MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Z ARCHIWUM - Wilda do dziś pamięta tragiczną środę'93

Andrzej Rembowski
Przemysław Adamski zrobił to zdjęcie pod koniec akcji ratunkowej. - To była jedna kupa pozwijanego złomu - relacjonuje autor fotografii. FOT. Przemysław Adamski
Przemysław Adamski zrobił to zdjęcie pod koniec akcji ratunkowej. - To była jedna kupa pozwijanego złomu - relacjonuje autor fotografii. FOT. Przemysław Adamski
Właśnie minęło piętnaście lat od najbardziej tragicznego wypadku w historii poznańskiej komunikacji miejskiej. Na skrzyżowaniu ulic 28 czerwca 1956 r. i Pamiątkowej z szyn wypadł tramwaj. Zginęło pięć osób.

Właśnie minęło piętnaście lat od najbardziej tragicznego wypadku w historii poznańskiej komunikacji miejskiej. Na skrzyżowaniu ulic 28 czerwca 1956 r. i Pamiątkowej z szyn wypadł tramwaj. Zginęło pięć osób. Do dziś ofiary nie doczekały się nawet pamiątkowej tablicy - pisze Andrzej Rembowski

Była środa 8 września 1993 roku. Godzina 14:47. Pełne dymu i zapachu wódki podawanej w literatkach wnętrze sali alkoholowej restauracji "Metalowiec" na skrzyżowaniu 28 czerwca 1956 roku z Pamiątkową na Wildzie. W sali obok - tzw. "bezalkoholowej" podawane dania na ciepło. Specjalność zakładu - golonka i zrazy wieprzowe. Dostępna też polska wersja spaghetti. Knajpa pełna ludzi. Do popularnego wówczas "Metalowca" schodzili się ludzie z całej dzielnicy. Klientelę knajpy stanowili też robotnicy z Zakładów Naprawy Taboru Kolejowego i Zakładów Hipolita Cegielskiego. Ci ostatni bardzo jednak walczyli, żeby nie kojarzyć ich z tym miejscem. - Nazwę "Metalowiec" oprotestowały w latach 80. związki zawodowe zakładów HCP - klientela lokalu należała do cokolwiek podejrzanych i "cegielszczakom" nie było w smak kojarzenie jej z pracownikami HCP - pisał Piotr Dutkiewicz w sierpniu 2002 roku w 16. numerze "Przystanku", dwutygodniku miłośników komunikacji.

Okna Metalowca wychodziły na ulicę 28 czerwca. Ruch na ulicy dużo mniejszy niż teraz. Mimo godzin szczytu w knajpie panowała senna atmosfera podsycana kolejnymi pięćdziesiątkami. Metalowiec znany był z tego, że co jakiś czas wybuchały w nim i przed nim ostre awantury. Tym razem był spokój.

Nagle potworny huk. Z szyn dosłownie wystrzelił pełen ludzi tramwaj linii 10. Pierwszy wagon składu typu 105N zamiast pojechać prosto, w kierunku Dębca skręcił w prawo i z impetem wpadł w ulicę Pamiątkową. Runął na ziemię na lewy bok dokładnie przed wejściem do Metalowca. Drugi, wykolejony, dopchnął go do narożnika budynku miażdżąc wnętrze wraz z pasażerami.

- Huk był potworny. Byłam przekonana, że to runęła któraś z kamienic. Część z nich wyglądała wówczas na bardzo zapuszczone. Nie umiałam sobie wyobrazić, że z szyn wypadł tramwaj - mówi pani Ela, kioskarka, która miała swój kiosk dokładnie na skrzyżowaniu obu ulic, ale po drugiej stronie.

Cisza, która zapanowała po wypadku trwała jedynie chwilę. Ludzie z Metalowca rzucili się do pomocy ofiarom wypadku. Przez drzwi knajpy przeskakiwali na przewrócony pierwszy wagon tramwaju i przez powybijane szyby próbowali wyciągnąć ludzi, którzy błagali o pomoc. Wagon stykał się z energetyczną szafką rozdzielczą, co dodatkowo groziło porażeniem prądem.

Widok był makabryczny. Pozwijana stal pierwszego wagonu, kontrastowała z dużo mniej uszkodzonym drugim wagonem. W środku ludzie w strugach krwi. Część z nich nie miała siły błagać o pomoc. Trzy osoby już wówczas nie żyły.

- Jakaś kobieta krzyczała: szukajcie mojej ręki, szukajcie mojej ręki - relacjonuje Magdalena Majewska, mieszkanka kamienicy na feralnym skrzyżowaniu, która jako jedna z pierwszych przybiegła na miejsce wypadku, żeby pomóc jego ofiarom. Po chwili pojawiły się pierwsze karetki ze szpitali Hipolita Cegielskiego i Ortopedyczno-Rehabilitacyjnego im. Degi. - Kursowały do szpitala i z powrotem. Lekarze, uwijali się jak w ukropie. Kobietę bez ręki owinięto kocem. Podbiegł do niej lekarz i wstrzyknął chyba leki uspokajające, bo po chwili była już półprzytomna - dodaje.

Ludzie pomagali lekarzom wyciągając rannych z tramwaju. - Mój wujek zobaczył pod przewróconym tramwajem dłoń. Szarpnął by wyciągnąć przygniecioną ofiarę. Wyciągnął rękę należącą do tej kobiety. Widok był makabryczny - wspomina.

Kilka osób na stałe zostało w tym wypadku kalekami. Skrzyżowanie 28 czerwca z Pamiątkową po dosłownie kilkunastu minutach całe stało we krwi. Na ulicy pełno było szczątków ofiar. Nie każdy miał odwagę pomagać. Wiele osób odchodziło z miejsca zdarzenia, bo nie było wstanie wytrzymać apokaliptycznego widoku.

Akcja ratunkowa trwała ponad dwie godziny. Oprócz załóg karetek pogotowia uczestniczyła w niej także straż pożarna i wozy ratownictwa technicznego. Do holowania uszkodzonych wagonów ściągnięto specjalny dźwig. Po odtransportowaniu do zajezdni na Madalinie na ulicy została jedynie wielka kałuża krwi wsiąkająca w głębokie szczeliny porytego kołami tramwaju asfaltu. Strażacy wodą pod ciśnieniem i szczotkami przez kilkadziesiąt minut usuwali ją z drogi.

- Wszędzie mnóstwo krwi, jęki, ciała leżące w rozmaitych pozycjach. To były momenty grozy dla wszystkich ratowników, mną wstrząsnął widok nieprzytomnego dziecka, obok którego leżała urwana ręka. Myślałem, że chłopak nie żyje, że to jego ręka, ale to była dłoń kobiety. Strażacy dosłownie deptali po kałużach krwi. Wyciąganie poranionych trwało prawie dwie godziny. Nie można było szybciej. To był węzeł gordyjski - relacjonował na naszych łamach brygadier Marek Kordus, dowodzący akcją ratowniczą.

Już wieczorem na wspomnianej szafce energetycznej stały znicze. Ludzie z całej Wildy poszli na mszę modlić się za ofiary wypadku. Ostatecznie zginęło w nim 5 osób. Trzy na miejscu i dwie dzień później w szpitalu. Ponad 60 pasażerów odniosło rany. To najtragiczniejszy wypadek komunikacji miejskiej w Poznaniu.

Kabina motorniczego była tak zmiażdżona, że prowadzący tramwaj mężczyzna nie miał prawa przeżyć. Jednak przeżył. Został uznany przez sąd winnym i skazany na 3 lata więzienia. Przyczyn wypadku do końca nie ustalono, bo wagon został złomowany bez przeprowadzenia dodatkowych badań... Według świadków przyczyną wypadku była zbyt duża prędkość. Tramwaj mógł przejechać zwrotnicę z maksymalną prędkością 5 km/h. Według pasażerów prędkość była dużo większa, a dodatkowo zwrotnica zamiast na wprost była przestawiona w prawo. Dlaczego motorniczy tak pędził? Część świadków relacjonuje, że gonił kierowcę żuka, który kilkadziesiąt metrów wcześniej uszkodził lusterko w tramwaju. Chciał spisać numery samochodu...

Do dziś w miejscu tragedii nie ma żadnej tablicy upamiętniającej jej ofiary. - Czy powinna powstać tam tablica pamiątkowa? Trudno powiedzieć. Rozważymy tę sprawę, ale zastanawiam się, czy jest sens rozgrzebywania tak smutnej historii. To jak wskrzeszanie bólu - mówi Iwona Gajdzińska, rzecznik prasowy MPK.

O tragedii pamiętają jednak poznaniacy. Na szamańskim serwisie Youtube Piotr Szymański umieścił film upamiętniający tragedię. Sam jej szczęśliwie uniknął. - Nie byłem uczestnikiem wypadku, bo feralny tramwaj po prostu mi uciekł. Mieliśmy z rodziną bardzo dużo szczęścia - mówi Piotr Szymański.

Przemysław Adamski, autor zdjęcia, które zamieszczamy wspomina: - Byłem na koniec akcji ratunkowej. Wagony tramwaju były już transportowane do zajezdni na Madalinie. To była jedna kupa pozwijanego złomu - mówi.

Jedyną "pamiątką" po wypadku jest drugi wagon tramwaju feralnego składu o numerze 109, który do dziś jeździ po ulicach Poznania. Po niezbędnych naprawach podczepiono go jako drugi do składu 108+107. Kiedy zakończono eksploatację składów trójwagonowych, odczepiono wagon numer 107 i skład 108+109 jeździ do dzisiaj. - To prawda, choć wagon ten przechodził przez te lata wielokrotnie modernizację - mówi Iwona Gajdzińska.

Miejsce wypadku wzbudza emocje do dziś. W latach pięćdziesiątych "wyskakiwały" tu doczepki skręcających wozów. Dziś zwrotnica nadal jest przekleństwem mieszkańców okolicznych kamienic. Tramwaje wyjeżdżające i zjeżdżające do zajezdni na Madalinie wywołują drgania w domach i bardzo hałasują. Zwrotnica jest remontowana co kilka dni, głównie w nocy. Do dziś tramwaje muszą tu zwalniać.
- Tak będzie jeszcze przez jakiś czas, ale mam naprawdę dobrą wiadomość dla mieszkańców tej dzielnicy. Niebawem zajezdnia zostanie zamknięta, a tramwaje przeniesione do budowanej na Franowie - zapewnia Iwona Gajdzińska.

Wypadki tramwajów w Poznaniu
1998 - "Helmut" został złomowany po uderzeniu w tył tramwaju na ulicy Kurpińskiego
1998 - spalił się "Helmut" na Junikowie
1999 - zderzyły się dwa tramwaje na Rondzie Przybyszewskiego
2001 - tramwaje typu 105 odbywający jazdę próbną skręcając z ulicy Głogowskiej (od Górczyna) w Hetmańską (w stronę Rataj) wypadł z szyn, staranował płotki międzytorowe na przystanku i zatrzymał się dopiero po przejechaniu ok. 300 m po gołej ziemi rozbijając się na słupie trakcyjnym
2002 - samochód wpadł na torowisko na Rondzie Ratuje i zatrzymał się między słupem trakcyjnym a wagonem 102N wypychając go z torów
2002 - tramwaj uderzył w ciężarówką na ulicy Przybyszewskiego
Źródło: Poznański Portal Komunikacyjny, Poznańska Strona Komunikacyjna

od 7 lat
Wideo

Zamach na Roberta Fico. Stan premiera Słowacji jest poważny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Z ARCHIWUM - Wilda do dziś pamięta tragiczną środę'93 - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto