Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Słupsk. Błogosławiona jest pamięć - tu mieszkali słupscy Żydzi

AGNIESZKA LINKE
Przyszli po nich nocą 9 lipca 1942 roku. Do podręcznych walizek musieli zapakować całe swoje życie. Skąd mogli wiedzieć, gdzie pojadą? Może przyda się dodatkowa kurtka albo zabawka dla dziecka? Niemcy nie zostawili im ...

Przyszli po nich nocą 9 lipca 1942 roku. Do podręcznych walizek musieli zapakować całe swoje życie. Skąd mogli wiedzieć, gdzie pojadą? Może przyda się dodatkowa kurtka albo zabawka dla dziecka? Niemcy nie zostawili im jednak złudzeń. Pół tysiąca Żydów ze Słupska i okolic czekało na swoje przeznaczenie w szkole przy ulicy Deotymy. Przed wejściem na salę gimnastyczną zabrali wszystkim złote zegarki i kosztowności. Nie było z nimi doktora Juliusa Lewinsohna oraz jego żony i córki. Tak jak żona szklarza Seelinga popełnili samobójstwo, zanim przyszli po nich naziści. Następnego dnia pociąg ruszył w stronę Kostrzyna. Zabrał stamtąd jeszcze tysiąc Żydów. 12 lipca wszyscy byli już na miejscu. W Auschwitz.

Żydzi w Słupsku

Historia słupskich Żydów sięga początku osiemnastego wieku. W 1773 roku mieszkało tu zaledwie 27 osób wyznania mojżeszowego. Z roku na rok ich liczba jednak rosła. W Słupsku zaczęli budować swoje sklepy, zakładać gabinety lekarskie, kancelarie. Budowali tu swoją małą ojczyznę. Sto lat później, w 1887 r., żyło tu i pracowało 879 Żydów. Związani z miastem w 1902 r. wybudowali okazałą synagogę, która mieściła się na obecnej ul. Niedziałkowskiego. Zdolna pomieścić 400 mężczyzn i 300 kobiet stanowiła także centrum kulturalne dla tamtejszej mniejszości żydowskiej. Przyjazne stosunki z Niemcami, które panowały w mieście przez prawie trzy stulecia, przerwało dojście do władzy Adolfa Hitlera. Jednak w nocy z 9 na 10 listopada 1938 roku „noc kryształowa” zawisła także nad Słupskiem. Bojówki nazistowskie podpaliły synagogę. Straż pożarna została pouczona przez gestapo, że ognia nie wolno ugasić. Rano wojskowi saperzy dokończyli dzieła zniszczenia. Wysadzili ocalałe po pożarze mury. Mimo nieustającej nagonki na Żydów i fali terroru, która zalewała kraj, burmistrz Słupska dr Walter Sperling nakazał ujęcie podpalaczy. Rozkaz został jednak zbagatelizowany pod naciskami gestapo. Transport słupskich Żydów 10 lipca nie był jedyną taką wywózką w mieście. Po sześciu tygodniach do obozów zagłady wysłano czterdziestu ludzi ze Słupska i drugie tyle z okolicy. Podzielili los z deportowanymi z Niemiec, Francji, Holandii i innych państw Europy. Do tej pory nie znamy nazwisk wszystkich słupskich Żydów wymordowanych przez nazistów.

Cześć ich pamięci

O tych tragicznych wydarzeniach przypominać będzie mieszkańcom Słupska tablica, która 10 lipca 2008 r. zawisła na ścianie sali gimnastycznej Gimnazjum nr 1. Dokładnie tam, gdzie 66 lat temu kilkuset Żydów czekało na swoją ostatnią podróż. Inicjatorką wmurowania tablicy była Isabel Sellheim - Niemka, słupszczanka i świadek wydarzeń lipcowych sprzed kilkudziesięciu lat. Dla niej ta historia jest ciągle żywa. – Żydzi byli naszymi sąsiadami, adwokatami, przyjaciółmi. Lekarzem rodzinnym, który zajmował się mną i moim rodzeństwem była Żydówka. Jednak od 1933 r. wszystko zaczęło się zmieniać – wspomina Isabel Sellheim. - Najpierw pojawiły się zakazy dla Żydów. Nie mogli chodzić do niektórych restauracji, kupować w niektórych sklepach. Jako mała dziewczynka nie rozumiałam, dlaczego ludzie, którzy jeszcze wczoraj byli pełnoprawnymi członkami naszego społeczeństwa, teraz traktowani są jako ci gorsi. W końcu niektórzy zaczęli wyjeżdżać, a pewnego dnia zniknęli wszyscy. Nikt nie mówił wtedy o obozach koncentracyjnych, ludzie nie mieli pojęcia, że one istnieją. Po prostu nagle zabrakło tych lekarzy, adwokatów, sąsiadów – wspomina Sellheim. Mimo że Isabel wyjechała do Niemiec w styczniu 1945 r. Słupsk jest jej ciągle bliski. To, co zdarzyło się w tu latach 40., jest historią nie tylko jej narodu, ale także jej własną, bo była jej świadkiem. Gdy podczas uroczystości odsłonięcia tablicy czytała list nadesłany przez Gerharda Salingera, jedynego, któremu udało się uniknąć śmierci w Auschwitz, głos załamał się jej kilka razy. Wciąż pamięta o tragicznych wydarzeniach sprzed lat. – Jestem związana z tym miastem. To w nim spędzam więcej czasu niż w Niemczech – mówi Isabel Sellheim. – Nie chciałabym, żeby pamięć o dawnym Słupsku żyła jedynie w książkach lub na pocztówkach. To jest nasza wspólna historia, mimo że tragiczna i bardzo skomplikowana.

Tablica pamiątkowa
Pomysł upamiętnienia słupskich Żydów narodził się 10 lat temu. Sellheim pisała wtedy w Niemczech opowiadanie o Żydzie, którego pamiętała z dzieciństwa. Traktowany był jak dziwak, dzieci uwielbiały się za nim uganiać. Wołały za nim Szmaciarz. Nosił mocno znoszone, typowe żydowskie ubranie, a na tle słupskich zasymilowanych Żydów stanowił nie lada ciekawostkę. Wkrótce i on zniknął. Dziesięć lat po napisaniu opowiadania kilkanaście osób zebrało się w Teatrze Rondo i postanowiło zamienić słowa i pamięć w coś trwałego. Komitet społeczny, na czele z szefową Ronda Jolantą Krawczykiewicz, zorganizował aukcję, której celem było ufundowanie pamiątkowej tablicy. – Najcenniejszym darem była 24-tomowa Księga Zohar darowana przez dyrektora szpitala Ryszarda Stusa. Zlicytowaliśmy także „drzewko szczęścia” Jolanty Szczypińskiej, portret Tadeusza Kantora należący do Ryszarda Kwiatkowskiego, zdjęcia i grafiki Isabel Sellheim – wylicza Krawczykiewicz. – W jeden wieczór zebraliśmy ponad pięć tysięcy złotych. Resztę pieniędzy dołożyła Fundacja Ochrony Dziedzictwa Żydowskiego w Gdańsku i tamtejsza Żydowska Gmina Wyznaniowa. W sumie udało nam się zebrać ponad 7 tys. zł.
Tablica waży 198 kg i jest odlana w brązie. Tekst po polsku i niemiecku przypomina o deportacji Żydów ze Słupska i wschodniej części Pomorza, którzy znaleźli się w obozie zbiorczym. Jest jeszcze zdanie po hebrajsku „Błogosławiona jest pamięć”. Pamięć o tragicznej śmierci słupskich Żydów przetrwała także w ich rodzinach. Na odsłonięcie tablicy przyjechał wnuk ostatniego rabina Słupska Amos Kohen. To on ufundował wierną kopię ogrodzenia, które stało niegdyś przed synagogą, a teraz otacza pusty plac przy ul. Niedziałkowskiego. W jego rodzinie wspomnienia o dziadku, doktorze Maksie Josefie, przekazywane są z pokolenia na pokolenie.
– Dziadek przekonał wielu Żydów, żeby opuścili Słupsk i uciekli przed nazistami – wspomina Kohen. – Niestety, do końca pozostał w nim żal, że nie udało mu się uchronić przed śmiercią innych przyjaciół.
Właśnie tym osobom dedykowana jest tablica na ścianie gimnazjum. To o nich ma przypominać. – Postaci, a właściwie ich cienie, przechodzą w przestrzeń zapomnienia – mówi autor projektu tablicy, Edward Iwański. – Możemy ocalić je tylko przez naszą pamięć o nich. Tylko ona może być błogosławiona, bo dzięki niej oni zawsze żyją w naszych sercach i umysłach.

Jestem dumna z tego, że jestem Żydówką
O tym, co oznacza bycie Żydem w dzisiejszej Polsce rozmawiamy z Joanną Katarzyńską–Zientalą, wiceprzewodniczącą Towarzystwa Społeczno-Kulturalnego Żydów, oddział w Gdańsku.

- Czy kolejne formy upamiętnienia holokaustu są zadośćuczynieniem za doznane przez Źydów krzywdy? A może mają po prostu przypominać o naszej historii?

- Po tylu latach od wojny nie możemy już mówić o odkupieniu win. Większość ludzi, którzy są odpowiedzialni za śmierć milionów, została ukarana, a pozostali wciąż są poszukiwani. Teraz możemy jedyne zabiegać o to, aby jak najwięcej ludzi, a w tym mieszkańców Słupska, poznało prawdę i dowiedziało się czegoś więcej o nas – Żydach, ale także o historii własnego miasta.

- Ilu Żydów mieszka obecnie w Słupsku?

- Trudno to określić. Wielu z nich nadal boi się ujawniać swoją tożsamość. Ukrywa ją w obawie przed odrzuceniem czy napiętnowaniem. Mówię tu o ludziach starszych, którzy zetknęli się osobiście z holokaustem, ale także o młodszych, którzy boją się odrzucenia przez swoje środowisko. Po wojnie Żydzi stracili nie tylko swoich bliskich, ale także własną tożsamość. Nawet teraz trudno ją odbudować.

- A pani jest dumna z tego, że jest Żydówką?

- Tak. Należeć do narodu, który mimo tak burzliwej i tragicznej historii przetrwał ponad dwa tysiące lat, i to w diasporze, jest powodem do dumy. Mam pochodzenie żydowskie po ojcu, więc według prawa rabinicznego nie jestem Żydówką, posiadam jednak obywatelstwo izraelskie ze względu na pochodzenie. Mimo to czasem czuję się bardziej Żydówką, niż prawdziwi Żydzi, których znam. Nie boję się mówić o moim pochodzeniu, jestem z niego dumna i staram się to pokazać także przez to, co robię na co dzień.

od 7 lat
Wideo

Reklamy "na celebrytę" - Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto