Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Animalsi w obronie zaniedbanych krów. Sprawa trafiła do prokuratury

Paweł Janusiewicz, Piotr Furtak
Obrońcy zwierząt o sytuacji w gospodarstwie zawiadomili prokuraturę
Obrońcy zwierząt o sytuacji w gospodarstwie zawiadomili prokuraturę Fot. P.Janusiewicz
Kilka ogólnopolskich stacji telewizyjnych zjechało na początku tygodnia do Janowic. O niewielkiej wsi w gminie Nowa Wieś Lęborska jeszcze nigdy nie było tak głośno. Wszystko za sprawą członków Ogólnopolskiego Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami "Animals" oraz Stowarzyszenia Straż dla Zwierząt. Miłośnicy zwierząt zainteresowali się bowiem losem krów w jednym z największych gospodarstw zajmujących się hodowlą bydła w rejonie lęborskim. Sprawa trafiła do prokuratury.

Mimo, że na pierwszy rzut oka obrazki z Janowic wyglądają makabrycznie, to wiele wskazuje na to, że właściciele gospodarstwa mogą nie ponieść żadnych poważniejszych konsekwencji. Kluczowa będzie bowiem opinia weterynarzy, a ci, poza nienajlepszymi warunkami zoohigienicznymi nie widzą poważniejszych zaniedbań w gospodarstwie w Janowicach.

Obrońcy zwierząt zostali zaalarmowani o sytuacji w gospodarstwie najprawdopodobniej przez jednego z byłych pracowników. Wskazywałyby na to zdjęcia, które ich zszokowały i zainteresowały sprawą. Właściciele gospodarstwa nie chcieli jednak wpuścić przedstawicieli obu stowarzyszeń na teren. Konieczne było wsparcie ze strony policji. Dopiero w asyście mundurowych obrońcom zwierząt udało się wejść do obór i rozpoznać sytuację. Twierdzą, że to, co zobaczyli potwierdziło ich obawy.

- Warunki bytowe zwierząt są fatalne - mów Paweł Gebert, inspektor ds. ochrony zwierząt z OTOZ Animals. - Podczas kontroli hodowli, którą przeprowadziliśmy wspólnie ze Stowarzyszeniem Straż dla Zwierząt, stwierdziliśmy mnóstwo niedociągnięć. Dziurawy dach, brak ściółki, przez co zwierzęta musiały leżeć we własnych odchodach. Dwie krowy leżały martwe a jedna już dogorywała, kilka nie było w stanie ustać o własnych siłach.
Właścicielami gospodarstwa jest małżeństwo, Polka i Holender. Niecały rok temu kupili je od holenderskich hodowców, u których mężczyzna pracował dotąd jako zarządca. Gdy para została właścicielami, w hodowli doszło do znacznej redukcji kadry. Dotychczasowych pracowników nie zastąpiono jednak nowymi.
- Właściciele zwolnili pracowników z dużym doświadczeniem i długim stażem, więc nie ma co się dziwić, że teraz nie ma komu u nich pracować i sami nie radzą sobie z tak wielkim gospodarstwem - mówi mieszkaniec Janowic. - Jeśli ktoś nie radzi sobie z taką ilością bydła, powinien zmniejszyć rozmiary hodowli.
Wybraliśmy się do Janowic. Na pierwszy rzut oka sytuacja w gospodarstwie nie wyglądała najlepiej. Można było odnieść wrażenie, że niektóre z krów faktycznie są wychudzone. Nasze zastrzeżenia wzbudzały również warunki higieniczne w jakich przebywały zwierzęta. Sami właściciele nie chcieli z nami rozmawiać.
- Proszę opuścić teren. Jeszcze przyniesiecie nam tu jakieś choroby - komentowała współwłaścicielka gospodarstwa.

Piotr Popiela, zarządca dużego gospodarstwa zajmującego się produkcją rolną, leżącego nieopodal hodowli krów, patrzy na sprawę nieco inaczej, choć również zgadza się z tezą, że brak pracowników może stanowić problem.

- Zarządzanie tak dużą inwestycją to bardzo trudne zadanie - stara się usprawiedliwić sąsiadów Popiela. - Wiele razy na własne oczy widziałem, jak właściciel harował do drugiej, czy trzeciej w nocy. Przy tak ograniczonej liczbie pracowników nie da się sprawić, żeby wszystko w gospodarstwie było dopięte na ostatni guzik.
Powiatowy Lekarz Weterynarii w Lęborku, dr Wiesława Broszkowska twierdzi, że sytuacja w janowickim gospodarstwie nie wzbudza niepokoju, jednak można mieć pewne zastrzeżenia co do spraw higieniczno-porządkowych.

- Dwóch inspektorów wnikliwie skontrolowało gospodarstwo, po czym przekazano producentom protokół z zaleceniami, które prawdopodobnie w ciągu najbliższych dwóch tygodni zostaną spełnione - mówi dr Broszkowska. - Co się zaś tyczy zdrowia bydła, to normalnym jest, że w tak licznych stadach zdarzają się przypadki chorób sztuk. Wszystkie są leczone, co oczywiście zajmuje trochę czasu. Regularnie prowadzona jest selekcja, nie ma ryzyka wystąpienia epidemii.
Dr Broszkowska twierdzi, że w tej sytuacji największy problem stanowił brak współpracy stowarzyszeń Animals i Straż dla Zwierząt z inspektoratem.

- Tylko inspektorat ma kompetencje przeprowadzać kontrole na terenie gospodarstw i w jego gestii leży współpraca z innymi instytucjami, takimi jak sanepid, policja czy organizacje działające na rzecz zwierząt - mówi dr Broszkowska. - Akcją wtargnięcia na teren gospodarstwa i nagłośnieniem sprawy można zrobić więcej szkody niż pożytku. Pan, który w mediach tak wzruszał się losem zwierząt przez tydzień nie wykonał nawet jednego telefonu do inspektoratu. Sprawa nie nadaje się dla prokuratury, nie popełniono tu żadnego przestępstwa ani wykroczenia.

Przypadki przemocy

Adam Buczyński, starszy inspektor oddziału Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami Okręg Gdański przyjmuje zgłoszenia dotyczące maltretowanych zwierząt pod nr tel. 609-105-044.
- Nie przechodźmy obojętnie koło potrzebującego pomocy zwierzęcia, gdyż zawsze istnieje szansa jej udzielenia - mówi pan Adam. - Nie jesteśmy całkiem bezradni, gdy zaobserwujemy, jak ktoś bestialsko maltretuje psa czy kota. Jak widać w praktyce, o czym chętnie donoszą media, sporo instytucji reaguje na takie wezwania obserwatorów, w tym policja i straż pożarna. Warto zaznaczyć, że 4 X obchodzimy Światowy Dzień Ochrony Zwierząt. (IP)

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto