popełniane w śledztwie przez policję i prokuraturę. Profesor ma "parcie na szkło", to też po dołączeniu do mec.Kowalczyka można było odnieść wrażenie, że Wojciech C. ma tylko jednego obrońcę, a jest nim właśnie Jan Widacki. Rozprawy Wojciecha C. były jawne i obsługiwane przez licznych dziennikarzy. Oskarżony budził sympatię. Jedna z krakowskich reporterek wręcz powiada, że wierzyła jego wyjaśnieniom, a prokuratorskie zarzuty nie trzymały się kupy.

Z obecnych wypowiedzi Wojciecha C. wynika jednak, że nie traktował reporterów jako sprzymierzeńców, ale osoby żądne sensacji, rzadko proces uczciwie relacjonujące. Obserwatorzy procesu byli przekonani, że w grę nie wchodzi żaden wyrok "pośredni". Albo oskarżony zostanie uznany za winnego - i wtedy czeka go dożywocie, albo uniewinniony wyjdzie na wolność. Wreszcie 9 kwietnia 1999 r. zapadł wyrok. Uniewinniający. Wojciech C. został uwolniony od zarzutu zabójstw 5 osób i wypuszczony z aresztu.

Sąd uznał, że brak bezpośrednich dowodów winy, a poszlaki nie układają się w logiczną całość. Orzekł też, że przestępstwa zostały bez wątpienia popełnione przez jedną osobę. Istotną przesłanką do uniewinnienia Wojciecha C. okazał się fakt, że sprawca był widziany przez kilkaset osób, świadkowie podawali, że są w stanie rozpoznać tego mężczyznę, ale Wojciecha C. rozpoznało zaledwie trzech z nich. I nie było wśród nich Sebastiana Z. - synka zamordowanej Lucyny, który był obecny w domu podczas pierwszej wizyty "Inkasenta", zatem widział go na pewno. Zresztą nawet rozpoznania owych trojga świadków można było podważać. Jeden bowiem rozpoznał Wojciecha C. "po twarzy", a widział tylko profil. Drugi świadek też nie okazał się wiarygodny, bo wcześniej wskazywał dwie inne osoby.

Dziś, z perspektywy czasu, można mówić o dużej niefrasobliwości policjanta przyjmującego anonimowy telefon od kobiety, która pierwsza wskazała Wojciecha C. jako sprawcę zbrodni. Wśród dowodów zabrakło taśmy z nagraną rozmową i - jak napisano w uzasadnieniu wyroku - policjant "nie usiłował przedłużyć rozmowy i namówić tej kobiety do ujawnienia swoich danych personalnych. Nie podjął żadnych działań w celu ustalenia numeru telefonu, z którego rozmawiała, proponując jej, by zatelefonowała za kilka dni".

Kobieta połączyła się ponownie, ale z tej rozmowy znów nie ma nagrania. W sądowych kuluarach dość powszechna była opinia, że autorką anonimowego telefonu mogła być była żona oskarżonego. Gdyby istniała taśma z nagraniem, wątpliwości można byłoby rozstrzygnąć. Linię oskarżenia podważały również liczne błędy popełnione podczas przeprowadzania specjalistycznych eksperymentów osmologicznych, czyli badania zapachu podejrzanego. Trzem psom brakowało atestów, porównawczy materiał zapachowy pobierano w pomieszczeniu, w którym przebywały osoby palące papierosy, a tło porównawcze (zapachy) pobierano od grupy policjantów.

- Nasze działania nie wynikały z niestaranności, lecz z nieznajomości osmologii, która była nową dyscypliną kryminalistyki - tłumaczy dziś mł. ins. Andrzej Cisło, naczelnik Wydziału Dochodzeniowo-Śledczego KWP w Krakowie, wówczas członek grupy szukającej"Inkasenta". Jak można było przewidywać, od wyroku uniewinniającego Wojciecha C. odwołał się 2 czerwca 1999 roku do Sądu Apelacyjnego prokurator Zbigniew Górszczyk, obecnie wysoki urzędnik w Ministerstwie Sprawiedliwości. Apelację wniósł też oskarżyciel posiłkowy Krzysztof Z. - mąż i ojciec zamordowanych w Łapczycy.

Z kolei o jej oddalenie i utrzymanie w mocy wyroku sądu pierwszej instancji wnosili obrońcy Wojciecha C. Argumenty mieli konkretne. Eksperyment osmologiczny obarczony był jeszcze jedną poważną wadą: brakowało prób na tzw. atrakcyjność zapachu podejrzanego (taki zapach oznacza, że pies wskaże go zawsze, bez względu na sytuację i sąsiedztwo innych zapachów). Ponadto przypomniano, że Wojciech C. nosi obuwie rozmiar 44,5 lub 45, a nie 46, jak wskazywały ślady. Ponadto: przy braku ustalenia motywu działania sprawcy tworzenie jego hipotetycznego profilu psychologicznego jest przedsięwzięciem wątpliwym.

A popełniającym morderstwo dla rozładowania napięć psychicznych powoduje sadyzm, którego biegli u oskarżonego nie stwierdzili. Kolejne argumenty obrony: żaden z przedstawionych portretów pamięciowych, a opublikowano ich 7, nie przedstawiał twarzy Wojciecha C. Żadna z 30 osób, które widziały "Inkasenta", nie rozpoznała go w Wojciechu C. Pewnego alibi brakowało oskarżonemu tylko na 24 listopada 1994 r., ale skoro wszystkie mordy popełniła jedna osoba, nawet alibi na jedną z dat zbrodni wystarcza do wykluczenia sprawstwa pozostałych. Z kolei ekspertyza wariograficzna, o której uwzględnienie wnosiła prokuratura, ma tylko pomocniczy charakter i powinna być przeprowadzana w możliwie najwcześniejszej fazie postępowania, a w przypadku Wojciecha C. zrobiono ją kilka miesięcy po zatrzymaniu mężczyzny.

Sąd Apelacyjny wyrokiem z 19 sierpnia 1999 r. utrzymał w mocy orzeczenie sądu niższej instancji, a uniewinniony Wojciech C. rozpoczął starania o odszkodowanie za ponad 30 miesięcy spędzonych w areszcie. Domagał się 28 tys. zł z powodu utraconych zarobków i 350 tys. zł zadośćuczynienia za krzywdy moralne doznane w więzieniu. Pełnomocnik Wojciecha C. mec. Jan Widacki przekonywał sąd: "Zaostrzenie polityki karnej zwiększa ryzyko, że do aresztu trafią osoby niewinne. Decydując się na taką politykę, trzeba przyjąć odpowiedzialność za pomyłki". - Nie mogę znaleźć pracy i ułożyć sobie życia osobistego - tłumaczył Wojciech C. starania o odszkodowanie.

Jego matka zeznała, że aby opłacić adwokatów, a także mieć pieniądze na odwiedziny w areszcie oraz wysyłanie tam paczek i lekarstw, rodzina sprzedała m.in. dwie krowy i cielaka oraz zaciągnęła pożyczki. Po kilku latach starań sąd ostatecznie przyznał Wojciechowi C. 74 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia, a pracę uniewinniony mężczyzna znalazł... u mecenasa Widackiego, jako ogrodnik. W Krakowie plotkowano, że także jako majordomus, który kiedyś podawał drinka samemu wojewódzkiemu komendantowi policji.
Inicjał Wojciecha C. został zmieniony.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Sąd nad "Inkasentem" (2) - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto