Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Warmia i Mazury. Hektarów nie da się oszukać

Stanisław Brzozowski
Żeby splajtować na takiej ziemi jak w Garbnie trzeba zupełnie nie znać się na rolnictwie i mieć bardzo dużo złej woli
Żeby splajtować na takiej ziemi jak w Garbnie trzeba zupełnie nie znać się na rolnictwie i mieć bardzo dużo złej woli
Staramy się o okresy ochronne na zakup ziemi przez cudzoziemców. Tymczasem już teraz całe pegeery kupują aferzyści. Zadają gwałt ziemi i chcącym pracować na niej ludziom. Tadeusz R.

Staramy się o okresy ochronne na zakup ziemi przez cudzoziemców. Tymczasem już teraz całe pegeery kupują aferzyści. Zadają gwałt ziemi i chcącym pracować na niej ludziom.

Tadeusz R. zmarł w styczniu po nieudanym przeszczepie serca. Jego interesy na Mazurach padły o wiele wcześniej. Na dobrą sprawę nie wiadomo, kto skosi pszenicę rosnącą dziś w Garbnie, Podławkach czy Kiemławkach. Czy reszta krów, która uchowała się na feremie w Dublinach, należy do banku, czy może do jakiegoś innego nieznanego wierzyciela.

- Kombinat dawał zatrudnienie tysiącowi ludzi, a 30 tysięcy ton pszenicy po żniwach to była u nas normalna sprawa - długoletni dyrektor Kombinatu PGR Garbno (w Sejmie kontraktowym poseł PZPR), Paweł Rogiński, utrzymał go niemal w całości do 1999 roku.

Wtedy poszczególne zakłady poszły pod młotek. Najwięcej, około 3 tysięcy hektarów, wykupiły spółki Tadeusza R.: Garbno, Book Keeping Services; Kiemławki spółka Klimczak, a Podławki; Fundacja Rytm Serca.

Warszawski bizensmen, który swoje spotkanie z pegeerowcami w Garbnie zaczął podobno od słów: "Cześć h...", miał talent do barwnych nazw swoich licznych przedsięwzięć. Jedna ze jego spółek nazywała się "Dom w kwiatach"... Porzucona i otwarta na przestrzał siedziba niegdysiejszej perły "Agrokompleksu" w Garbnie tonie dziś nie w kwiatach, lecz we wronim gównie. W parku rozgrywają się sceny, jak z filmu Hitchcocka.

- Może niepotrzebnie Garbno było do końca bronione. Teraz wiemy, że my powinniśmy szybciej uniezależnić się od PGR-u - Franciszek Misiuwianiec w Garbnie przepracował dobre 20 lat, ostatnio jako zastępca dyrektora do spraw produkcji roślinnej. Wraz z głównym mechanizatorem i kierownikem zakładu - zachowując jeszcze etaty - wydzierżawili pierwsze hektary. Wiedzieli, że nie da się ich oszukać, więc zakasali rękawy, pokazali, że sami też potrafią jeździć traktorem.

- Prawie wszyscy po pięćdziesiątce nie byliśmy już towarem na rynku pracy, a rodziny z czegoś trzeba było utrzymać. Kolega, który rozmawiał z panem R., dostał propozycję pracy, ale od początku było wiadomo, czym to się skończy.
Dyrektorzy stali się prostymi chłopami. Zaczynali od starego traktora.

Dziś liczące 300 ha gospodarstwo Misiuwianiec-Rychel-Krasucki okazało się pewniejszym chlebem niż warszawskie spółki, które wylicytowały Garbno za około 10 milionów złotych. Wylicytowały, bo zapłaciły z tego gdzieś jedną trzecią.

- W życiu nie widzieli rolnictwa, a nas traktowali jak powietrze - Jarosław Lewczyk, rolnik ze wsi Modgarby k. Drogoszy, wygrał ogólnopolski konkurs wiedzy rolniczej. Ma w gospodarstwie komputer, współpracuje z renomowanymi producentami nawozów i środków ochrony roślin, ale jego kombajn liczy sobie 18 lat.

Lewczyk uprawia ponad sto hektarów i gotów jest powiększyć gospodarstwo, ale przyzwyczajony z domu, żeby nad wszystkim mieć kontrolę. Na tysiące hekatarów i duże kredyty się nie rzuci.

Spółki Tadeusza R. nie miały takich oporów. Na garbnowskich polach pojawiły się traktory John Deere, najnowocześniejszy sprzęt. Nawet ziarno od kombajnów ładowało się z pola wprost na Mercedesy. Trwało to jednak bardzo krótko. Może także dlatego, że bardziej niż o zboże chodziło o preferencyjne kredyty na jego skup i dopłaty.

W dokumentach zboże się cudownie rozmnożyło, państwo grzecznie dopłacało, a efektem tego jest leżący od 27 kwietnia w Sądzie Rejonowym w Olsztynie akt oskarżenia. Listę 11 osób oskarżonych o poświadczanie nieprawdy, wyłudzenia itp. otwiera wdowa po zmarłym biznesmenie, Grażyna R. W większości są to osoby z Warszawy, więc olsztyński sąd wystąpił o to, by i proces odbył się w stolicy.

Zbigniew Szerszeń ma swoje gospodarstwo w Gałwunach. Jego 115 hektarów, w dzisiejszych czasach to minimum.

- Po sąsiedzku w Banaszkach leży ugór. Byłem w agencji, że chętnie bym go zagospodarował, ale usłyszałem, że to już raz było sprzedane, a oni nie mają już nic do powiedzenia - Szerszeniowi nie dość, że chce się gospodarować to jeszcze lubi robotę w polu. Stając do przetargu z warszawskimi rekinami finansowymi, taki jak on nie ma jednak szans.

Pola byłego kombinatu od zawsze otaczały gospodarstwo Kluczkowskich w Gudzikach. Za komuny nie można było go powiększyć, bo pierwszeństwo miało rolnictwo państwowe. Teraz też ktoś się okazał ważniejszy.

Waldemar Ś., jedyny z reperezantantów byłego właściciela (z Garbna przeniósł się swoim jeepem do Szestna pod Mrągowem), do którego udało się nam dotrzeć, nie miał prasie nic do powiedzenia. Dał jednak do zrozumienia, że do rozmowy o Garbnie 100-hektarowy rolnik nie jest odpowiednim partnerem. Układać się będą ryby o wiele grubsze.

Tymczasem z 3 tysięcy hektarów przejętych przez spółki Tadeusza R. kilkaset już teraz leży odłogiem. Reszta, nawet jeśli warszawiacy dali radę obsiać je jesienią i dla laika wyglądają całkiem nieźle, bez nawozów, oprysków, oklapnie przed żniwami. Zamiast 60 kwintali pszenicy z hektara, będzie 30 albo jeszcze mniej.

Franciszek Misiuwianiec pokazuje pole w Kiemławkach, które dało kiedyś 105 kwintali pszenicy z hektara. Nawet jeśli byłoby obsiane pozostaje pytanie, kto i czym miałby tu żniwować?

- Wymagalne należności spółek pana R. wobec naszego oddziału wynoszą 2,8 miliony złotych. Około miliona z tego warszawscy komornicy już zresztą odzyskali - mówi Jerzy Lidacki z oddziału Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa w Olsztynie. Agencja zajmuje pierwsze miejsce na hipotekach warszawskich spółek. Jej miliony nie są jednak największe.

Urząd Ochrony Państwa prowadzi śledztwo w sprawie kredytów (około 60 milionów złotych) udzielonych przez giżycki oddziału BGŻ. Zarzuty w tej sprawie postawiono byłej dyketorce oddziału, Ewie A.

Jesienią zwolniła się ona z banku, znajdując (z mężem) pracę u Tadeusza R., który był głównym klientem giżyckiego banku. Ewa A. została księgową w spółce Book Keeping Service w Garbnie, której dług w banku opiewa na 3-4 miliony. Ale i ona już wyniosła się z Garbna.

Jedynym funkcyjnym jest tu dziś, zatrudniony kilka tygodni temu, Zdzisław Fieducik z Sępopola. Nie ma wielkiego pola do popisu, choć sianie jarego jęczmienia pod koniec maja naraziło go na kpiny okolicznych rolników. Głównie jednak pilnuje sprzętu.

- Nie byłoby problemu. Moglibyśmy wynająć firmę ochroniarską i siłą odebrać nasze maszyny. Nie chcemy jednak podejmować działań pozaprawnych - Jerzy Lidacki z AWRSP mówi, że w sprawie maszyn stanowiących własność agencji, ale przejętych i nie spłaconych przez warszawiaków toczą się pertraktacje. Może oddadzą je dobrowolnie. Jeśli nie, przyjdą nakazy sądowe.

Agencja wykonała swój ruch, sprzedając Garbno. Nie ma teraz tytułu do jego odbierania. Jeśli kiedyś odbędzie się przetarg na te tłuste hektary, to prowadzić go będzie komornik. Na pewno znajdzie chętnych. Tylko kiedy?
Wraz z pięcioma zakładami byłego kombinatu spółki Tadusza R. przejęły 96 zatrudnionych tam jeszcze wtedy pracowników.

Gwarancje dla nich szybko trafiły do kosza. W dogorywającej firmie ma dziś pracę może kilkanaście osób. Dużo powiedziane pracę: "świadczą usługi". Każdy z nich musiał zarejsterować własną działalność gospodarczą.

Ludzie wolą nie opowiadać, dlaczego zgadzają się na taki wyzysk. Jest z nimi trochę tak jak w starym dowcipie: są w obozie pracy i jest im bardzo dobrze. Tyle, że dziesięciu lat w nim nie zostaną. Nie zostaną pewnie i dziesięciu miesięcy, ale innej roboty w Garbnie nie ma.

- W całej tej prywatyzacji ludzie są na ostatnim miejscu, dalej nawet niż części zamienne - przyznaje były dyrektor Garbna, Paweł Rogiński.

Jan Fedak, którego spotykamy na ławce przed blokiem w Dublinach, gdzie wiele lat pracował jako brygadzista polowy, też ma o tym swoje zdanie.
- Takiej gospodarki jeszcze nie widziałem. Czerwiec, a tu zając w pszenicy na głowie stoi i jeszcze mu uszy widać.

od 7 lat
Wideo

Precz z Zielonym Ładem! - protest rolników w Warszawie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto