O piszczącym nocami psie anonimowy informator zaalarmował dębicki inspektorat Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt Animals.
– Kiedy przyjechaliśmy na kontrolę, widać było, że zwierzę ma problemy z uszami – relacjonuje Magdalena Baran z inspektoratu OTOZ Animals w Dębicy. – Pies piszczał, kładł się na ziemi i łapami drapał się po głowie. W dodatku miał zdecydowanie za ciasną budę, w której z trudem się mieścił.
Za kilka dni animalsi ponownie skontrolowali posesję. Przez ten czas nic się nie poprawiło. Wręcz przeciwnie. Z uszu czworonoga kapała ropa, sierść była skołtuniona, pies wychudzony. W dodatku przyplątało się także zapalenie spojówek. Towarzyszący inspektorom lekarz weterynarii stwierdził, że pies nadaje się do zabiegu pod narkozą.
Opiekunowie, mimo że nie zapewnili psu należytej opieki, nie zrzekli się go. Decyzją wójta gminy Dębica zwierzę zostało odebrane właścicielom na osiem miesięcy. Psa zabrano w asyście policji i od razu przewieziono do lecznicy, gdzie przeprowadzono niezbędny zabieg. Później pies trafił do domu tymczasowego. Zwierzęciu nadano imię Lexus.
- Wciąż trwa jego leczenie, bo zaniedbania w opiece nad nim spowodowały szereg komplikacji. Niemniej jednak pies ma się już zdecydowanie lepiej i wygląda na szczęśliwego. Odebranie go wcześniejszym właścicielom uchroniło go od pewnej śmierci – tłumaczy Magdalena Baran.
Przeciw 30-letniemu Mirosławowi Z., właścicielowi teriera, prokurator wysłał do sądu akt oskarżenia. Zarzucił mu znęcanie się nad zwierzęciem w okresie od 20 do 30 sierpnia. – Mirosław Z. nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Grozi mu do roku więzienia – wyjaśnia Jacek Żak, prokurator rejonowy w Dębicy.
Przypadek z Latoszyna to nie jedyny przykład braku troski ludzi o zwierzęta. Podczas niespełna rocznej działalności dębickiego inspektoratu OTOZ Animals interwencji było kilkadziesiąt. Najgłośniejszą sprawą było ujawnienie makabrycznych warunków panujących w punkcie skupu zwierząt rzeźnych w Woli Szczucińskiej (woj. małopolskie). Tam wychudzone konie i krowy trzymane były wśród rozkładających się zwierzęcych zwłok, odchodów i biegających wszędzie szczurów. O swoje ptaki nie potrafiła natomiast zadbać starsza dębiczanka. W dwóch klatkach trzymała kury i koguty, które stały w tak grubej warstwie odchodów, że ptakom nie było widać nóg. W innej klatce znajdowały się gołębie. Nie były one wypuszczane z niewoli, bo właścicielka twierdziła, że nie lubią latać. Sąsiedzi wyjaśnili natomiast, że ptaki nie nauczyły się latać, bo od małego były więzione. Właścicielka ptaków miała też uwiązanego kota, a drugiego zamknęła w klatce.
MECZ Z PERSPEKTYWY PSA. Wizyta psów z Fundacji Labrador
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?