Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Ursynów ma nowego mistrza ortografii

Redakcja
W tę i we w tę, zhardział, chyży, hoży, niby-różdżka – między innymi z takimi słowami zmagali się miłośnicy poprawnej pisowni na IV Ursynowskim Dyktandzie.

Około 150 osób przyszło w sobotę do ursynowskiej hali sportowej przy ul. Hawajskiej, żeby rywalizować ze sobą o tytuł mistrza ortografii. Zadanie nie było łatwe, bowiem tekst tegorocznego dyktanda ułożyli prof. Jerzy Bralczyk i Włodzimierz Gruszczyński z Wydziału Dziennikarstwa UW.

Dla uczestników przygotowali zaledwie kilka zdań. Długich i naszpikowanych zasadzkami ortograficznymi. – Proszę czytać wolniej, nie nadążamy – krzyczeli piszący. Zwracali uwagę, że na sali znajduje się kilkanaścioro dzieci, które też stanęły w szranki z językiem polskim i nie nadążają. – To im należą się największe brawa za to, że w czasach częstej niedbałości o poprawność językową przyszły tu, żeby zmierzyć się z dorosłymi – mówiła po dyktandzie burmistrz Ursynowa Urszula Kierzkowska.

Młodzi i starsi znawcy ortografii

Wśród małych miłośników ortografii był m.in. Michał: – Ze szkolnych dyktand dostaję szóstki, ale tutaj jest trochę trudniej. Najwięcej problemów sprawia mi interpunkcja. Już drugi raz biorę udział w tej imprezie. Lubię pisać dyktanda i lubię pana Bralczyka, bo on tak śmiesznie opowiada o języku polskim.

Do hali sportowej przybyli też „starzy wyjadacze”, uczestnicy wielu tego typu konkursów. – Co roku staramy się jeździć do Katowic na ogólnopolskie dyktando, a jeśli tylko usłyszymy o jakimś w Warszawie, to nie może nas tam zabraknąć. To świetna zabawa i przy okazji możliwość sprawdzenia swojej wiedzy. Zauważyłam, że niektóre trudne wyrazy często się powtarzają w różnych tekstach, więc można się uczyć na błędach – opowiada pani Marianna, która siedziała w jednej ławce z przyjaciółką Weroniką.

Najwięcej problemów sprawiło znane wszystkim wyrażenie „w tę i we wtę” (albo „wte i wewte” – obie formy poprawne). – Niby każdy je zna, ale dużo osób nie potrafi dobrze napisać, łącznie ze mną – śmiał się Sebastian. I dodaje: – Rok temu miałem ponad dwadzieścia błędów. Mam nadzieję, że tym razem lepiej sobie poradziłem.

Jak trudny to był egzamin można przekonać się samemu. Tekst ursynowskiego dyktanda zostanie opublikowany w poniedziałek, 16 listopada na stronie internetowej Urzędu Dzielnicy Ursynów.

Forma ważniejsza od treści

Dyktando trwało pół godziny. O czym było? – Nie wiem. Skupiałam się na samym tekście, nawet nie starałam się zrozumieć treści – przyznaje z rozbawieniem Alicja. Jedną z niewielu osób, które wiedziały, o co chodziło był… autor Jerzy Bralczyk.

– To opowieść o pewnym wędkarzu. – wyjaśnia profesor. – Duże zainteresowanie wzbudziło zwłaszcza jedno słowo: „półtrzecia”. Otrzymałem od uczestników sporo pytań, ile to jest „półtrzecia kilometra” (wyrażenie z dyktanda). To przestarzały liczebnik dwa i pół, tak jak „półtora” to jeden i pół – dodaje.

Dżinsy i kakałko

Kiedy wszyscy odłożyli długopisy i oddali kartki, nastąpiło wielkie sprawdzanie. W oczekiwaniu na ogłoszenie wyników Jerzy Bralczyk i Włodzimierz Gruszczyński odpowiadali na pytania, m.in. o zapożyczenia w języku polskim.

– Kiedy dwadzieścia lat temu mówiłem studentom, że kiedyś słowo „jeansy” będzie można pisać w spolszczonej wersji: „dżinsy”, to płakali ze śmiechu – wspominał prof. Gruszczyński. – Tak samo ze słowami „businessman”, „sportsman”. Niedługo podobny los spotka pewnie „weekend”.

Jerzy Bralczyk dodał, że zapożyczenia mogą być nieodmienne, ale ich zdrobnienia już dają się odmieniać. – Weźmy na przykład „kakao”. Powiemy, że nie ma już kakao, ale kiedy zdrobnimy, to okaże się, że nie ma kakałka i będzie poprawnie – dowcipnie ilustrował zasady pisowni Bralczyk. – Od "cv" powstało zabawne zdrobnienie „cefałka”. Sympatyczne, choć pewnie nieprędko się przyjmie.

Jak zrobić psikusa czyściochom językowym?

Uczestnicy dyktanda pytali też o nieprawidłowe połączenia związków wyrazowych, takie jak „w każdym bądź razie”, które jest błędnym zestawieniem „w każdym razie” i „bądź co bądź”. – Lubimy mówić trochę dłużej, stąd to dodatkowe słowo „bądź” albo cała masa pleonazmów, np. „cofać się do tyłu”, „wspinać się w górę” – tłumaczył Jerzy Bralczyk.

– Puryści, czyli czyściochy językowe, które tępią takie błędy, są oburzeni, ale autorzy słowników robią im psikusy i wstawiają czasem do nich zwroty takie, jak „w międzyczasie”. My, językoznawcy, mamy ten przywilej, że jeśli jakiegoś słowa nie ma w słowniku, to możemy je tam wepchnąć, chociażby jako potoczne albo książkowe, nawet jeśli wydaje się błędem – mówił ze śmiechem, podając za przykład neologizmy Leśmiana, które pojawiają się w słownikach (np. „stodolić”).

– Uważam, że cokolwiek się pojawia w języku, po coś się pojawia. Nawet słowo, którego nikt nie słyszał, zanim zostało wypowiedziane. Język to furtka w jedną stronę. Wszystko, co do niego weszło, już z niego nie wyjdzie, nawet zapomniane archaizmy sprzed wieków – podkreśla prof. Bralczyk.

Zwycięzcy

IV Ursynowskie Dyktando wygrał Aleksander Meresiński. Nie popełnił ani jednego błędu. Na drugim miejscu znalazł się Michał Gniazdowski, a trzecie miejsce zajęły ex aequo Weronika i Olga Klecel: mama i córka. Przyznano też dziesięć wyróżnień. Ponadto każdy uczestnik imprezy dostał książkę Jerzego Bralczyka "Porzekadła na każdy dzień" i kieszonkowy słownik ortograficzny.

od 12 lat
Wideo

Bohaterka Senatorium Miłości tańczy 3

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto